Rzeczniczka Praw Dziecka ponagla MEN w sprawie edukacji domowej
W tym artykule:
Król mebli z Sulęcina. Liczył na szybki zarobek. Puściły mu nerwy
Rodzice alarmują o ograniczeniu dostępu do edukacji domowej
Zgłaszający podkreślają, że proponowane przez resort rozwiązania mogą doprowadzić do pogorszenia sytuacji finansowej szkół współpracujących z uczniami w edukacji domowej, a w konsekwencji ograniczyć dostęp do tej formy nauki. Obawiają się, że wielu rodziców nie będzie w stanie pokrywać dodatkowych kosztów, co może pozbawić dzieci prawa do kontynuowania nauki w bezpiecznym środowisku.
Rodzice przypominają, że decyzję o przejściu na edukację domową często podejmowali z powodu trudnych doświadczeń szkolnych swoich dzieci - przemocy rówieśniczej, braku akceptacji czy niezrozumienia potrzeb emocjonalnych. Wskazują, że dzięki nauce w domu dzieci odzyskały poczucie bezpieczeństwa i motywację do nauki.
Nauczyciele potwierdzają wagę tej formy nauki
Do Rzeczniczki Praw Dziecka trafiają również głosy nauczycieli pracujących z dziećmi w edukacji domowej. Z ich relacji wynika, że szkoły prowadzące taką formę kształcenia nie ograniczają się do organizowania egzaminów klasyfikacyjnych.
Oferują uczniom codzienne zajęcia, wsparcie emocjonalne i stały kontakt z nauczycielami, tworząc przestrzeń opartą na relacjach i zaufaniu.
Monika Horna-Cieślak zwróciła się do minister Barbary Nowackiej o przedstawienie stanowiska MEN w tej sprawie, podkreślając, że zmiana zasad finansowania może naruszać prawo dzieci do równego dostępu do edukacji.
Nie przeprowadzono analizy kosztów edukacji domowej przed obniżeniem subwencji
Ministerstwo Edukacji Narodowej przyznało, że nie przeprowadziło rzetelnej analizy kosztów kształcenia uczniów w edukacji domowej przed wprowadzeniem zmian w finansowaniu tej formy nauki.
Resort wskazał, że swoje decyzje oparł wyłącznie na zbiorczych danych z System Informacji Oświatowej (SIO) i sprawozdaniach budżetowych samorządów - które nie pozwalają na odrębne wyodrębnienie wydatków na uczniów edukacji domowej.
Nowe zasady przewidują uproszczony podział subwencji: szkoły prowadzące edukację domową otrzymają pełne finansowanie tylko do 96 uczniów; powyżej tej liczby wskaźniki mają być znacznie niższe, co krytycy uznają za działanie bez solidnych podstaw ekonomicznych.