Po interwencji w Inowrocławiu policja prostuje komentarz w sprawie działań mundurowych
- Policjanci z Inowrocławia, do których trafiły materiały dotyczące popełnionego wykroczenia, po tym jak mężczyzna odmówił przyjęcia mandatu, nie skierowali wniosku o ukaranie do sądu. Stwierdzili, że w ich ocenie nie zaistniały dostateczne przesłanki aby skierować wniosek o ukaranie - mówi mł. insp. Monika Chlebicz, rzeczniczka prasowa Komendanta Wojewódzkiego Policji w Bydgoszczy.
To sprostowanie informacji, jaką policja podawała pierwotnie. Chodzi o historię interwencji mundurowych w Inowrocławiu, którą opisywaliśmy 18 czerwca. Przypominamy, że chodziło o film zamieszczony na kanale "audyt obywatelski" na YT.
"Tam jakaś mordzia idzie. Niebieski "Pitbull" - słychać na nagraniu z kamery na mundurze policjanta, które pojawiło się w internecie. Mundurowi są w radiowozie, jadą ulicą w Inowrocławiu. Chwilę później pada słowo "atak". Słychać, jak policjanci mówią, że pieszy wyraźnie zmienił kierunek marszu na widok oznakowanego samochodu. Radiowóz zatrzymuje się, a do idącego chodnikiem mężczyzny wydane zostaje polecenie: "Stoi, zatrzyma się pan".
To początek interwencji, która ostała przeprowadzona 20 listopada ubiegłego roku.
Nie reagował na sygnały?
Zatrzymany mężczyzna dopytuje, co jest powodem zatrzymania. Słyszy polecenie, by podszedł "pod samochód", czyli by zbliżył się do radiowozu. Mężczyzna po chwili podchodzi, jednak jeden z policjantów twierdzi, że polecenie nie zostało wykonane. Funkcjonariusz oświadcza zatrzymanemu, że powodem interwencji jest jego zachowanie, iż rzekomo zaczął iść w innym kierunku, kiedy zobaczył policyjny samochód. Mało tego, miał nie zareagować na sygnały "świetlne i dźwiękowe". Przy czym na nagraniu nie słychać syreny policyjnej.
Zobacz również: Policjanci z grupy Speed w Bydgoszczy eskortowali samochód w drodze do szpitala
Dalej zatrzymany zostaje skuty kajdankami za plecami i wprowadzony do radiowozu. Tam następuje przeszukanie jego kieszeni i innych elementów odzieży. Mężczyzna wyjaśnia, że po prostu szedł do domu. Informuje policjantów o bólu, jaki czuje na nadgarstku prawej ręki, a który powodują kajdanki. Policjanci nie reagują na to, z ust jednego z nich pada stwierdzenie, że mężczyzna zachowuje się jak dziecko.
Zatrzymany dowiaduje się, że zostanie ukarany mandatem w wysokości 500 zł, ale nie przyjmuje go. Ostatecznie, kiedy policjanci kończą wypisywanie dokumentów, zatrzymany zostaje wyprowadzony z radiowozu i zdejmowane mu są kajdanki. Na jego nadgarstku widać otarcia.
Po zakończonej interwencji mężczyzna zwrócił się do prokuratury o udostępnienie mu nagrań z policyjnych kamer. Uzyskał do nich dostęp w maju tego roku.
Sprostowanie policji
O komentarz w sprawie działań podjętych przez policję w Inowrocławiu jesienią ubiegłego roku, zwróciliśmy się do Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Pierwotnie rzeczniczka prasowa policji odniosła się do tej sytuacji w słowach: "W wyniku podjętej interwencji policjanci ocenili, że w związku z popełnionym wykroczeniem nałożony zostanie mandat. Zgodnie z procedurą pouczono obwinionego o prawie do odmowy przyjęcia mandatu, z czego mężczyzna skorzystał. W związku z tym sporządzono wniosek o ukaranie do sądu za wkroczenie".
Do tego fragmentu właśnie odnosi się sprostowanie, jakie wpłynęło do redakcji ze strony wydziału prasowego bydgoskiego KWP w piątek, 27 czerwca.
Poza tymi okolicznościami, jak się okazuje, zatrzymany złożył oficjalną skargę na działania policjantów. Konsekwencją tego było przeprowadzone postępowanie skargowe, o którego wyniku "poinformowano osobę skarżącą".
- Niezależnie od tego do prokuratury w Inowrocławiu przekazano materiały wraz z nagraniem z kamer policjantów, z tej interwencji, celem oceny - dodaje Monika Chlebicz.
Rozmowy dyscyplinujące
Rzeczniczka odnosi się również do pytania o ocenę działań podjętych przez policjantów w Inowrocławiu. W odpowiedzi zaznaczyła: "W naszej ocenie policjanci prawidłowo wykonali czynności podejmując interwencję wobec mężczyzny, którego zachowanie wzbudziło ich podejrzenia. Użycie przez policjantów środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej oraz kajdanek uznano za uzasadnione i zgodnie z przepisami".
- Niemniej - dodaje Monika Chlebicz - w naszej ocenie, kajdanki należało zdjąć w momencie, gdy ustała przyczyna, dla której ich użyto, co oznacza, że założone były za długo. Jak wynika z nagrania policjanci, pomimo żądania mężczyzny o ponowne przedstawienie się, nie zrobili tego, co uznano za nieprawidłowe.
W wyniku przeprowadzonego postępowania wyjaśniającego z dwoma policjantami przeprowadzono rozmowy dyscyplinujące, a dwóm udzielono instruktarzu.