Zduńska Wola: Mieszkaniec nie wie dlaczego prokuratura go oskarża
O problemach mieszkańca naszego regionu napisał "Dziennik Bałtycki". Marcin Ojrzyński, mieszkaniec Zduńskiej Woli, podczas majówki 2024 roku odpoczywał z żoną nad morzem w Jantarze. Opowiada, że 1 maja wybrali się na spacer na plażę ze swoimi dwoma wtedy 3-letnimi psami rasy corso cane italiano.
- Szliśmy ulicą Morską, tłumy kierowały się chodnikiem w stronę plaży. Nagle z tego tłumu wyskoczył piesek rasy york z jazgotem, trochę narobił zamieszania. Był na smyczy teleskopowej, czyli właścicielka nie miała kontroli nad nim. Ta pani, chcąc bronić swojego psa, rzuciła się na asfalt, na ręce i na kolana, po czym wstała, stwierdzając, że ma złamaną rękę. Wezwaliśmy policję, chcieliśmy też wezwać karetkę pogotowia, która jednak nie dotarła, bo pani zrezygnowała, to znaczy - opuściła miejsce zdarzenia w obecności dwóch policjantów. Chcieliśmy pomóc, mimo że to nie my zainicjowaliśmy tę sytuację, tylko pani według nas irracjonalnym postępowaniem. Jednak nie chciała żadnej interwencji lekarza - twierdzi Marcin Ojrzyński.
Kobieta była w zaawansowanej ciąży. Mieszkaniec Zduńskiej Woli zapewnia, że miał swoje psy pod kontrolą.
- One zareagowały spokojnie. Na pewno nie dotknęły tej pani. Nie było żadnego kontaktu. A kontakt psów z jej yorkiem - tego nie potrafię powiedzieć, ale nie powinno było być, bo miałem moje na smyczach, na krótko. Podkreślam, że to pies tej pani był na smyczy teleskopowej, czyli w rzeczywistości był niezabezpieczony, bo mógł biegać jak chciał. Wykazał agresję w kierunku moich psów. Mogło być tak, że mój pies się przestraszył - mówi Marcin Ojrzyński.
Pan Marcin myślał, że sprawa jest zamknięta, ale minęły dwa miesiące i jak wyjaśnia, 9 lipca 2024 r. właścicielka yorka złożyła zawiadomienie na policję. Jak się dowiedzieliśmy, dlatego z opóźnieniem, bo w międzyczasie urodziła dziecko. Ze względu na właściwość miejscową sprawa trafiła do komendy w Nowym Dworze Gdańskim, była prowadzona pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Malborku, która umorzyła postępowanie, nie dopatrując się niczego złego w zachowaniu Marcina Ojrzyńskiego.
Jednak jak opowiada jego mecenas, trzy tygodnie później - po zażaleniu złożonym przez pełnomocnika mieszkanki Trójmiasta - prokurator ponownie podjęła sprawę z uzasadnieniem, że potrzebne jest przeprowadzenie czynności procesowych. Wypowiedział się m.in. biegły z zakresu medycyny.
"Nie możemy mieć pretensji, że ktoś idzie zgodnie z prawem"
Drugie postępowanie przygotowawcze prowadzone w Prokuraturze Rejonowej w Malborku zakończyło się już zupełnie inaczej niż pierwsze - bo aktem oskarżenia, zgodnie z którym mieszkaniec Zduńskiej Woli ma odpowiadać za niewłaściwą opiekę nad psami (wykroczenie) i narażenie kobiety na uszczerbek na zdrowiu (zarzut karny).
- Państwo Ojrzyńscy, którzy na co dzień zajmują się prostowaniem często pogmatwanych ścieżek ludzkich, chcąc w długi majowy weekend odpocząć od tego labiryntu ludzkich spraw, udali się do miejscowości Jantar, żeby odpocząć, i tam znaleźli się w okowach rzeczywistości, która często skrzeczy - mówi Tomasz Kotala, adwokat mężczyzny. - Materiał zgromadzony w sprawie budzi bardzo duże wątpliwości. Już na wstępnym etapie sprawy ułożyłem 30 pytań kwestionujących zasadność uruchomienia tego postępowania. Oczywiście w sprawie będzie wypowiadał się sąd.
Mieszkańcy Zduńskiej Woli postanowili zgłosić się z tą sprawą do Krzysztofa Rutkowskiego, łodzianina i właściciela biura detektywistycznego. Właściciel Biura Rutkowski.
Na co dzień zajmujemy się dużymi realizacjami, ale jak widać, dla nas takie sprawy, które mogłyby się wydawać drobne, też są bardzo ważne. Jestem tu jako właściciel dwóch telewizji, w tym Patriot24.net, jest to interwencja medialna. Nie możemy dopuścić do sytuacji, kiedy z taką łatwością wykorzystuje się organy ścigania do rozwiązywania sporów międzyludzkich. Nawet jeżeli pani miała jakiekolwiek zastrzeżenia i zachowała się tak, w jej mniemaniu, dla ochrony swojego psa, to nie możemy mieć pretensji, że ktoś idzie zgodnie z prawem, prowadząc psy na sztywnej smyczy, nie na teleskopowej; psy, które nie stwarzają żadnego zagrożenia, ponieważ nie są to psy agresywne. Sam je znam - mówi Krzysztof Rutkowski.
Corso cane italiano to rasa psów obronnych, stróżujących, tropiących, wykorzystywanych również przez służby mundurowe.
- Moje psy, idąc w tłumie ludzi, sobie spokojnie funkcjonowały. Ani względem tej pani, ani względem pozostałych przechodniów nie były zagrożeniem. Możemy przedstawić badania behawiorystyczne, psy nie są agresywne, wychowane są w delikatności. To jest specyficzna rasa, ale bardzo delikatna. One z nami funkcjonują w domu, robimy z nimi zakupy, nie ma żadnych problemów. Nigdy nie mieliśmy żadnego incydentu - zapewnia Marcin Ojrzyński.
"Jestem niewinny. Czy w przeciwnym razie brałbym Rutkowskiego?"
Data konferencji prasowej (11 września) zorganizowanej przez Biuro Rutkowski nie jest przypadkowa. Zbliżą się proces w Sądzie Rejonowym w Malborku.
- Jeżeli możemy w zarodku pewne rzeczy uświadomić, to prosimy o to, żeby zwrócić uwagę, że jest zarzut wobec osób, które w należyty sposób zajmowały się psami, a tylko i wyłącznie panika była główną przyczyną zachowania mieszkanki - uważa Krzysztof Rutkowski.
Mieszkaniec Zduńskiej Woli dodaje, że nie potrafi zrozumieć, na czym ma polegać jego - na tę chwilę potencjalna - wina. Powtarza, że szedł ulicą, panował nad psami i zobaczył kobietę w zaawansowanej ciąży, która rzuca się na ziemię. Tak to wygląda z jego perspektywy. Z punktu widzenia mieszkanki Trójmiasta - w jej subiektywnym odczuciu - zagrożenie dla jej yorka było realne. Dlatego też dodatkowo w cywilnym postępowaniu przed sądem będzie domagała się odszkodowania w wysokości 80 tys. zł za - jej zdaniem - doznany uszczerbek na zdrowiu.
Pan Marcin nie zgadza się z decyzją prokuratury. Dlatego postanowił zainteresować sprawą Krzysztofa Rutkowskiego, licząc, że jego rozpoznawalność pomoże nagłośnić jego linię obrony.
Ja jestem niewinny, czuję się pokrzywdzony całą sytuacją. Czy w przeciwnym razie brałbym Rutkowskiego? - pyta retorycznie Marcin Ojrzyński.