Zabili, spalili i odeszli. Ciemna karta historii USA
W styczniu 1923 roku na Florydzie rozegrała się tragedia, która przez dekady była tematem tabu. Niewielka miejscowość Rosewood została zniszczona przez tłum białych ludzi. To, co zaczęło się od fałszywego oskarżenia na zawsze zmieniło historię tego miejsca.
Społeczność Rosewood przed masakrą
Miejscowość Rosewood była w latach 20. XX wieku przykładem samowystarczalności i sukcesu afroamerykańskiej społeczności na Południu. Mieszkańcy prowadzili własne firmy, szkoły, kościoły i sklepy.
W 1923 roku w Rosewood żyło około 120 osób, głównie czarnych, ale także kilka rodzin białych. Miasto było przystankiem na linii kolejowej Seaboard Air Line Railway i uchodziło za spokojne, bezpieczne miejsce.
W regionie panowały jednak napięcia rasowe, a Floryda była jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc dla czarnych Amerykanów. Tylko w latach poprzedzających masakrę doszło tam do wielu linczów i aktów przemocy na tle rasowym.
Fałszywe oskarżenie
W Nowy Rok 1923 roku w pobliskim Sumner biała kobieta Fannie Taylor zgłosiła, że została zaatakowana przez czarnego mężczyznę. Szybko pojawiła się plotka, że sprawcą był czarny więzień Jesse Hunter.
Mąż Taylor wraz z sąsiadami i członkami Ku Klux Klanu rozpoczął polowanie na rzekomego napastnika. Wkrótce dołączyły do nich setki białych z okolicznych miast – liczba napastników sięgała nawet 500 osób.
Pierwszą ofiarą był Sam Carter, miejscowy kowal z Rosewood, który został zatrzymany, przesłuchany, a następnie zastrzelony i powieszony na drzewie, gdy nie potrafił udzielić informacji o domniemanym sprawcy. Przemoc szybko eskalowała. Biali uzbrojeni mężczyźni rozpoczęli systematyczne przeszukiwanie domów w Rosewood, grożąc, bijąc i zabijając mieszkańców.
Obrona i eskalacja terroru
Część mieszkańców Rosewood próbowała się bronić. W domu Sarah Carrier, gdzie schroniło się kilkanaście osób, doszło do wymiany ognia. Sylvester Carrier, syn Sarah, zastrzelił dwóch napastników, zanim sam zginął. Dom Carrierów został spalony, a jego mieszkańcy – kobiety i dzieci – uciekli do bagien.
W kolejnych dniach tłum podpalał domy, sklepy i kościoły. Według oficjalnych danych zginęło co najmniej sześciu czarnych i dwóch białych, choć niektóre relacje mówią nawet o 30-40 ofiarach po stronie afroamerykańskiej.
Większość mieszkańców Rosewood ukrywała się przez kilka dni w bagnach i lasach, często bez jedzenia i w przerażających warunkach. Niektórzy zostali uratowani przez białych sąsiadów, którzy potajemnie przewozili ich do Gainesville i innych bezpiecznych miejsc.
Zniszczenie miasta i milczenie władz
Do 7 stycznia 1923 roku Rosewood praktycznie przestało istnieć. Niemal wszystkie budynki zostały spalone, a społeczność rozproszona. Ocaleni nigdy nie wrócili do swoich domów.
Władze Florydy nie zrobiły nic, by ukarać sprawców – żaden z uczestników pogromu nie został aresztowany ani postawiony przed sądem. Wielu mieszkańców przez lata bało się mówić o tragedii, a temat Rosewood został wymazany z lokalnej historii.
Oficjalna liczba ofiar to sześciu czarnych i dwóch białych, ale niektóre źródła podają nawet kilkadziesiąt zabitych. W sumie zniszczono ponad 30 domów, dwa kościoły i większość zabudowań gospodarczych. Miasto zniknęło z mapy, a jego dawni mieszkańcy rozproszyli się po całych Stanach Zjednoczonych.
Pamięć, reparacje i późne zadośćuczynienie
Przez ponad 60 lat masakra w Rosewood była tematem tabu. Dopiero w latach 80. XX wieku ocaleni i ich potomkowie zaczęli mówić publicznie o tragedii.
W 1994 roku stan Floryda jako pierwszy w USA przyznał reparacje finansowe ofiarom masakry i ich rodzinom. Dziewięciu ocalałych otrzymało po 150 000 dolarów, a potomkom przyznano fundusz stypendialny. Całkowita suma reparacji wyniosła ponad 2 miliony dolarów.
W 1994 roku uchwalono także ustawę upamiętniającą tragedię i nakazującą utworzenie stypendiów edukacyjnych dla potomków mieszkańców Rosewood. Do dziś ponad 290 osób skorzystało z programu stypendialnego. W miejscu dawnego miasta ustawiono natomiast tablicę pamiątkową.