Scenka ogrodu z Roundhay – pierwszy film świata i jego mroczna tajemnica
Trzy sekundy, cztery osoby i ogród w Leeds – tyle wystarczyło, by narodziło się kino. Ale ten pierwszy film okazał się także początkiem mrocznej, prawie zapomnianej historii.
14 października 1888 roku w spokojnym ogrodzie pod Leeds kamera Louisa Le Prince’a zarejestrowała zaledwie dwadzieścia klatek. Trzy sekundy życia – tyle trwa najstarszy zachowany film w historii kina. Niewiele, a jednak właśnie te trzy sekundy otworzyły zupełnie nową epokę. Dla jego autora i jego bliskich stały się jednak początkiem tragedii.
Ogród, w którym ruszyła przyszłość
Widać cztery postacie: Adolphe Le Prince, Sarah i Joseph Whitley oraz Harriet Hartley. Spacerują po trawniku, uśmiechają się, obracają. Tylko tyle – i aż tyle. Właśnie wtedy po raz pierwszy w dziejach człowieka udało się zarejestrować ruch.
Dziś ten film wydaje się dziwnie przyspieszony. Czasem ktoś idzie tyłem, poły płaszcza wirują wbrew logice. To nie efekt artystyczny, lecz wynik odwrócenia klatek przy późniejszym kopiowaniu. Ten przypadkowy błąd sprawił jednak, że "Scenka ogrodu z Roundhay" ma w sobie coś niepokojącego – jakbyśmy oglądali duchy sprzed wieków.
Dziesięć dni po nagraniu jedna z bohaterek filmu, Sarah Whitley, zmarła. Dla jej zięcia, Louisa Le Prince’a, obraz z ogrodu stał się nie tylko eksperymentem, lecz także ostatnim wspomnieniem rodzinnego popołudnia.
Zniknięcie wynalazcy
Louis Le Prince planował pokaz swojego wynalazku w Nowym Jorku. Miał wyprzedzić wszystkich – Edisona, braci Lumière, całą przyszłą rewolucję kina. We wrześniu 1890 roku pojechał do Francji, by odwiedzić brata w Dijon. Wsiadł do pociągu do Paryża… i ślad po nim zaginął.
Nie znaleziono jego ciała ani bagażu. Nie było żadnych świadków, żadnych tropów. Rodzina przez lata próbowała odnaleźć jego ślad, lecz bez skutku. Zostały tylko spekulacje – przypadkowy napad rabunkowy, samobójstwo, może coś gorszego.
Ponad sto lat później w paryskich archiwach odnaleziono zdjęcie nieznanego topielca z 1890 roku, który wyglądał jak Le Prince. Nigdy jednak nie udało się potwierdzić, że to on. Historia pierwszego filmowca świata kończy się więc w pół zdania.
Syn, który chciał przywrócić ojcu imię
Adolphe Le Prince, młody mężczyzna z ogrodowej scenki, całe życie próbował udowodnić, że to jego ojciec był prawdziwym wynalazcą kinematografii. Zeznawał w sądach, walczył z machiną prawną i pieniędzmi Edisona, próbując udowodnić, że pierwsze ruchome obrazy powstały w Leeds, a nie w laboratorium w Ameryce.
Nie udało się. Adolphe nie doczekał sprawiedliwości. W 1901 roku został znaleziony martwy na plaży pod Nowym Jorkiem. Oficjalnie – samobójstwo. Ale w rodzinie Le Prince’ów nikt już nie wierzył w przypadki.
Trzy sekundy, które przetrwały wszystko
"Scenka ogrodu z Roundhay" trwa niecałe trzy sekundy. Tyle zostało z całej historii – z wynalazku, z ambicji, z rodziny. To tylko krótki film z czterema osobami w jesiennym ogrodzie, a jednak trudno oderwać od niego wzrok.
Może dlatego, że wiemy, co wydarzyło się później. Widzimy uśmiechy ludzi, którzy wkrótce znikną. I czujemy, że w tych kilku klatkach naprawdę ruszyło coś wielkiego – nie tylko kino, ale i cała ludzka potrzeba utrwalania życia, zanim przeminie.
Na koniec
Dziś w miejscu, gdzie powstał ten film, nie ma już domu – został zburzony w latach 70. Pozostały jedynie fragmenty ogrodowych murów. To właśnie tam, między ceglanymi resztkami i zielenią trawy, można jeszcze poczuć, że świat kina zaczął się od zwykłego spaceru.