Śmierć hetmana Chodkiewicza. Tak odchodził wielki wódz
Ostatnie dni życia Jana Karola Chodkiewicza minęły na odległym, dnieprzańskim pograniczu pod murami chocimskiej twierdzy. Los jednego z najwybitniejszych hetmanów staropolskich splótł się tam nieodwracalnie z losem całego państwa, które broniło się przed ogromną armią sułtańską.
Dramatyczna obrona nad Dniestrem
Jan Karol Chodkiewicz, hetman wielki litewski, stanął pod Chocimiem przed jednym z najtrudniejszych wyzwań swojej kariery. Latem 1621 roku na Wołoszczyznę wyruszyła potężna armia sułtana Osmana II. Ówczesne szacunki mówiły o sile dwukrotnie przewyższającej polsko-litewsko-kozackie oddziały, które hetman zdołał zebrać nad Dniestrem.
Chodkiewicz, znany z doświadczenia i opanowania, wybrał miejsce bitwy tak, aby ograniczyć turecką przewagę. Pozycje obronne rozciągnął od zamku, przez umocnioną cerkiew, aż po brzeg rzeki. Całość zabezpieczył rowami i drewnianymi ostrokołami, tworząc potężny warowny obóz.
Przez kolejne tygodnie Rzeczpospolita dzielnie odpierała ataki. Obrona opierała się nie tylko na sile żołnierskiej, ale także na duchu, który hetman wzbudzał w swoich ludziach. Czynił to mimo pogarszającego się stanu zdrowia i narastających trudności z zaopatrzeniem.
W obozie zaczął szerzyć się głód i choroby. Żołnierze ginęli nie tylko pod tureckimi szturmami, ale także od zarazy, która dziesiątkowała szeregi. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna z każdym dniem oblężenia.
Choroba niszczy wodza
Sam Chodkiewicz początkowo prowadził działania z charakterystyczną dla siebie energią. Kreślił szczegółowe rozkazy i inspirował podwładnych do maksymalnego wysiłku, nie pokazując słabości. Jego autorytet stanowił fundament całej obrony.
Jednak już w połowie września, gdy Turcy ponowili szczególnie zacięte szturmy, zdrowie wodza gwałtownie się pogorszyło. Początkowo bagatelizowane dolegliwości stawały się coraz poważniejsze. Hetman cierpiał na podagrę, ataki kamicy nerkowej i nawracające napady padaczkowe.
Te choroby coraz częściej wyłączały go z dowodzenia. Doświadczał również skutków długoletniego napięcia nerwowego. Pamiętnik Jerzego Ossolińskiego sugeruje, że wybuchy gniewu i stres niszczyły wodza równie skutecznie jak fizyczne choroby.
Stan hetmana pogarszał się z każdą godziną. Jego najbliżsi współpracownicy z coraz większym niepokojem obserwowali, jak choroba odbiera im niezastąpionego dowódcę w najkrytyczniejszym momencie kampanii.
Ostatnie godziny wielkiego wodza
Około 22 września stan Chodkiewicza stał się krytyczny. Utracił zdolność rozpoznawania nawet najbliższych współpracowników, co zmusiło dowództwo do dramatycznej decyzji. Przeniesiono go z namiotu dowódczego na chocimski zamek, gdzie mógł otrzymać lepszą opiekę.
U schyłku sił hetman w pełni świadomości przekazał komendę nad wojskiem Stanisławowi Lubomirskiemu, podczaszemu koronnemu.
Hetman zmarł 24 września 1621 roku, ku rozpaczy armii, która pożegnała swego wodza w momencie, gdy zagrożenie ze strony Osmanów wciąż nie minęło. Śmierć nastąpiła w najgorszym możliwym momencie dla polskiej obrony.
Wieść o zgonie szybko rozeszła się po obozie i dotarła nawet do sułtana. Ten miał nadzieję, że osłabienie polskiego morale otworzy drogę do ostatecznego szturmu na umocnienia.
Armia bez wodza
Jednak Rzeczpospolita nie tylko nie odstąpiła od boju, ale po przejściowym zamieszaniu udało się utrzymać dyscyplinę. Nowe dowództwo, wspierane przez królewicza Władysława i Kozaków, kontynuowało zaciętą obronę. Walki trwały aż do ostatecznego rozejmu w październiku.
Wojsko dotkliwie odczuło stratę Chodkiewicza, do końca darząc go ogromnym szacunkiem. Pamięć o zwycięskim hetmanie szybko przeszła do legendy. Umocniła jego status jednego z najwybitniejszych wodzów nowożytnej Rzeczypospolitej.
Żołnierze pamiętali, że ich dowódca umarł niemal na posterunku. W chwili, gdy o losach kampanii decydowały ostatnie armatnie salwy i decyzje po obu stronach konfliktu. Nie doczekał ostatecznego rozstrzygnięcia, ale życie ofiarował w służbie ojczyzny.