Pracownicy strajkują w Gnieźnie. Aktywiści nie przepuszczali samochodów w Jeremiasie
Strajk w fabryce kominów Jeremias w Gnieźnie, który rozpoczął się 3 czerwca, poprzedziły spór zbiorowy i referendum. Pracownicy domagali się m.in. 800 zł podwyżki, zmian w rozliczaniu nadgodzin, korekty wskaźników produkcyjnych oraz dłuższych przerw.Ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która odwiedziła Gniezno z grupą parlamentarzystów, potwierdziła legalność strajku – zarówno publicznie, jak i na podstawie analizy resortu. W czasie wizyty doszło do spotkania z przedstawicielami zarządu, w tym z dyrektorką HR K.R., wobec której Państwowa Inspekcja Pracy skierowała do sądu wniosek o ukaranie za bezprawne zwolnienie dwóch związkowców.Tymczasem zarząd firmy nie uznaje istnienia sporu zbiorowego i złożył pozew o stwierdzenie jego nielegalności. Podważył również ważność referendum, twierdząc, że jego wyniki mogły być sfałszowane – w tej sprawie również skierowano pozew do sądu.
W mediacjach nie pomogła nawet specjalnie zwołana sesja rady miasta (18.06), w której brali udział pracownicy strajkujący, pracownicy biurowi (niestrajkujący) i przedstawiciele zarządu spółki. Mimo że radni jednogłośnie apelowali o próbę pojednania się stron, a nawet proponowali zapewnienie stronom neutralnego gruntu, przedstawiciele spółki wyszli ze Starego Ratusza, a prezes spółki, Marcin Mróz nie podał szefowi związku ręki mówiąc, że nie widzi możliwości dojścia do zgody.
W poniedziałek, 23 czerwca przedstawiciele strajkującego związku pojechali do Warszawy, przed ambasadę Niemiec i tam pikietowali.
- Strajk jest wynikiem złych warunków pracy, zwalczania związków zawodowych i łamania praw pracowniczych przez ten niemiecki koncern. Niemiecka firma otrzymuje wielomilionową pomoc polskiego państwa, ale w celu walki z własnymi pracownikami ignoruje decyzje organów tego państwa: od inspekcji pracy, przez sądy po ekspertyzy samego Ministerstwa rodziny pracy i polityki społecznej. Aby unikać porozumienia, szefostwo uznało, że prawo polskie go nie obowiązuje
- poinformowały władze związkowe.
Tego samego dnia firma wydała oświadczenie kierowane do mediów, w którym podkreślono chęć rozmowy – ale na firmowych warunkach, dodając, że spółka uczestniczyła w mediacjach przy udziale mediatora, ale te rozmowy miały zostać „zerwane przez stronę związkową”. Zarząd spółki chce, aby w rozmowach pojednawczych uczestniczyli tylko przedstawiciele związku z Jeremias i pracownicy, którzy nie strajkują, powrotu strajkujących do pracy oraz „zaprzestanie kampanii oszczerstw, zaprzestanie organizowania zakłócających spokój zgromadzeń i zaprzestanie znieważania osób podejmujących pracę”.
- Protest, o którym mowa, nie reprezentuje stanowiska całej załogi. Zdecydowana większość pracowników codziennie przychodzi do pracy i chce zachować stabilność swojego miejsca zatrudnienia. Ich głos musi zostać wreszcie usłyszany
- poinformowała spółka w wydanym oświadczeniu
Strajk nie ustał także 24 czerwca. We wtorek przed firmę przyjechali nie tylko strajkujący, ale także przedstawiciele Inicjatywy Pracowniczej z innych miast. Pojawili się też nieznani „aktywiści” (zaprzeczyli, że są z IP). Młodzi ludzie sprawili, że samochody ciężarowe i busy nie mogły ani wjechać, ani wyjechać z terenu firmy. Na miejsce przybyła policja, która legitymowała przyjezdnych. Twierdzili oni, że „tylko chodzą chodnikiem”.