Polacy popełniają kosztowny błąd. Ta luka uderza w tysiące rodzin
Dbamy o samochody, w nieruchomościach mamy lukę ubezpieczeniową
Najpopularniejszym ubezpieczeniem w Polsce pozostaje obowiązkowe OC komunikacyjne. Jest ono warunkiem dopuszczenia pojazdu do ruchu, dlatego Polacy kupują je masowo. W ostatnich latach rośnie jednak zainteresowanie także autocasco (AC), które chroni właściciela samochodu przed kosztami naprawy czy kradzieży. To pozytywny sygnał, że część kierowców zaczyna myśleć o własnym bezpieczeństwie i wartości swojego majątku, a nie tylko o wymogach prawnych.
W ubezpieczeniach mieszkań i domów sytuacja również stopniowo się poprawia.
- Jeżeli mieszkamy w dużym bloku i ubezpieczymy nasze mieszkanie, to nie zapłacimy bardzo wiele, bo oczywiście tzw. ilość ryzyk jest mniejsza. Aczkolwiek pożar czy zalanie jest podstawowym ryzykiem, które nam grozi niezależnie, czy mieszkamy w domu jednoosobowym czy w bloku - mówi Jan Grzegorz Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń.
Coraz więcej osób decyduje się na wykupienie polisy, ale wciąż powszechnym zjawiskiem jest zaniżanie sumy ubezpieczenia. Problem tzw. luki ubezpieczeniowej polega na tym, że właściciele deklarują niższą wartość nieruchomości niż jej realna cena rynkowa. W efekcie, gdy dochodzi do pożaru, powodzi czy zalania, odszkodowanie wypłacone przez ubezpieczyciela nie wystarcza na odbudowę czy remont.
- To jest ta przestrzeń pomiędzy realną wartością naszego mieszkania czy naszego domu, a tym, co zgłaszamy do ubezpieczyciela jako sumę ubezpieczenia. I niestety nie mamy tego poczucia, że była inflacja, że ceny usług budowlanych wzrosły, materiałów budowlanych i nagle się okazuje, że jak zdarzy się dramat, jak zdarzy się to, że będzie pożar czy powódź i nagle ubezpieczyciel nam zwraca do sumy ubezpieczenia, czyli kwoty, którą zadeklarowaliśmy. A często za tę kwotę nie możemy odtworzyć naszego majątku. Więc to jest olbrzymi problem w Polsce - zauważa prezes Prądzyński.
Gość Strefy Biznesu podkreśla, ubezpieczenia mieszkań wcale nie są drogie - roczna składka wynosi od 200 do 500 zł. To równowartość kilku rodzinnych wyjść do kina czy zakupu nowego telefonu komórkowego.
- Warto uświadomić sobie, że za stosunkowo niewielkie pieniądze, możemy chronić cały dorobek życia - podkreśla Prądzyński.
Na tle Europy wciąż w tyle. To nie jest kwestia zamożności
Porównania międzynarodowe pokazują, że Polska mocno odstaje od zachodnich państw. We Francji niemal 100% domów i mieszkań objętych jest ubezpieczeniem, i to na realne wartości odtworzeniowe. Dlaczego tamtejsi obywatele podchodzą do tego tak poważnie?
- Na tle zachodniej Europy, tej starej Europy, jesteśmy wyjątkiem. W takiej Francji na przykład prawie 100% mieszkań i domów jest ubezpieczonych na realne kwoty, bo to jest główna składowa naszego majątku - mówi Jan Grzegorz Prądzyński.
W Polsce świadomość w tym zakresie dopiero się kształtuje. Część osób tłumaczy swoje decyzje ograniczeniami finansowymi, jednak - jak zauważa Prądzyński - różnice w kosztach życia i zarobkach wcale nie są tak duże, jak często się sądzi. Problem leży raczej w mentalności i braku tradycji korzystania z ochrony ubezpieczeniowej.
- Trzeba porównywać koszt życia do wynagrodzenia. Kiedy popatrzymy na przykład Francji, którą dobrze znam, to relacja pomiędzy jego zarobkiem a kosztem życia jest bardzo podobna do tego, co mamy w Polsce. Więc oczywiście, koszt ubezpieczenia wpływa na naszą decyzję. Tylko pamiętajmy, chronimy to, co mamy bardzo cenne. Podstawowy składnik naszego majątku. To nie jest kwestia tylko pieniędzy, ale również podejścia. Ubezpieczenia muszą przestać być traktowane jako przykry obowiązek, a zacząć być postrzegane jako naturalny element zarządzania własnym majątkiem i bezpieczeństwem rodziny - mówi prezes PIU.
Polacy ubezpieczają zdrowie, ale to nie rozwiązuje problemu
Coraz więcej Polaków decyduje się na prywatne polisy zdrowotne. Dają one możliwość szybszego dostępu do lekarzy specjalistów, badań diagnostycznych czy rehabilitacji.
Problem w tym, że w polskim prawie wciąż brak jednoznacznej definicji "dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego". Pod tą nazwą funkcjonuje wiele różnych produktów - od prostych pakietów wizyt ambulatoryjnych po rozbudowane programy obejmujące leczenie szpitalne. Każdy z nich ma swoje zalety, ale brak spójności i jasnych regulacji utrudnia rozwój całego rynku.
- Tak, Polacy kupują coraz więcej dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. Tylko musimy sobie zdawać sprawę, że dopóki w Polsce nie zaczniemy poważnej rozmowy pomiędzy państwem a ubezpieczycielami reprezentowanymi przez Polską Izbę Ubezpieczeń, to nie dojdziemy do systemowego rozwiązania dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych - uważa Jan Grzegorz Prądzyński.
Dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne pozostają też stosunkowo drogie, ponieważ nie są powszechne. Jak tłumaczy Prądzyński, cena polisy jest wypadkową dwóch czynników: ryzyka i liczby osób ubezpieczonych. W przypadku komunikacyjnego OC wszyscy kierowcy są zobowiązani do zakupu, co sprawia, że składki są relatywnie niskie. W zdrowiu takiego mechanizmu nie ma - więc koszty rosną.
Publiczna i prywatna służba zdrowia mogą się uzupełniać
Od lat w Polsce mówi się o reformie służby zdrowia, jednak w praktyce zmiany są fragmentaryczne i często doraźne. Brakuje spójnego systemu, w którym publiczna i prywatna opieka zdrowotna mogłyby się uzupełniać.
Przykłady absurdów są liczne. W wielu szpitalach nowoczesny sprzęt medyczny wykorzystywany jest tylko w połowie swoich możliwości, ponieważ NFZ nie refunduje dodatkowych zabiegów. Jeśli placówka chciałaby udostępnić sprzęt prywatnym pacjentom, ryzykuje utratę kontraktu z funduszem. W efekcie zamiast leczyć, urządzenia stoją bezużyteczne.
- Musimy przestać żyć w micie, że publiczna służba zdrowia jest bezpłatna. Ona kosztuje ogromne pieniądze, tylko nie zawsze wydawane są one efektywnie. Konieczne jest wypracowanie systemowych rozwiązań, w których prywatne i publiczne źródła finansowania będą się wzajemnie wspierać, a nie wykluczać - wskazuje Prądzyński.
Przykładem może być wspominana Francja, gdzie dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne mają charakter komplementarny - uzupełniają świadczenia gwarantowane przez państwo, zamiast je dublować. Dzięki temu pacjenci mają dostęp do opieki na odpowiednim poziomie, a jednocześnie system publiczny nie jest przeciążany ponad miarę.
Zarówno w obszarze majątku, jak i zdrowia, Polska stoi przed poważnym wyzwaniem edukacyjnym i systemowym. Z jednej strony potrzebne jest podnoszenie świadomości obywateli, że ubezpieczenie to nie luksus, ale narzędzie ochrony dorobku i bezpieczeństwa rodziny. Z drugiej - konieczne są zmiany prawne i organizacyjne, które pozwolą lepiej wykorzystać potencjał prywatnych ubezpieczycieli i odciążyć publiczny system ochrony zdrowia.
- Bez tego wciąż będziemy krajem, w którym "mądry Polak po szkodzie" pozostaje aktualnym przysłowiem, a reformy zdrowotne sprowadzają się do kolejnych niepełnych rozwiązań - podsumowuje Jan Grzegorz Prądzyński.