Szaleństwo na chodnikach Wrocławia. Piesi kontra szybcy rowerzyści
Chodnik tylko dla pieszych?
Wrocławscy piesi na chodnikach czują się coraz mniej bezpiecznie. Powodem są nie tylko nieuważni rowerzyści, ale coraz częściej elektryczne jednoślady poruszające się z prędkościami bardziej przypominającymi jazdę po drodze szybkiego ruchu, niż po miejskim chodniku.
W centrum miasta, w tym m.in. w rejonie pl. Orląt Lwowskich, piesi regularnie skarżą się na rowerzystów mknących z prędkością nawet 40 km/h. Zdaniem wielu, głównym źródłem zagrożenia są kurierzy firm dostarczających jedzenie. Presja czasowa i model rozliczeń premiują szybkość. To z kolei skutkuje niebezpieczną jazdą po chodnikach.
- Ci ludzie gnają jak szaleni. Nie rozglądają się, nie dzwonią dzwonkiem. Pojawiają się znikąd. To kwestia czasu, jak ktoś zginie – żali się pan Cyprian, mieszkaniec centrum.
Policja przyznaje, że problem zna. I w miarę możliwości reaguje. Prowadzone są m.in. cykliczne akcje „Rowerzysta”, doraźne patrole. Jednak bez konkretnych zmian w przepisach oraz wyposażenia mundurowych w odpowiedni sprzęt diagnostyczny, skala wykrywania wykroczeń jest ograniczona.
Rower, który nim nie jest
Zgodnie z obowiązującym prawem, legalny rower elektryczny to pojazd wspomagany silnikiem do 250W. Silnik taki działa tylko podczas pedałowania i wyłącza się przy prędkości powyżej 25 km/h. Tyle teoria. Praktyka pokazuje, że wiele rowerów poruszających się po chodnikach we Wrocławiu to konstrukcje pozbawione ograniczników.
Brak takiego ogranicznika pozwala rozwinąć prędkość do 40-50 km/h. A więc tyle, co motorower. Jednak bez specjalnych urządzeń, nie można wypchnąć go poza ramy definicji elektrycznego roweru i podciągnąć go np. pod motorower.
- Stwierdzenie, czy w kontrolowanym pojeździe moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km/h na chwilę obecną, przy braku odpowiedniej aparatury badawczej, stanowi problem – przyznaje kom. Wojciech Jabłoński z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.
Po chodnikach poruszają się też tzw. „pseudo-rowery”. Wyglądające jak rower pojazdy, wyposażone w pedały, ale i w manetkę gazu oraz silnik działający bez potrzeby pedałowania. Wtedy jest to już motorower, a więc wymaga rejestracji, ubezpieczenia OC i obowiązuje go zakaz wjazdu na chodnik. Tutaj funkcjonariusze mają ułatwione zadanie, bo widać element, którego nie powinno być – manetkę gazu. Przepisy dotyczą również rowerów przerabianych w przydomowych garażach.
- Jeżeli pojazd wyglądający jak rower, którego właściciel dokonał zmian w konstrukcji, doprowadził do tego, że faktycznie swoimi parametrami odpowiada motorowerowi, to istotnie pojazd taki powinien być zaopatrzony w tablicę rejestracyjną z tyłu pojazdu, a ponadto właściciel takiego pojazdu obowiązany jest wykupić obowiązkowe ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej – dodaje kom. Wojciech Jabłoński.
Niektóre pojazdy są już fabrycznie modyfikowane w taki sposób, że polskie prawo za nimi nie nadąża.
- Praktyka pokazuje, że w większości przypadków kontrolowany pojazd odpowiada parametrami w części hulajnodze elektrycznej, w innym zakresie motorowerowi, a nawet motocyklowi, co jest na dzień dzisiejszy niemożliwe do sprawdzenia przez funkcjonariusza. Dodatkowo należałoby dostosować szereg przepisów, które pozwalałyby dokonywać zmian konstrukcyjnych tych pojazdów i dawały przejrzyste możliwości ich rejestracji – tłumaczy kom. Jabłoński.
Przykładem takiego pojazdu jest hulajnoga z siodełkiem, zdolna rozwijać prędkość ok. 40 km/h. Przepisy precyzują jedynie hulajnogę elektryczną, gdzie wyraźnie jest napisane: pojazd bez siedzenia i pedałów. Czy jeżdżąc na elektrycznej hulajnodze z siodełkiem możemy czuć się bezkarnie, skoro nie ma jej w przepisach?
- Brak jest możliwości sklasyfikowania takiego pojazdu kategorycznie jako rower, motorower czy hulajnoga elektryczna. W związku z tym trudne do określenia jest, czy i na jakich zasadach pojazd taki może poruszać się po powierzchni przeznaczonej wyłącznie dla pieszych. Ale to nie tak, że kierujący hulajnogą z siodełkiem jest bezkarny. Pojawia się jednak trudność z określeniem kary dla takiego kierującego. W związku z brakiem przepisów, policjanci są zmuszeni do wyboru przepisów, które są najbliższe wykroczeniu. Wszystko zależy od interpretacji policjanta – wyjaśnia kom. Wojciech Jabłoński z wrocławskiej policji.
Jeszcze jeden, niedoprecyzowany przepis
Ustawa Prawo o Ruchu Drogowym przewiduje trzy przypadki, w których kierujący rowerem może wyjątkowo korzystać z chodnika:
- gdy opiekuje się on osobą w wieku do 10 lat kierującą rowerem,
- szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów jest dozwolony z prędkością większą niż 50 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brakuje drogi dla rowerów, drogi dla pieszych i rowerów lub pasa ruchu dla rowerów,
- warunki pogodowe zagrażają bezpieczeństwu rowerzysty na jezdni (śnieg, silny wiatr, ulewa, gołoledź, gęsta mgła).
Zastrzeżeniem w tych trzech przypadkach jest wymóg poruszania się z prędkością zbliżoną do prędkości pieszego, konieczność zachowania szczególnej ostrożności, ustępowania pierwszeństwa pieszemu oraz nie utrudniania mu ruchu. Ustawodawca zapomniał jednak napisać, co rozumie pod sformułowaniem „prędkość zbliżona do pieszego”. Czy to 5 km/h? 8 km/h? A może chodziło o pieszych, którzy biegną do pracy z prędkością 12 km/h? Tego w przepisach nie ma.
- Działanie policji musi być oparte na podstawie prawa i jego granic. Prędkość pieszego nie jest określona, a jedynie sklasyfikowana jako wartość empiryczna. Aktualnie, dopóki brak jest odpowiednich wytycznych co do postępowania lub ujawniania naruszeń (kontrola prędkości), działania funkcjonariuszy ograniczone są do prewencyjnego działania w tym zakresie i niedopuszczania do zjawisk odbiegających rażąco od norm opisany w ustawie Prawo o Ruchu Drogowym, a jeśli sprawa budzi poważne zastrzeżenia, kierowany jest wniosek do sądu o ukaranie kierującego – opisuje problem kom. Wojciech Jabłoński.
Policja: Skala problemu we Wrocławiu jest duża
W 2024 roku wrocławska policja interweniowała wobec rowerzystów ponad 1500 razy, w tym za jazdę po chodniku zastosowano 328 środków karnych. Od początku 2025 roku do końca maja było już 106 takich przypadków. Za nieuprawnione korzystanie z chodnika mandat to 200 zł, a gdy rowerzysta jedzie po chodniku z prędkością wyższą niż prędkość pieszego, nie ustępuje mu pierwszeństwa lub utrudnia mu ruch – 300 zł.
- Zgłoszenia dotyczą różnych lokalizacji. Jednak najczęściej są to miejsca znajdujące się w ścisłym centrum Wrocławia, gdzie ruch pieszych jest z naturalnych przyczyn wzmożony – komunikuje wrocławska policja.
Podkreślając jeszcze raz, że problemem przy interwencjach jest brak odpowiednich zapisów prawa, narzędzi do wykrywania naruszeń, a także odpowiedniej infrastruktury.
- W dobie postępu technologicznego, przepisy muszą zostać dostosowane. Obecnie są niedookreślone. W związku z tym, policjanci będą podchodzić do każdej z sytuacji indywidualnie, ale za każdym razem wymierzać będą kary przez prymat zagrożenia, jakie osoba kierująca tego typu pojazdem stwarza. Ponadto należy dostosować infrastrukturę drogową, dzięki której wymusi się ograniczenie prędkości, wzorem postępowania z kierowcami pojazdów silnikowych – mówi kom. Wojciech Jabłoński.
Wrocław nieprzyjazny rowerzystom
Co na to sami rowerzyści? O zdanie na temat sytuacji zgłaszanych przez pieszych zapytaliśmy Jacka Miłaszewskiego, inżyniera dźwięku, pasjonata miejskiego kolarstwa i obserwatora urbanistyki.
- Z perspektywy osoby, która regularnie bywa pieszym w największych miastach świata, muszę szczerze powiedzieć: nie widzę we Wrocławiu istotnego problemu z niebezpiecznymi rowerzystami na chodnikach. W porównaniu do innych metropolii, gdzie ruch rowerowy jest znacznie intensywniejszy, Wrocław to miasto raczej umiarkowanego, wręcz szczątkowego ruchu rowerowego.
Miłaszewski mówi, że problem leży gdzie indziej. Według niego, Wrocław jest jednym z najmniej przyjaznych miast dla rowerzystów w Europie.
- Miasto stosuje nieudany koncept. Likwidacji ruchu rowerowego z ulic centrum miasta kosztem pieszych. Rowerzyści są systemowo wypychani z jezdni, ale nie mają dokąd pójść. A przecież i tak stanowią ułamek tego, co obserwujemy w miastach Europy Zachodniej czy Ameryki Północnej o podobnym klimacie - zauważa Jacek Miłaszewski.
I analizuje:
- Do tego dochodzi rosnąca liczba dostawców jedzenia poruszających się na często nielegalnych rowerach elektrycznych. To dziś dominująca grupa wśród rowerzystów we Wrocławiu. Wynika to bezpośrednio z warunków: miasto zostało stworzone wokół ruchu samochodowego, z agresywną kulturą jazdy, źle zaprojektowaną infrastrukturą i brakiem bezpiecznych przestrzeni dla jednośladów, w tym lekkich motocykli. Nic dziwnego, że ci ludzie – pracujący pod presją czasu – czują się bezpieczniej na chodnikach niż na jezdni.
Po czym podsumowuje:
Jeśli chcemy ograniczyć konflikty pieszy–rowerzysta, musimy najpierw zapytać: dlaczego ci rowerzyści w ogóle są na chodniku? Odpowiedź niestety nie wystawia Wrocławiowi najlepszego świadectwa.