Szczyrk wprowadza opłatę dla turystów. Miasto nie radzi sobie z kosztami śmieci, tłokiem i utrzymaniem infrastruktury
Bycie miejscowością turystyczną to kij o dwóch końcach. Z jednej strony gmina i część mieszkańców mogą zarabiać na turystyce, z drugiej oznacza to spore uciążliwości dla miejscowych, w tym choćby nieustanny tłok czy problemy z parkowaniem oraz wyższe koszty spowodowane większą ilością śmieci czy częstszymi kursami autobusów.
Trzy warunki do spełniania
Burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy wyjaśnia, że kiedyś gmina pobierała opłatę miejscową, jeszcze na mocy rozporządzenia ówczesnego wojewody bielskiego z 1991 roku, który wskazał takie turystyczne miejscowości w Beskidach. W wielu beskidzkich gmin nadal ona funkcjonuje.
Do jej pobierania muszą być jednak spełnione trzy warunki. Pierwszy: miejscowość musi posiadać walory krajoznawcze. Druga sprawa: w miejscowości powinna istnieć infrastruktura turystyczna. I trzecia kwestia: jakość powietrza. Jednak z czystym powietrzem w Szczyrku bywa problem.
- Miejscowość turystyczna sama w sobie niewiele może zrobić, żeby poprawić jakość powietrza - uważa burmistrz Byrdy.
I ma sporo racji, bo nawet jak wszyscy górale wymienią kopciuchy na piece najnowszej generacji, to Szczyrk przy swoim położeniu, ukształtowaniu terenu i niekorzystnych wiatrach zawsze będzie miał problem ze smogiem - może on przyjść od sąsiadów.
Kilka lat temu katowicki radny KO Patryk Białas, rozczarowany jakością powietrza w górach, złożył do sądu skargę dotyczącą poboru opłaty miejscowej w Szczyrku. W efekcie miejscowość przegrała sprawę, a opłata klimatyczna została zawieszona.
- Podjęliśmy jednak uchwałę o wprowadzeniu opłaty miejscowej od 1 maja do końca września, bo wtedy jesteśmy absolutnie pewni, że jakość powietrza w Szczyrku jest dobra. To opłata miejscowa, a nie klimatyczna, bo opłaty klimatyczne pobierają miejscowości zdrojowe - tłumacz burmistrz Byrdy.
Tak nie da się funkcjonować
Włodarz Szczyrku podkreśla, że nie da się funkcjonować w sytuacji, kiedy nie dość, że gmina straciła dochody z opłaty miejscowej, to jeszcze nie ma wpływów od wyciągów, które wynajęły kancelarię prawniczą i twierdzą, że nie muszą wnosić opłaty, bo stacje narciarskie to nie budowle, lecz urządzenia techniczne. Sprawa jest w toku.
- Budżet gminy stracił około 4,5 miliona złotych. Małe miejscowości takie jak Szczyrk mają budżety po 60 mln zł. Nie jesteśmy w stanie utrzymać 30 tysięcy ludzi. To jest fizyczną niemożliwością. Ktoś się zastanawia jak mam to miasto utrzymać? Wszystko zbilansować? - pyta burmistrz Byrdy.
I wylicza, że samo odśnieżanie miasta kosztuje 1 mln zł, bezpłatna komunikacja w miesiącach grudzień - luty to koszt rzędu pół miliona złotych, a dopłacanie do autobusów Komunikacji Beskidzkiej, żeby częściej kursowały w weekendy, aby turystom było wygodniej, to kolejny wydatek rzędu 700 tys. zł.
- Niestety, nie ma nic za darmo - mówi burmistrz.
Dlatego samorządowcy zdecydowali się na wprowadzenie opłaty miejscowej, która ma choć trochę podreperować gminny budżet.
- To w pewnym sensie rekompensata za wszystkie koszty ponoszone przez mieszkańców dotyczące utrzymania miasta, bo na przykład zbieramy ogromne ilości śmieci, muszą być dodatkowe kursy autobusów, których aż tylu nie potrzebujemy - wyjaśnia Antoni Byrdy.
Zwraca także uwagę, że niewielu mieszkańców Szczyrku korzysta z rozwoju miejscowości.
- Korzystają głównie ludzie z zewnątrz, a nasi mieszkańcy nie wytrzymują konkurencji z deweloperami czy hotelami. Mieszkańcy więc pytają, jak długo mają jeszcze za pewne rzeczy płacić. Ostrzegam przed tym, co się dzieje na zachodzie Europy - Majorce czy Lizbonie, gdzie mieszkańcy protestują przeciwko turystom, bo z powodu rozwoju turystyki drogo jest w sklepach, działki i mieszkania także są drogie - podkreśla burmistrz Byrdy.
Tylko 2,80 zł za dobę od osoby
Opłata miejscowa w wysokości 2,80 zł za dobę od osoby miałaby dotyczyć turystów, którzy przyjadą do Szczyrku na więcej niż 24 godziny. Byłaby pobierana przez inkasentów w hotelach i pensjonatach.
- Umówmy się, to nie jest powalająca suma dla kogoś, kto wynajmuje hotel za tysiąc złotych. Gdybyśmy taka opłatę pobierali cały rok to byłoby dodatkowe 2 miliony złotych w kasie miasta. Dla nas poważne pieniądze - mówi burmistrz Byrdy.
Na razie samorząd przyjął uchwałę w sprawie opłaty miejscowej. W czwartek 26 czerwca samorządowcy zostali zaproszeni na posiedzenie kolegium Regionalnej Izby Obrachunkowej w Katowicach, gdzie będą bronić tej uchwały. Liczą, że wojewoda jej nie zakwestionuje. Wtedy zostałaby wprowadzona od 1 lipca.
- Jeśli decyzja będzie nie po naszej myśli, to będziemy się odwoływać, a w ostateczności - za nierówne traktowanie niektórych jednostek samorządu terytorialnego, bo jedni mogą pobierać taką opłatę, a inni nie, będziemy walczyć dalej. Odwołamy się do sądu i złożymy skargę konstytucyjną - zapowiada burmistrz Byrdy.
Nikt nikogo nie ciągnie na siłę
Czy burmistrz Byrdy nie obawia się niezadowolenia przyjezdnych; komentarzy, że góralom znowu mało i tego, że turyści odwrócą się od Szczyrku?
- Czasami bywam bezwzględny. Nikt nikogo nie ciągnie na siłę, że ma tu przyjechać. Jest ktoś znajdzie tańszy wypoczynek, to ma prawo wyboru - kwituje burmistrz Byrdy.