Sprawa zabójstwa Darii i śledztwo, które przerodziło się w nękanie. "Trudno mówić o sprawiedliwości"
Nierozwiązana sprawa śmierci Darii Relugi
Nieprawomocny wyrok, jaki zapadł 2 czerwca w Sądzie Rejonowym Gdańsk-Północ, dotyczy nie tyle śmierci Darii Relugi, co zdarzeń, które nastąpiły wiele lat po tej tragedii. 4 sierpnia 1995 roku Daria wyszła rankiem z domu w Oliwie. Ciało maturzystki zostało znalezione następnego dnia w pobliskim lesie. Dziewczyna została zgwałcona i uduszona.
Samo śledztwo było przedmiotem wielu kontrowersji. Mimo znalezienia materiałów DNA, nie udało się znaleźć sprawcy. Zagubiono także włos, który mógł należeć do sprawcy, a w sopockiej prokuraturze doszło do zaginięcia akt sprawy. Funkcjonariusze gdańskiego Archiwum X także przyglądali się tej zbrodni, ale bez skutków. Jednym z tropów były portrety pamięciowe trzech mężczyzn, których tożsamości do dzisiaj nie udało się ustalić.
Ojciec zmarłej Darii, Dariusz R., próbował wszczynać własne śledztwo. Podejmował próby medialne, kontaktował się także z prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobro i szefem MSWiA, Mariuszem Kamińskim. Po dwudziestu latach sprawą zainteresował się detektyw-amator, pracujący jako ochroniarz jednego z pomorskich zabytków. We współpracy z ojcem zamordowanej Darii zaczął eksplorować hipotezę, na którą nie posiadał żadnych dowodów. W 2022 roku w Gdańsku mężczyźni wywieszali plakaty ze zdjęciem dziewczyny z informacją o nagrodzie w wysokości 100 tys. zł za wykrycie sprawcy.
Śledztwo przerodziło się w nękanie
W trakcie prowadzonego na własną rękę śledztwa doszło jednak do przekroczenia granic, co potwierdził Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ niedawnym wyrokiem. Ojciec Darii Relugi miał zdaniem wymiaru sprawiedliwości dopuścić się nękania przyjaciółki dziewczyny i bezpodstawnie oskarżać ją o udział w zbrodni. Anna Strzałkowska - dzisiaj psycholożka, wykładowczyni na Uniwersytecie Gdańskim oraz aktywistka LGBT - była ofiarą tego procederu. Wyrok sądu nie daje jej jednak satysfakcji.
- Dla mnie najważniejsze jest to, że sąd oczyścił mnie z zarzutów. Oskarżony ma według wyroku sądu opublikować przeprosiny i przyznać, że kierował oskarżenia wobec mnie bezpodstawnie i wycofuje się z nich - mówi "Dziennikowi Bałtyckiemu" Anna Strzałkowska. - Druga istotna kwestia to także zabezpieczenie. Dozór kuratora sądowego, zakaz zbliżania się i kontaktowania się ze mną przez okres pięciu lat.
W trakcie prowadzonego przez mężczyzn "śledztwa" kobieta mierzyła się cały czas z oskarżeniami, które podważały jej wiarygodność i powodowały problemy w życiu prywatnym i zawodowym. Wszystkie te zachowania miały charakter nękania i doprowadziły do udręczenia pokrzywdzonej, o czym zaświadczył wyrok sądu.
- Przyjeżdżanie pod mój dom, rozklejanie plakatów, montowanie mi kamer, niszczenie mienia - wymienia Anna Strzałkowska. - Nie mam satysfakcji z wyroku. Nie przybyło żadnego dobra, ale czuję się spokojniejsza i mam nadzieję, że ten wyrok zakończy już wszelkie dyskusje o moim udziale w tej - bardzo bolesnej także dla mnie - zbrodni. To była moja przyjaciółka. Jestem bardzo blisko związana z mamą Darii, dla której też było to ciągłe dotykanie kwestii bolesnych. Trudno mówić o sprawiedliwości po czterech latach nękania, napaści w Telewizji Polskiej, wyprowadzki z Gdańska. Nie wiem, co mogłoby zrekompensować ten czas. Uważam po prostu, że wyrok jest adekwatny.
Rola Telewizji Polskiej
Wspomniana przez naszą rozmówczynię "napaść Telewizji Polskiej" odnosi się do zdarzenia, jakie miało miejsce w trakcie całej kampanii ojca Darii. W 2021 roku w jednym z programów gdańskiej Telewizji Polskiej, zaproszono kobietę pod pretekstem stworzenia materiału na temat zbrodni z 1995 roku. Tak przynajmniej twierdzono, ponieważ na miejscu okazało się, że jednym z głównych wątków będzie eksplorowana przez mężczyzn hipoteza. Hipoteza, na którą nie było żadnych dowodów. Zdaniem Anny Strzałkowskiej był to atak, który miał wpisywać się w większą strategię i granie na uprzedzeniach wobec osób LGBT.
- Telewizja Polska wykorzystała tę historię w najtrudniejszym dla społeczności LGBT momencie. Wypowiedzi prezydenta, ministra edukacji oraz cała machina telewizji publicznej została uruchomiona po to, aby stworzyć z osób LGBT wroga, którego można atakować, by wygrać wybory. To wpisywało się świetnie w tę nagonkę - wyjaśnia Anna Strzałkowska. - Telewizja Polska sprawdziła, jakie jest stanowisko prokuratury na temat tej teorii przed moim przyjazdem, a ja nigdy nie byłam w żaden sposób podejrzana w tej sprawie. Zdecydowała się mimo to wykorzystać te kłamliwe oskarżenia, które sfabrykował detektyw-amator. TVP przyjechała do mnie nie po moje wspomnienie o Darii, jak to przedstawiano, ale żeby nagrać materiał o moim rzekomym udziale w tej zbrodni - dodaje.
Strzałkowska zapowiada, że będzie także walczyć o sprawiedliwość w procesie cywilnym przeciwko TVP. Chce domagać się w nim wycofania materiału oraz opublikowania sprostowania i przeprosin. W wyniku nagłośnienia tej niczym niepopartej hipotezy, psycholożka dostawała wiadomości z groźbami, zniszczono jej samochód. Doszło także do ataku na jej dziewięcioletniego syna. W końcu zdecydowała się na wyprowadzkę z Gdańska.
- Materiał, który został wyemitowany, miał nas oczernić. Ja się zgodziłam na ten wywiad, bo nigdy nie odmawiałam wywiadów. Cały czas liczę na to, że poprzez nagłośnienie tej sprawy uda się złapać morderców - opowiada "Dziennikowi Bałtyckiemu" Anna Strzałkowska. - W trakcie rozmowy z tym pseudodziennikarzem okazało się, że zostanę podpisana jako aktywistka LGBT. Kiedy zadał mi pytanie "Czy zna pani hipotezę o tym, że pani stoi za tym morderstwem?", zorientowałam się, że nie chodzi o Darię. W ogóle nie spodziewałam takiego pytania. Przez te wszystkie lata prokuratora, organy ścigania, funkcjonariusze Archiwum X i wszyscy, którzy się zajmowali tą sprawą, jednoznacznie wykluczyli mój udział.
Hipoteza bez pokrycia
Jak dodaje Anna Strzałkowska, teorie przedstawione w materiale TVP, miały opierać się na nieprawdziwych przesłankach przedstawionych przez detektywa-amatora oraz ojca Darii. A te, jej zdaniem, zostały wymyślone na podstawie uprzedzeń do osób ze środowiska LGBT.
- Ta hipoteza opierała się na przypuszczeniach, że czyniłam awanse do Darii, a ta je odrzuciła - wyjaśnia Strzałkowska. - W związku z tym jako osiemnastolatka miałam zlecić morderstwo czy też brać w nim udział... bardzo różne fantazje powstawały. Wszystko to opierało się o uprzedzenie wobec osób LGBT. Mają być tak seksualnie nastawione i nagabywać osoby heteroseksualne, które muszą opierać się, uciekać, bronić. Według tych fantazji osoby LGBT mszczą się w najokrutniejszy sposób - dodaje.
Zgodnie z wyrokiem Sądu Rejonowego Gdańsk-Północ Dariusz R. został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata za uporczywe nękanie Anny Strzałkowskiej. Dodatkowo mężczyzna ma zakaz zbliżania się do kobiety i kontaktu z nią na okres pięciu lat. Musi też zapłacić 30 tys. zł nawiązki, wycofać swoje oskarżenie i opublikować przeprosiny w serwisie społecznościowym.