Przetrwał 438 dni na morzu. Niezwykła historia Salvadora Alvarengi
Gdy Salvador Alvarenga wypływał na połów rekinów, nie przypuszczał, że stanie się bohaterem jednej z najbardziej nieprawdopodobnych historii. Przez 438 dni dryfował samotnie na bezkresnym Pacyfiku, walcząc z głodem, pragnieniem i własnymi demonami.
Wyprawa, która zamieniła się w koszmar
21 listopada 2012 roku Salvador Alvarenga, doświadczony rybak z Salwadoru mieszkający w Meksyku, wypłynął z portu Costa Azul na południowym wybrzeżu Meksyku. Towarzyszył mu 22-letni Ezequiel Córdoba, z którym miał łowić rekiny i inne ryby na sprzedaż. Ich łódź – niewielka, otwarta panga o długości około 7 metrów – była wyposażona w niewielki silnik, kilka skrzynek na ryby, podstawowe narzędzia i ładunek lodu.
Początkowo nic nie zapowiadało katastrofy. Alvarenga był jednym z najlepszych rybaków w okolicy, znał morze jak własną kieszeń. Jednak już pierwszego dnia pogoda zaczęła się pogarszać.
Wkrótce łódź znalazła się w środku gwałtownej burzy – fale sięgały kilku metrów, deszcz i wiatr uniemożliwiały orientację. Silnik uległ awarii, a fale zmyły z pokładu większość sprzętu i zapasów. Bez możliwości wezwania pomocy – radio nie działało – mężczyźni zostali zdani wyłącznie na siebie.
Walka z głodem i pragnieniem
Przez pierwsze dni Alvarenga i Córdoba próbowali łowić ryby gołymi rękami, zbierali deszczówkę i pili własny mocz, by przetrwać. Szybko skończyły się resztki jedzenia i wody.
Rozbitkowie zaczęli polować na ptaki morskie, żółwie i ryby, które pojawiały się w pobliżu łodzi. Jedli je na surowo, bo nie mieli ognia. Gdy nie padało, musieli pić krew schwytanych zwierząt lub własny mocz.
Z czasem sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Córdoba, młodszy i mniej doświadczony, zaczął tracić nadzieję. Po około miesiącu zachorował – nie był w stanie jeść surowego mięsa i pić wody z deszczu.
Wysoka gorączka, halucynacje i osłabienie sprawiły, że w końcu zmarł na oczach Alvarengi. Salvador, pogrążony w rozpaczy, przez kilka dni rozmawiał z ciałem towarzysza, zanim zdecydował się oddać je morzu.
Ratunek na wyspie Marshalla – koniec odysei
Po 438 dniach dryfowania 30 stycznia 2014 roku łódź Alvarengi dotarła do atolu Ebon na Wyspach Marshalla – ponad 10 800 kilometrów od miejsca, z którego wypłynął. Wycieńczony, wychudzony i niemal nagi Salvador został odnaleziony przez lokalnego mieszkańca, który początkowo uznał go za ducha.
Alvarenga ważył zaledwie 45 kilogramów, miał długą brodę i poparzoną od słońca skórę. Mimo skrajnego wyczerpania był przytomny i potrafił opowiedzieć swoją historię.
Po przewiezieniu na wyspę otrzymał pomoc medyczną. Lekarze byli zdumieni jego stanem zdrowia – nie miał poważnych obrażeń, a wyniki badań wskazywały na niezwykłą odporność organizmu. Salvador szybko odzyskał siły i wrócił do rodzinnego Salwadoru, gdzie został powitany jak bohater.
Wątpliwości, badania i reakcje świata
Historia Alvarengi natychmiast obiegła światowe media. Wielu ludzi nie wierzyło, że można przeżyć ponad rok na oceanie bez zapasów i wsparcia.
Jednak szczegółowe badania, analiza prądów morskich i relacje lekarzy potwierdziły wiarygodność jego opowieści. Eksperci z zakresu medycyny, oceanografii i psychologii uznali, że przetrwanie Alvarengi było możliwe dzięki wyjątkowej zaradności, silnej psychice i odrobinie szczęścia.