Strażacy z Chorzowa wyważyli drzwi do zalanego mieszkania, w którym był 90-latek. "Ojciec omal nie dostał zawału"
- Nie było mnie w domu 90 minut, gdy wróciłem z zakupów, przeżyłem szok – opowiada Piotr Zabrzeński.
Jak relacjonuje, powodem interwencji – po zgłoszeniu sąsiadki — było zalanie całego pionu w budynku.
– Pochodziło ono z mieszkania sąsiada z piętra wyżej, mój lokal był tylko poszkodowany, czego strażacy w ogóle nie sprawdzili, albo im się nie chciało. Mój 90-letni ojciec o mało nie doznał zawału serca i nie przypłacił tego życiem. Ojciec wie, że ma nie otwierać i nie rozmawiać z obcymi osobami, dlatego nie odpowiadał strażakom – mówi Piotr Zabrzeński.
W środę złożył skargę w Komendzie Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach na działania chorzowskich strażaków. Domaga się zabezpieczenia zniszczonych drzwi, które obecnie nie spełniają swojego zadania. – Chyba nikt nie chciałby nagle stanąć w obliczu niespodziewanego wydatku rzędu 10 tys. zł. Mieszkanie jest niezabezpieczone – mówi.
- Dla mnie to zwykłe włamanie. Nie było podstaw do tak brutalnej interwencji – uważa Piotr Zabrzeński.
Oficer prasowy komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Chorzowie młodszy kapitan Michał Adamek powiedział "Dziennikowi Zachodniemu", że strażacy podjęli decyzję o wyważeniu drzwi w porozumieniu z obecną na miejscu policją.
Spod drzwi mieszkania wydostawała się woda, a z mieszkającym tam 90-latkiem nie było kontaktu. Sąsiedzi sygnalizowali, że nie widzieli mężczyzny od kilku dni. Przedstawiciele służb uznali więc, że zachodzi realne zagrożenie życia 90-latka i zdecydowali się wyważyć drzwi.