Ślub Witolda Conti. Tak spędził miesiąc miodowy
Na początku 1938 r. polska prasa filmowa żyła głośnym ślubem aktora Witolda Contiego z Zofią Margulesówną, córką dyrektora generalnego zakładów zbrojeniowych "Pocisk". Amant znany z ról w Janku Muzykancie i Ślubach ułańskich był biseksualistą, byłym kochankiem kompozytora Karola Szymanowskiego i sekretarza Poli Negri Leopolda Brodzińskiego. Swoją wybrankę zabrał zaś w podróż poślubną do… słynnego gejowskiego miejsca schadzek.
Gejowskie miejsce schadzek
Ze względu na teatralne zobowiązania Witolda państwo Kozikowscy vel Conti rozpoczęli swój miesiąc miodowy dopiero w kwietniu 1938 r. Chociaż ich ślub miał wyjątkowo medialny charakter, podróż poślubna odbyła się z dala od żądnych sensacji polskich reporterów.
"Oni również wybrali Włochy na swój miesiąc miodowy – ona i Witold! Zostawili za sobą ostrą polską zimę i wyjechali na Sycylię, wyspę kamienistych plaż i małych wiosek przyklejonych do stromych wzgórz. Aksamitne kwiaty mimozy rozprzestrzeniały swój mocny zapach wokół wyspy, użyczając złotej aury rzymskim ruinom..." – wspominała Zofia Kozikowska w La maggiore.
Prawdopodobnie nowożeńcy świadomie wybrali zagraniczny kurort jako miejsce swojego miesiąca miodowego, aby uniknąć nadmiernego zainteresowania dziennikarzy i licznych wielbicielek Contiego. Taormina, do której udali się małżonkowie, stanowiła ulubione miejsce schadzek homoseksualnych artystów – niemiecki fotograf Wilhelm von Gloeden fotografował tu nagich mężczyzn na tle pięknych śródziemnomorskich krajobrazów, a schronienie przed brytyjską homofobią znaleźli tu m.in. irlandzki poeta Oscar Wilde i brytyjski malarz Robert Hawthorn Kitson.
Krótko przed wybuchem I wojny światowej w Taorminie wypoczywał również kompozytor Karol Szymanowski, który właśnie tam w pełni odkrył swoją homoseksualną orientację. Po powrocie zwierzył się kompozytorowi Arturowi Rubinsteinowi: "Widziałem tam kilku młodych ludzi kąpiących się, którzy mogliby być modelami dla Antinousa [kochanka cesarza Hadriana – przyp. aut.]. Nie mogłem oderwać od nich oczu", co Rubinstein podsumował słowami: "Obecnie [Karol] był zdeklarowanym homoseksualistą, mówił mi to wszystko z błyszczącymi oczami".
W kontekście homoerotycznych relacji Witolda wybór Taorminy na miejsce podróży poślubnej był niejako wystawianiem samego siebie na pokusę, a co za tym idzie także małżeństwa z Zofią na próbę.
XX-wieczni celebryci w kurorcie
Nowożeńcy na Sycylii zatrzymali się w hotelu San Domenico, który działał od 1896 r. i gościł na przestrzeni lat takie sławy, jak Oscar Wilde, Greta Garbo i Marlene Dietrich, a w późniejszych latach także Audrey Hepburn czy Sophia Loren. Jako współczesną ciekawostkę można zaś dodać, że to właśnie w tym hotelu rozgrywała się akcja drugiego sezonu serialu Biały Lotos z Jennifer Coolidge w jednej z głównych ról.
W La maggiore Zofia (Susie) tak opisywała miejsce ich wypoczynku: "San Domenico było klasztorem zanim zostało przebudowane i przekształcone w luksusowy hotel. Znajdowało się na najwyższym płaskowyżu w Taorminie, więc ze swojego pokoju [Susie i Witold] widzieli tylko niebo i pokryte mimozami wzgórza, które nachylone były w stronę szafirowego morza. Przez dziesięć dni korzystali z uroków życia w Grand Hotelu z thé dansants (tańcami przy herbatce) o piątej po południu i wystawnymi obiadami na czele".
Na hotelowym korytarzu Witold i Susie mieli okazję spotkać księcia holenderskiego Bernharda, który rok wcześniej przebywał ze swoją żoną Julianą (późniejszą królową Holandii) w podróży poślubnej w... Polsce. Na Sycylii trafili też na pisarza Jarosława Iwaszkiewicza, który przebywał w towarzystwie dwóch zaprzyjaźnionych młodych poetów, a także na jedną z czołowych polskich dziennikarek filmowych.
Zachowała się księga gości hotelu San Domenico z 1938 r., lecz Witold Conti nie był najwidoczniej na tyle znaną osobą, by poproszono go o złożenie podpisu. Wpisał się do niej natomiast książę Bernhard – zachował się podpis z 9 kwietnia 1938 r. "Bernhard Prince des Pays-Bas", takim bowiem tytułem posługiwał się w owym czasie.
Witold Conti i Jarosław Iwaszkiewicz
O spotkaniu z Witoldem i Zofią Jarosław Iwaszkiewicz wspominał w liście do swojej żony Anny z 15 kwietnia 1938 r.: "To prawdziwe Zakopane, stary [Wacław] Sieroszewski z żoną [Stefanią z Mianowskich Sieroszewską – przyp. aut.], Witkowie Conti, nawet książę Bernard, który ucieka, jak może, od swoich bab, które mu się porządnie pewnie znudziły".
W czasie pobytu w Taorminie Conti i Iwaszkiewicz niejednokrotnie mieli okazję do wspólnych spacerów i rozmów, zapewne o filozofii, którą obydwaj żywo się interesowali. Kiedy w styczniu 1955 r. Iwaszkiewicz przebywał w Taorminie, zanotował w swoim dzienniku: "Dopiero kiedy byłem dzisiaj w teatrze antycznym, przypomniały mi się szczegóły dawnych tu pobytów. Ta willa za zamkiem, »willa irysów«, którą przeznaczyłem sobie na mieszkanie. [...] Spacer z Witkiem Contim (już żonatym) naokoło tego półwyspu (wyspy), koło plaży – jest z tego fotografia z drzewem".
Pamięć o Witku była więc u Iwaszkiewicza żywa nawet dekadę po jego śmierci, co może świadczyć o tym, że panowie byli ze sobą blisko zaprzyjaźnieni.
Niezapomniane chwile
Po dziesięciu dniach w San Domenico Kozikowscy postanowili przenieść się do skromniejszego hotelu, znajdującego się nieco bliżej morza.
Zofia Kozikowska-Osthoff wspominała po latach: "Niemal co wieczór zabierali ze sobą koce, szli wzdłuż plaży i zasiadali w maleńkiej zatoczce, którą dla siebie odkryli. Płynęli wzdłuż srebrnej wstęgi księżycowego światła, a Witold, unosząc się na plecach, śpiewał piosenki. Jak aksamitnie miękko brzmiał jego głos w ciszy i spokoju nocy! Później, odziani w ręczniki, rozciągali się na ciepłym piasku, który odkształcał się od ich ciał, i badali wzrokiem niebo w poszukiwaniu spadających gwiazd, dopóki dźwięki bijących fal nie utuliły ich do snu".
Lubili też spędzać czas, przyglądając się występom różnych grup artystycznych, które zabawiały gości hotelu w specjalnie wydzielonej części plaży.
"Ich ulubioną grupą był duet ojca i syna. Ładny mały chłopiec, o ciemnej karnacji, błyszczących brązowych oczach, z kręconymi włosami, obdarzony był słodkim wysokim sopranem, a jego piosenkom towarzyszyły wymowne gesty. Kiedy śpiewał amore, przyciskał swoje ręce do serca, a kiedy śpiewał dolore, jego ręce uderzały w piersi z rozpaczy. Nie mógł mieć więcej niż sześć lat, a jego ojciec, który towarzyszył mu z gitarą, musiał wciąż być nastolatkiem" – opisywała żona Contiego w książce La maggiore.
Źródło
Niniejszy tekst stanowi fragment najnowszej książki Marka Telera "Witold Conti. Każdemu wolno kochać" (Oficyna Wydawnicza Rytm 2024).