Tragiczna śmierć Gaudiego. Jak zginął wybitny architekt?
Antoni Gaudí w ostatnich dekadach życia przeszedł niesamowitą przemianę. Z wizjonerskiego architekta stał się ascetą i pokutnikiem. Modlitwa, służba ubogim i codzienna praca na placu budowy wypełniały mu każdy dzień.
Życie w cieniu wielkiej budowy
Po śmierci rodziców i ciężkiej chorobie brata Gaudí przeszedł głęboką przemianę. Prawdopodobnie dotknięty także zawodem miłosnym, całkowicie poświęcił się pracy, modlitwie i pomocy najbiedniejszym. Od 1914 roku wycofał się z towarzyskiego życia Barcelony.
Przez lata projektował domy, parki i pałace dla katalońskiej elity. Teraz odstąpił od luksusowych zleceń i zamieszkał na terenie budowy Sagrada Família. Jego pomieszczenie było skromne i ascetyczne, bez zbędnych wygód.
Każdy dzień miał swój rytuał. Rano uczestniczył we mszy świętej, potem do późna pracował na placu budowy. Często samodzielnie rzeźbił drewniane modele lub dopilnowywał najdrobniejszych szczegółów. Wieczorami udawał się do pobliskiego oratorium św. Filipa Nereusza.
Tam modlił się, spowiadał i przyjmował komunię. Jego wygląd zaczął przypominać barcelońskich żebraków. Zaniedbany strój, zniszczone buty, brudna chusta sprawiały, że trudno było go rozpoznać.
Ostatnie grosze dla świątyni
Gaudí wydawał wszystkie pieniądze na potrzeby budowy i codzienne życie. Nie gromadził majątku, a w kieszeniach nosił tylko kilka orzechów, kawałek chleba i pogniecioną Ewangelię. Przestał dbać o wygodę, elegancki strój, a nawet o własne zdrowie.
Ignorował ból i przemęczenie związane z młodzieńczą chorobą reumatyczną. Ta dolegliwość do końca życia wywoływała u niego ataki bólu i utrudniała swobodne poruszanie się. Mimo to kontynuował pracę nad swoim dziełem życia.
Interesował się losem ubogich mieszkańców miasta. Pamiętał o nich i starał się pomagać w miarę swoich skromnych możliwości. Jego życie stało się przykładem całkowitego oddania wyższej sprawie.
Fatalny dzień
7 czerwca 1926 roku Gaudí wracał z modlitwy do oratorium. Na skrzyżowaniu ulic Bailén i Gran Vía de les Corts Catalanes doszło do tragicznego wypadku. Potrącił go tramwaj linii 30, a 73-letni architekt upadł na bruk z poważnymi obrażeniami.
Złamane żebra, uraz głowy i wewnętrzne krwawienie groziły życiu. Jego nędzny ubiór sprawił, że nikt go nie rozpoznał. Taksówkarze odmawiali przewiezienia go do szpitala, traktując jak zwykłego bezdomnego.
Pomocy udzielili mu dopiero postronni świadkowie. Zawieźli go do Szpitala Świętego Krzyża dla Ubogich, gdzie trafiał każdy, kto nie mógł zapłacić za lepszą opiekę. Tam, pośród ciężko chorych i umierających, leżał najsłynniejszy architekt Barcelony.
Mimo że wieść o wypadku szybko się rozeszła, Gaudí nie odzyskał już przytomności. Przyjaciel i współpracownik Domènec Sugranyes rozpoznał go dopiero następnego dnia. Wtedy przeniesiono go do lepszej sali, gdzie otrzymał sakramenty ostatniego namaszczenia.
Koniec wielkiej epoki
Stan zdrowia geniusza Katalonii bardzo szybko się pogarszał. Nie przeżył kolejnej nocy i zmarł 10 czerwca 1926 roku w wieku 73 lat. Wieść o jego śmierci wstrząsnęła całą Katalonią. To był koniec epoki i pożegnanie z człowiekiem, który pokazał światu Barcelonę w zupełnie nowym świetle.
Uczynił z tego miasta arkę symboli i marzeń. Jego architektura zachwycała mieszkańców południa Europy i gości z całego świata. Teraz ten wizjoner odchodził, pozostawiając niedokończone dzieło życia.
Pogrzeb przypominał najważniejsze państwowe uroczystości. Tłumy mieszkańców wyległy na ulice miasta. Szpaler, którym przeszła trumna z ciałem architekta, ciągnął się przez centrum Barcelony do Sagrada Família.
Zgodnie z wolą Gaudiego został pochowany w krypcie pod ołtarzem kościoła, który miał być "hymnem do Boga utrwalonym w kamieniu". Hołd oddały mu elity polityczne, środowiska artystyczne i zwykli mieszkańcy miasta.