Wyższy wyrok więzienia dla matki zabitego Maksia i maltretowanej Lenki z Rzeszowa. Jej konkubent z dożywociem
Grzegorz B. został oskarżony o zbrodnie z artykułu 148 paragraf 1 Kodeksu karnego, a więc o zabójstwo półrocznego Maksa, ale i o znęcanie się nad jego siostrą, 2,5-letnią Lenką. Sąd I instancji wymierzył mężczyźnie karę dożywocia. Karinę B. skazano na dziesięć lat więzienia za pomocnictwo w przestępstwie. Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami.
Mężczyzna od wyroku się odwołał, tak jak i Karina B. oraz prokurator okręgowy w Lublinie.
Sąd Apelacyjny w Rzeszowie w poniedziałek postanowił podwyższyć karę pozbawienia wolności matce dzieci z 10 do 12 lat. W przypadku Grzegorza B. wyrok się nie zmienił. Od momentu zatrzymania jest on w więzieniu, a na rozprawy policja przyprowadzała go zakutego w kajdanki. Karina B. obecnie przebywa na wolności. Pracuje dorywczo.
Lekarze zaalarmowali policję
Przypomnijmy. W 2017 roku półroczny Maksymilian trafił do rzeszowskiego szpitala z poważnymi obrażeniami głowy, krwiakiem mózgu, pęknięciami czaszki w dwóch miejscach i połamanymi żebrami. Stan dziecka był krytyczny. Maks zmarł na oddziale intensywnej terapii. Rodzaj obrażeń wskazywał, że były spowodowane celowym działaniem.
Do szpitala trafiła też jego siostra Lena, na której ciele lekarze znaleźli szereg obrażeń. Byli przekonani, iż powstały na skutek maltretowania. Półtora roku wcześniej dziewczynka przebywała w szpitalu, mając połamane obydwie nóżki. Rodzice tłumaczyli lekarzom, że to przez upadek z huśtawki.
Śledczy szybko zatrzymali rodziców dzieci oraz „przyjaciela rodziny” Grzegorza B. Okazało się, że wobec rodziny już rok wcześniej wszczęto procedurę Niebieskiej Karty. Ojciec kilka tygodni przed tragedią wyprowadził się ze wspólnego mieszkania. Karinie B. zdarzało się zostawiać Maksa i Lenę pod opieką Grzegorza B.
Prokuratura: Wyrok jest słuszny
Prokuratura chciała surowszego wyroku dla matki rodzeństwa.
- Ta kara wydaje się sprawiedliwa - komentowała po wyjściu z sali prok. Małgorzata Szewczyk z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Co do poznania motywów wyroku, będziemy występować o uzasadnienie, aczkolwiek na teraz oceniam wyrok jako słuszny - dodała.
- Brawo! Niezła karierowiczka - komentowały głośno słowa prokurator Szewczyk siostry Grzegorza B., które przysłuchiwały się jej rozmowie z dziennikarzami. Wierzą, że ich brat jest niewinny.
Adwokat Kariny B.: Wyrok jest surowy
Marek Książkiewicz, adwokat Kariny B., uważa że wyrok jest surowy. Wskazuje, że Karina B. od dziecka cierpiała na przewlekłą chorobę neurologiczną.
- To jej towarzyszyło przez całe życie - powiedział adwokat po wyjściu z sali.
I taką też linię obrony wybrał mecenas. Zgromadził on obszerną dokumentację medyczną i dołączył do apelacji. Jego zdaniem choroba mogła wpływać na świadomość jego klientki na to, co się wokół niej dzieje.
- A skoro tak, to trzeba się zastanowić, czy w sytuacji takiej, że mamy wcześniejsze opinie Instytut Ekspertyz Sądowych im. Prof. dra J. Sehna w Krakowie, że moja klientka nie bardzo kojarzy, nie ma wyobraźni, nie potrafi wyciągać wniosków z możliwych sytuacji, nie powinno być dopuszczenia dowodu opinii neurologa. Nie zrobił tego żaden sąd - podkreślił mecenas.
Specjaliści z wspomnianego instytutu znaleźli we włosach Kariny B. dowody na to, że w ciągu pół roku zażywała wiele substancji, które przepisywali jej lekarze właśnie w związku z tym, że się leczyła.
Według relacji jej obrońcy, kobieta o tym, co działo się do tej pory pod jej dachem, dowiedziała się w momencie, gdy przyszła policja.
- Wtedy dopiero zaczęła się nad tym zastanawiać. I w jej pierwszych zeznaniach, tych podstawowych, zaczęła mówić, że ona tego nie zrobiła, nie zrobił tego też jej mąż, bo kocha dzieci. Więc musiał to zrobić Grzegorz B. I co robi rzeszowska prokuratura rejonowa? Umarza sprawę przeciwko termu zarzutowi - wskazuje adwokat.
Zwrot w sprawie po decyzji Zbigniewa Ziobry
Karina B. opuściła areszt bez zarzutu pomocnictwa w zabójstwie własnego synka przez zaniechanie. Ale tę decyzję uchylił prokurator generalny, którym ówcześnie był Zbigniew Ziobro.
- I nie ma nowych dowodów - argumentuje mec. Marek Książkiewicz.
Jak więc matka tłumaczyła obrażenia, jakie miały dzieci? Mecenas pokazywał w sądzie ich "piękne" zdjęcia, wykonane sześć dni przed śmiercią Maksa, a świadkowie zarzekali się, że też żadnych obrażeń nie widzieli. To, że Lenka bała się wujka, Karina tłumaczyła... wąsami.
- Nie ma namacalnych dowodów. Nadwyrężamy zasadę domniemania niewinności - argumentował prawnik.
Dzieci były z Grzegorzem B.
Karina B. opowiadała, że sytuacja, gdzie zostawiła dzieci same z Grzegorzem B. była jedna. Poszła do sklepu, bo akurat jej były kochanek dał jej pieniądze na mleko i chleb. Według adwokata, nie otrzymywała ich od męża. Gdy wróciła, Grzegorz przyznał się, że palił papierosa i spadł on na dziewczynkę.
Kiedy bito Maksa po głowie, też jej nie było.
- Dlaczego poszła? Miała odcięty prąd, mąż pijak już z nimi nie mieszkał, miała wypowiedzenie wynajmu mieszkania, bo nie płacił. A Grzegorz B. oferuje jej dwa tysiące złotych - wskazuje prawnik.
Kiedy wychodziła Maksiu spał, a Lenka oglądała bajkę. Cały czas była w kontakcie z Grzegorzem B. Nie było jej około godziny. Wówczas chłopczyk w stanie krytycznym trafił do szpitala, gdzie zmarł.
Wyrok jest prawomocny. Prawnik skazanej zapowiada kasację w Sądzie Najwyższym. Biegli uznali, że Karina B. jest poczytalna.