Zniknął w 2007 roku. Wyprawa Andrew McAuleya zakończyła się tragicznie

Andrew McAuley rozpoczął 11 stycznia 2007 roku najambitniejszą wyprawę w swojej karierze, wyruszając z tasmańskiej plaży Roaring Beach w kierunku Nowej Zelandii. Czterdziestodwuletni australijski poszukiwacz przygód postanowił pokonać samotnie kajakiem ponad 1600 kilometrów przez jedno z najbardziej nieprzewidywalnych mórz świata. Niestety, wyprawa zakończyła się tragicznie.

Ilustracja poglądowaIlustracja poglądowa
Źródło zdjęć: © ruteon.com
Przez Wieki

Przygotowania do ekstremalnej wyprawy

McAuley spędził miesiące na projektowaniu i testowaniu swojego kajaku "Mirage", który miał zapewnić mu przetrwanie w warunkach oceanicznych. Łódź wykonana z włókna szklanego posiadała dwie wodoszczelne przegrody oraz wzmocnione punkty wokół steru i dziobu. Najbardziej innowacyjnym elementem konstrukcji okazała się kapsuła do spania "Casper", umieszczona w środkowej części kajaka, która pozwalała na odpoczynek podczas długiej podróży.

Alkohol po nocnej zmianie? Psycholog mówi, czemu to pułapka

Australijczyk przeszedł intensywne przygotowania fizyczne i mentalne, trenując w trudnych warunkach pogodowych wokół wybrzeży Nowej Południowej Walii. Testował sprzęt podczas wielodniowych wypraw, sprawdzając funkcjonalność systemu nawigacyjnego, urządzeń komunikacyjnych oraz procedur bezpieczeństwa. Szczególną uwagę poświęcił ćwiczeniu procedury eskimoskiej, która miała pozwolić mu na samodzielne wyprostowanie kajaka po przewróceniu.

Planowanie trasy wymagało dokładnej analizy prądów morskich, wzorców pogodowych oraz sezonowych zmian na Morzu Tasmańskim. McAuley wybrał okres letni w południowej hemisferze, licząc na względnie stabilniejsze warunki atmosferyczne. Przygotował również szczegółowy plan komunikacji z rodziną i służbami ratunkowymi, ustalając regularne godziny kontaktu satelitarnego.

Żona Vicki i trzyletni syn Paul towarzyszyli mu podczas ostatnich przygotowań na Tasmanii, wiedząc o ryzyku związanym z wyprawą. McAuley dokumentował każdy etap przygotowań, planując wykorzystanie nagrań do promowania sportu kajakowego po powrocie.

Jego determinacja i profesjonalne podejście do przedsięwzięcia robiły wrażenie na ekspertach zajmujących się sportami ekstremalnymi.

Pierwsze tygodnie na oceanie

Wyprawa rozpoczęła się pomyślnie 11 stycznia 2007 roku, gdy McAuley wypłynął z plaży Roaring Beach na południowym wybrzeżu Tasmanii. Pierwsze dni przyniosły sprzyjające warunki pogodowe i umiarkowane falowanie, co pozwoliło mu na osiągnięcie dobrego tempa podróży. Kajakarz pokonywał średnio 50-60 kilometrów dziennie, utrzymując regularny kontakt z zespołem wsparcia na lądzie.

System komunikacji działał bez zakłóceń, a McAuley przekazywał szczegółowe raporty o warunkach pogodowych, stanie sprzętu oraz swoim samopoczuciu. Opisywał spotkania z delfinami i wielorybami, które towarzyszyły mu podczas niektórych etapów podróży. Kapsuła "Casper" sprawdzała się doskonale, zapewniając mu schronienie podczas odpoczynku i ochronę przed falami.

Po dwóch tygodniach podróży McAuley minął punkt środkowy trasy, znajdując się w połowie drogi między Tasmanią a Nową Zelandią. Warunki pogodowe zaczęły się pogarszać, a wysokość fal wzrosła do 4-5 metrów. Mimo trudności, australijski kajakarz zachowywał optymizm i determinację, regularnie informując rodzinę o postępach w realizacji marzeń.

Końcówka stycznia przyniosła pierwsze poważne wyzwania w postaci silniejszych wiatrów i większego falowania. McAuley musiał kilkakrotnie skorzystać z kapsuły "Casper" podczas szczególnie trudnych warunków, ale jego doświadczenie i przygotowanie pozwalały mu na radzenie sobie z przeciwnościami. Morale pozostawało wysokie, a cel wyprawy wydawał się osiągalny.

Ostatnie dni wyprawy

1 lutego 2007 roku McAuley wszedł w obszar największego zagrożenia, znajdując się około 300 kilometrów od wybrzeży Nowej Zelandii. Warunki pogodowe drastycznie się pogorszyły, a wysokość fal osiągnęła 8-10 metrów. Pomimo trudności, kajakarz zachowywał kontakt z rodziną, opisując ekstremalne warunki jako "najbardziej wymagające w całej wyprawie".

7 lutego australijczyk przekazał optymistyczny raport, informując o pokonaniu kolejnych kilometrów mimo trudnych warunków. Znajdował się już tylko 150 kilometrów od brzegów Nowej Zelandii, w zasięgu lokalnych służb ratunkowych.

8 lutego McAuley skontaktował się z żoną, przekazując standardowe informacje o swojej pozycji i planach na kolejne godziny. Fale osiągnęły wysokość 12 metrów, ale doświadczony kajakarz zapewniał, że radzi sobie z warunkami. Planował wykorzystać kapsułę "Casper" do odpoczynku podczas najbardziej intensywnego falowania w nocy.

9 lutego około godziny 19:00 McAuley wykonał dramatyczne wezwanie pomocy przez radio awaryjne: "Mój kajak tonie. Wpadłem do wody". Następnie połączenie się urwało, a wszelkie próby nawiązania kontaktu pozostały bezskuteczne. Służby ratunkowe Nowej Zelandii natychmiast rozpoczęły akcję poszukiwawczą, angażując samoloty i statki do przeszukania obszaru oceanu o powierzchni ponad 25 000 kilometrów kwadratowych.

Tajemnicze odkrycie kajaka bez właściciela

12 lutego nowozelandzkie służby ratunkowe odnalazły kajak "Mirage" unoszący się do góry dnem około 80 kilometrów od wybrzeża Wyspy Południowej. Łódź znajdowała się w dobrym stanie technicznym, a jej wyposażenie pozostało nietknięte, co wykluczało możliwość rozbicia o skały lub kolizji z innym obiektem. Najbardziej zagadkowym elementem odkrycia okazał się brak kapsuły "Casper", która całkowicie zniknęła wraz z McAuleyem.

Eksperci analizujący znalezisko stwierdzili, że kajak przewrócił się prawdopodobnie podczas próby wydostania się McAuleya z kapsuły lub wejścia do niej. Konstrukcja łodzi była zaprojektowana tak, aby samoczynnie się wyprostowywać po przewróceniu, ale tylko wtedy, gdy kapsuła pozostawała zamknięta. Otwarcie włazu mogło zaburzyć środek ciężkości i uniemożliwić powrót do normalnej pozycji.

Poszukiwania trwały przez dziewięć dni, obejmując obszar oceanu większy od powierzchni Belgii. Uczestniczyły w nich samoloty z Nowej Zelandii i Australii, statki handlowe oraz jednostki nowozelandzkiej marynarki wojennej. Pomimo użycia najnowocześniejszego sprzętu sonarowego i kamer podwodnych, nie odnaleziono śladów McAuleya ani kapsuły "Casper".

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
Wrocław: Budynek Muzeum Narodowego jesienią mieni się kolorami. To hit zdjęć na Facebooku i Instagramie
Wrocław: Budynek Muzeum Narodowego jesienią mieni się kolorami. To hit zdjęć na Facebooku i Instagramie
Wrocław: Tutaj dojedzie w przyszłości tramwaj. Gdzie miasto planuje zbudować trasy, pętle, węzły przesiadkowe i łączniki?
Wrocław: Tutaj dojedzie w przyszłości tramwaj. Gdzie miasto planuje zbudować trasy, pętle, węzły przesiadkowe i łączniki?
To orzechy włoskie robią z sercem i mózgiem! Eksperci są zgodni: to prawdziwy superfood
To orzechy włoskie robią z sercem i mózgiem! Eksperci są zgodni: to prawdziwy superfood
Słupsk: Budżet Obywatelski 2026 rozstrzygnięty. Znamy listę 14 zwycięskich projektów
Słupsk: Budżet Obywatelski 2026 rozstrzygnięty. Znamy listę 14 zwycięskich projektów
Gdańsk: Dojazd na cmentarze w okresie Wszystkich Świętych 2025. Objazdy, parkingi, komunikacja miejska
Gdańsk: Dojazd na cmentarze w okresie Wszystkich Świętych 2025. Objazdy, parkingi, komunikacja miejska
Lublin: 11 nowych studentów, wyjątkowa Msza i apel o odpowiedzialność
Lublin: 11 nowych studentów, wyjątkowa Msza i apel o odpowiedzialność
Lublin: Mężczyzna świadczył usługi przewozu osób bez uprawnień
Lublin: Mężczyzna świadczył usługi przewozu osób bez uprawnień
Warszawa: Kolizja na Rondzie ONZ. Obaj mieli wjechać na zielonym
Warszawa: Kolizja na Rondzie ONZ. Obaj mieli wjechać na zielonym
Dobre wieści dla kibiców Unii. Czołowy środkowy wznowił treningi
Dobre wieści dla kibiców Unii. Czołowy środkowy wznowił treningi
Rembertów: Kolizja na Strażackiej. Nikt nie odniósł obrażeń
Rembertów: Kolizja na Strażackiej. Nikt nie odniósł obrażeń
Obrońca Zagłębia po badaniach. Są pierwsze diagnozy
Obrońca Zagłębia po badaniach. Są pierwsze diagnozy
Napastnik mistrzów Polski o mankamentach w grze. "Od początku sezonu mamy z tym problem"
Napastnik mistrzów Polski o mankamentach w grze. "Od początku sezonu mamy z tym problem"