Wrocław: Pozew napisany przez AI pełen błędów. Sąd go oddalił
Sprawa dotyczy zamówienia na stworzenie aplikacji mobilnej, która miała być dostępna dla klientów zarówno przez App Store (dla telefonów z systemem iOS), jak i Google Play (w przypadku Androida).
Firma programistyczna, która zgłosiła się z najbardziej korzystną - pod względem finansowym - ofertą, nie mogła pochwalić się takimi projektami w swoim portfolio, a był to wymóg konieczny, żeby przystąpić do projektu.
Kierowca audi "szponcił" na drodze. Teraz grozi mu więzienie
- Ta spółka miała już aplikację na Google Play natomiast nie posiadała żadnej w App Store. Z tego względu jej oferta została odrzucona, co nie spodobało powodowi (prezes firmy - red.). Stwierdził, że skoro przedstawił najkorzystniejszą ofertę, to powinien zostać wybrany - mówi w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wrocławskiej" mec. Joanna Lesicka, pełnomocnik pozwanego.
Mężczyzna był zdania, że skoro potrafi napisać kod w technologii flutter, to jest to równoznaczne z możliwością stworzenia aplikacji, dostępnej w sklepie App Store. W tym przekonaniu miała utwierdzać go sztuczna inteligencja.
O sprawie jako pierwszy napisał "Dziennik Gazeta Prawna". Jak czytamy w materiale, mężczyzna wniósł do sądu pozew o odszkodowanie. Zarówno ten dokument, jak i pisma procesowe miał napisać za pomocą Chat-u GPT, czyli sztucznej inteligencji.
Jako dowód swojej słuszności dołączył do dokumentów sądowych wydruki "rozmów" z AI. Sztuczna inteligencja patrzyła na jego poczynania przychylnym okiem. Chcąc mu pomóc, powołała się na przepisy, które nie miały zastosowania w tym przypadku, a także nieco udoskonaliła treść istniejących, by pasowały do tego przypadku.
- Podejrzewam, że możemy mieć tu do czynienia ze zjawiskiem "sykofancji". Jest to nieszczere i systematyczne pochlebstwo, które sztuczna inteligencja stosuje, żeby utwierdzić nas w naszych przekonaniach. Model (językowy, jakim jest AI - red.) uczy się nas na podstawie tego, co do niego wprowadzamy i generuje takie treści, żeby nas zadowolić. I tutaj właśnie chyba tak do tego doszło - dodaje mecenas Lesicka.
- Powód powoływał się na wydruki swoich rozmów ze sztuczną inteligencją. Niestety, widoczne było to, że sztuczna inteligencja wręcz napisała to, co on chciał usłyszeć. Po prostu upewniała go w jego bezpodstawnym roszczeniu - mówi w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wrocławskiej".
Wrocławski sąd oddalił pozew. Zdaniem naszej rozmówczyni nie dopatrzono się czynu niedozwolonego. Zbadano, czy zapytanie zostało przeprowadzone zgodnie z: zasadą konkurencyjności, umową o dofinansowanie i kodeksem cywilnym. Sąd również sprawdził, czy doszło do czynu nieuczciwej konkurencji. Nic takiego nie miało miejsca.
W motywach ustnych sąd odniósł się m.in. do wykorzystania chatu, wskazując, że "treści generowane przez AI nie są dla sądu dowodem, a jedynie mogą służyć powodowi do tego, aby móc formułować swoje argumenty" - podaje "Dziennik Gazeta Prawna".
- Sąd wskazał także, że szkoda - wyartykułowana tak naprawdę przez sztuczną inteligencję - nie została wykazana, ani nie zostały tutaj zastosowane żadne zasady logiki, aby tę szkodę prawidłowo wyliczyć - przekazuje nam mec. Lesicka.
Skontaktowaliśmy się z biurem prasowym Sądu Okręgowego we Wrocławiu, żeby dowiedzieć się, czy jest to pierwsza taka sytuacja. Jak tylko dostaniemy odpowiedź, znajdziecie ją w tym miejscu.
Sprawę rozpatrywał Sąd Okręgowy we Wrocławiu: