V Zlot Czarownic na Łysuli. Hulanki trwały niemal do rana
Łysula trzęsła się w posadach, gdy czarownice zaczęły obrady w ramach swojego piątego zlotu. Dyskusja o przyszłości wiedźmowania, wpływu czarownic na populację kwiatu paproci oraz analiza składu chemicznego wywaru na porost pierza nie trwała długo. Wiedźmy uznały, że wszystko jest w porządku i nie ma sensu gadać. Bo tańczyć można! Grać! Śpiewać! No i jeść od czasu do czasu przepijając.
Ale tak do końca lekko nie było, to musiały zdać prawo jazdy na długą miotłę, bo większości skończył się termin ważności poprzedniego, które notabene zdawały trzysta lat temu. Poza tym Europejska Wspólnota Wiedźm wydała ostatnio raport, z którego wynika, że skala wypadków z udziałem czarownic, które nieumiejętnie posługują się miotłą długą, znacząco wzrosła. Wiadomo, wszystko się zmienia, przepisy lotów też, więc musiały wykazać, że potrafią poruszać się nocą, skręcać nad kominami, omijać gołębie w centrum. Jak one się natrudziły, ile musiały starać, żeby zaliczyć wszystkie testy – trudno ująć w słowa. Aczkolwiek – zdały wszystkie. I odebrały stosowny dokument. Nie zmieniło to jednak nic, że na wieżę na szczycie Łysuli, musiały iść, a nie lecieć.
Jedno tylko zastanawia - po raz kolejny sabat odbył się bez... czarów. Wiedźmy, zamiast mieszać w kotłach i uroku rzucać, wolały biesiadę, a kto się tylko pojawił w zasięgu ich wzorku, musiał zostać nakarmiony i napojony. I nikt nie odważył się im odmówić.