Pożar w bloku w Rzeszowie. Poszkodowani lokatorzy czekają na pomoc
Mimo że Miejski Zarząd Budynków Mieszkalnych (MZBM), administrujący blokiem przy ul. Popiełuszki 12, ma już pierwsze dane dotyczące strat poniesionych w wyniku pożaru, to z ich podaniem spółdzielnia musi czekać na zakończenie pracy śledczych z prokuratury.
Mieszkańcy pionu, w którym wybuchł pożar, nie mogli w piątek (20.06) wrócić do swoich mieszkań, pozostali – z sąsiednich klatek – wrócili do siebie.
Przypomnijmy. W środę, 18 czerwca, o godz. 20:45 służby ratunkowe otrzymały zgłoszenie o pożarze w budynku wielorodzinnym przy ulicy Popiełuszki 12 w Rzeszowie. W chwili przybycia na miejsce strażaków okazało się, że płonie mieszkanie na czwartym piętrze. Ogień był tak intensywny, że płomienie wydostające się przez okno sięgały kilku metrów. Na miejscu działały 24 zastępy OSP, w tym 83 strażaków oraz grupy operacyjne komendanta miejskiego i wojewódzkiego PSP.
Ewakuowano w sumie 250 osób z trzech klatek schodowych budynku. 33 osoby wymagały pomocy medycznej, w tym 14-letnia Julia, która zatruła się dymem. Mimo długotrwałej reanimacji życia nastolatki nie udało się uratować. Walka z ogniem trwała do późnych godzin wieczornych.
Następnie na pogorzelisko weszli śledczy i biegły z zakresu pożarnictwa, aby ustalić wstępnie przyczyny pożaru. Policja poszukuje świadków całego zdarzenia. Do tej pory pięcioro z ośmiorga poszkodowanych opuściło szpital. Oprócz zmarłej 14-latki, w rzeszowskim szpitalu przebywa starsza kobieta, zaś w Samodzielnym Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej w Łęcznej, specjalizującym się w leczeniu oparzeń, znajduje się lokator mieszkania, w którym prawdopodobnie doszło do pożaru. Jego stan jest ciężki, zagrażający życiu.
Służby potwierdzają, że mężczyzna uporczywie odmawiał ewakuacji i z epicentrum pożaru został zabrany siłą.
W piątek udało nam się porozmawiać z kilkoma lokatorami klatki, gdzie doszło do pożaru.
– Na razie mieszkam u kolegi, który bardzo mi pomaga. Byłem w mieszkaniu właśnie drugi raz, żeby opróżnić lodówkę, ponieważ nie ma prądu i wszystko może się zepsuć. Mam zalane mieszkanie, wody w nim po kostki. Nie wiem, ile zajmie osuszanie tego – zastanawia się spotkany przez nas starszy mężczyzna.
Pan Wojtek, mający mieszkanie na ostatnim piętrze, w chwili wybuchu pożaru nie był obecny w mieszkaniu.
– Wracałem ze spaceru, kiedy usłyszałem syreny i zobaczyłem, że pod blokiem jest mnóstwo straży. Szybko podbiegłem i zobaczyłem, jak szaleje ogień. Całą akcję byłem na miejscu, a następnie – gdy okazało się, że nie można wejść do mieszkania – noc spędziłem w samochodzie. Dopiero następnego dnia mogłem zabrać najpilniejsze rzeczy. Mieszkanie mam odymione, ale – na szczęście – większych uszkodzeń nie ma. Największe szkody to jednak ta dziewczyna… bo całe życie miała przed sobą – mówi lokator.
Od strony balkonowej bloku nadal zalegają odpady po pożarze. W pobliżu spotkaliśmy jedną z lokatorek mieszkających w sąsiedniej klatce.
– Strażacy ewakuowali mnie, gdy zaczęło się palić. Trudno uwierzyć w to, co się stało. Wielka tragedia – zarówno dla rodziny tej 14-latki, jak i dla osób, których mieszkania najbardziej ucierpiały. Trzeba wierzyć, że przyczyny zostaną szybko wyjaśnione, a uszkodzone lokale wyremontowane – twierdzi kobieta.
Na miejscu byli też pracownicy rzeszowskiego MOPS-u, którzy kontaktowali się z poszkodowanymi i pomagali w uzyskaniu dotacji celowej, zależnej od skali zniszczeń w mieszkaniach. Do piątkowego południa zdecydowana większość lokatorów złożyła wnioski o pomoc.