Andrzej Kabat: W skali kraju brakuje nam około 200 tysięcy macior
Jak to jest możliwe, że niektórzy przetwórcy mięsa wieprzowego wolą kupować surowiec do produkcji w Europie Zachodniej, jeśli w Polsce tuczniki bywają tańsze niż np. na rynku niemieckim?
AK: Pytałem o to przedstawicieli związków skupiających przetwórców działających na polskim rynku. Usłyszałem, że duże zakłady muszą mieć jakieś zaplecze w razie braku surowca na naszym rynku. Prawdą jest, że polska produkcja wieprzowiny jest niewystarczająca, za mała, żeby te zakłady mogły funkcjonować bez towaru z importu. Przetwórcy twierdzą, że czasami płacą za surowiec więcej, ale na ogół tyle co w Polsce. Tłumaczą, że wiążą ich umowy i oni muszą odbierać towar z zagranicy.
Komentarz po słowach Doroty Kani. "Nie jest w smak wielu osobom"
Pana to przekonało?
AK: Nie, bo przetwórcy działający w naszym kraju powinni bardziej szanować polskich producentów trzody. Powiedziałem im: dołóżcie nam trochę do ceny w skupie, wyrównajcie do ceny, jaką płacicie za importowany towar, no i nie poniesiecie kosztów transportu. Dzięki temu nasza hodowla będzie bardziej stabilna i to się wszystkim opłaci.
Dziś ceny są tak niskie, że wiele gospodarstw rodzinnych przeżywa tragedię i rezygnuje z trzody
Pod koniec sierpnia za tuczniki w klasie 1 oferowano w skupach nawet poniżej 6 zł za kilogram. Jest szansa na wzrost stawek?
AK: To wie tylko jasnowidz. Przewidywalne ceny w skupie trzody chlewnej mieliśmy ostatnio w czasach komuny. Nie tęsknię za tym systemem, ale wówczas, nawet po kilku miesiącach, rolnikom wypłacano wyrównania. Dziś ceny są tak niskie, że wiele gospodarstw rodzinnych przeżywa tragedię i rezygnuje z trzody. Duże fermy sobie radzą.
Niektórzy rolnicy decydują się na chów nakładczy. Dobrze robią?
AK: Ci, dla których produkcja prosiąt jest wielkim zadaniem, będą nadal uciekali w tucz nakładczy. Mają zagwarantowaną kwotę - 50 czy 60 zł od sztuki. Jeśli poprowadzą ten tucz w sposób bardzo mądry, ileś tam sztuk im nie padnie (powyżej limitu), to mają pewne pieniądze. Jednak nie każdy rolnik chce "być pod czyimś pręgierzem". W Polsce, tak jak np. w Austrii, tradycją są gospodarstwa rodzinne.
Tymczasem polskie warchlaki potaniały, co może oznaczać, że niewielu gospodarzy zamierza rozwijać produkcję.
AK: Większość naszych rolników mówi, że chciałaby kupować polskie warchlaki, ale jak przychodzi co do czego, to polski producent czasami boryka się ze sprzedażą. Problemem są mniejsze partie tych zwierząt. W skali kraju brakuje około 200 tysięcy macior, by wyprodukować wystarczającą liczbę warchlaków.
Prawo wymaga poprawy, żeby rolnicy mogli inwestować i rozwijać produkcję zwierzęcą
Co zrobić, by odbudować tę produkcję?
AK: Trzeba postawić na zmiany legislacyjne w polskim prawie, które pozwoliłyby rolnikom wreszcie normalnie inwestować. Chodzi m.in. o przepisy dotyczące warunków zabudowy, pozwoleń, odwołań do inwestycji... Dokumentację się zdobywa przez półtora roku - dwa lata, ale niejednokrotnie czeka się na dokumentację nawet siedem czy osiem lat!
A dopłaty dla producentów trzody?
AK: Doraźne wsparcie dla producentów trzody też jest dobre, ale przede wszystkim potrzebujemy działań systemowych. Kompetencje pracowników Wód Polskich i Regionalnych Dyrekcji Ochrony Środowiska powinny być zwiększone, by np. Samorządowe Kolegium Odwoławcze nie mogło zanegować decyzji przedstawicieli państwowych instytucji. Nawet gwarancje kredytowe rolnikowi nie pomogą, jeśli nie będzie mógł budować.
Gminy muszą przygotować plany ogólne z miejscem na działalność rolniczą. To pomoże inwestującym w chlewnie?
AK: Niekoniecznie. Jeśli rodzinne gospodarstwo znajdzie się w części przewidzianej pod budownictwo mieszkaniowe, to rolnik nie pobuduje chlewni kilka kilometrów dalej. A wieś powinna być wsią!
To co jeszcze można zrobić? Tak od razu.
AK: Bardzo istotna jest promocja polskiej wieprzowiny. Warto stawiać szczególnie na rodzime rasy (WBP czy PBZ) oraz na te zachowawcze: puławską, złotnicką białą i złotnicką pstrą. W Polsce przybywa loch rasy puławskiej pod oceną hodowlaną, jest ich ok. 2,5 tysiąca. Cieszy też, że przybywa przetwórców zainteresowanych tym surowcem.