Udane małżeństwo a wędkowanie. Ciekawostki na Dzień Wędkarza
W kalendarzu świąt nietypowych pod datą 23 czerwca widnieje Dzień Wędkarza. Niegdyś święto miłośników "moczenia kija" zostało wprawdzie ustalone na 19 marca, ale w 2017 roku zostało przeniesione właśnie na czerwiec. Po rozmowach z wędkarzami nasuwa się jeden wniosek: to nie jest hobby dla każdego...
O co w tym wszystkim chodzi?
W tym hobby nie chodzi tylko o wielkość ryby, a o szum wiatru, pluskanie wody i święty spokój.
- Głównie świętych spokój naszych drugich połówek, bo z dwojga złego, lepsze to niż, koledzy, piwo i cholera wie, co więcej. Czy uspokaja wędkarza? To już zależy, czy jesteś tym który, łowi rybę za rybą, czy tym, który stoi obok i nic mu nie bierze – Łukasz Kosiba, prezes koła PZW Miasto Gorlice jest szczery w komentowaniu. - Bo, o ile pierwszy jest spokojny, o tyle stan ducha drugiego, cenzuralnie ciężko opisać – dodaje z przymrużeniem oka.
Nadmienia też, że wędkowanie pozwala przestać myśleć o stukniętym szefie, inflacji, kursie franka czy kredycie hipotecznym.
- Zwłaszcza kiedy postoi się pół dnia po pas w lodowatej wodzie – dodaje z przekąsem. - A jeśli i to nie pomoże, to i tak o pracy nie myślimy, lecząc, bądź co bądź, bolesne zapalenie korzonków – dodaje ze śmiechem.
Gatunek tego, co złapie się na wędkę, też ma znaczenie. Dla przykładu taka głowacica. Dla wędkarza jest jak Everest dla himalaisty. Można poświęcić dni na przygotowania, dopiąć wszystko na ostatni guzik, ale i tak to ona ma ostatnie zdanie. Nie da się przywołać, nie da się skusić na błyszczący haczyk. Sama mieni się złociście, dodatków jej więc nie trzeba.
- Takiej „damy” nie łowi się na patelnię – komentował nam Grzegorz Grzywacz, wędkarz z Gorlic. - Ją się łowi, żeby przez te kilkadziesiąt sekund podziwiać - dodaje.
Kapie z kolei, to zupełnie inna sprawa. Bo to przede wszystkim spryciarz, nie jest łatwo skusić go nawet największym smakołykiem. Poza tym to samotnik, jest mało rodzinny. Trzeba mieć do niego cierpliwość.
- Sprzyja temu spokój, cisza, woda, pluskanie – zachwala Piotr Zapert, wędkarz z Bieckiej Grupy Karpiowej Sazan.
Drapieżna królowa polskich rzek
Dla Grzegorza Grzywacza głowacica to ważny element wędkarskiego życia. Ma do niej wielki szacunek i cierpliwość. Wyjazd nad San w lutym - bo to najlepszy czas połowy - nie odstrasza go ani trochę. To nic, że woda ma temperaturę bliską zeru. To nic, że trzeba do niej wchodzić dziesiątki razy, przejść brzegiem kilka, kilkanaście kilometrów i zarzucać wędkę setki razy bez gwarancji sukcesu.
- Głowacica jest nieprzewidywalna w swoich zachowaniach - mówi z przekonaniem. - Ona wie, że za dnia jest najlepiej widoczna, więc robi uniki. Chowa się, by wyjrzeć z rzecznych zakamarków bladym świtem albo późnym wieczorem - opisuje.
Podczas jednej z takich wypraw udało mu się złapać nie lada sztukę - 113 centymetrów długości. Ile ważyła, tego nie wie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pakuje do plecaka wagi, zważywszy na perspektywę długich marszów. Na oko - wyrośnięta sztuka może ważyć kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt kilogramów.
Największe złowione sztuki, którymi chwalą się wędkarze, mają średnio po 120 centymetrów.
-Najpiękniejsze są panie głowacice - większe od panów, połyskują miedzią, odcieniami srebra i czerwieni. W każdym świetle wyglądają inaczej – opisuje.
Rola ryby w wędkowaniu
Miłośnicy „moczenia kija” mają też ulubione powiedzenie: w tym sporcie nie należy przeceniać roli ryby. Czasem bowiem, wędkarz może niemal sam umościć się na haczyku w roli przynęty, spędzić w wodzie całą noc, a i tak nic z tego nie będzie.
- Bo albo pogoda będzie nie taka, albo ryby mają akurat ochotę na coś innego, niż kukurydza, będzie za jasno albo za ciemno. Powodów może być mnóstwo – relacjonowali nam po wielokroć członkowie koła PZW Miasto Gorlice.
Oczywiście, wędkarze chwalą się swoimi zdobyczami. I oczywiście jest tak, że im większy ów okaz, tym zazdrość kolegów rośnie. Piotr Zapert w swoim wędkarskim portfolio ma okaz, który ważył mniej więcej 15 kilogramów. Oczywiście po szybkiej sesji fotograficznej trafił na powrót do stawu i pewnie sobie tam gdzieś pływa.
- Co najpiękniejszego jest wędkowaniu? Wyczekiwanie na nieodgadnione: załapie się, czy nie złapie – komentuje dowcipnie.