Architekt Tomasz Rogala. To on odpowiada za ogród Branickich, Różankę i Planty
Co kusi architekta, by zajmować się zabytkowymi parkami?
Tomasz Rogala - architekt, pracownik Wydziału Architektury Politechniki Białostockiej: W sumie nic nie kusi (śmiech). Każde nowe wyzwanie jest intrygujące.
Pan jednak w pewnym momencie zaczął się nimi zajmować?
To był przypadek. Zgłosił się do mnie Jerzy Kucharewicz – kamieniarz, który współpracował na przykład z Krzysztofem Jakubowskim przy pomniku papieskim, realizował fontannę na Rynku Kościuszki czy kulę na skwerze z pomnikiem Ludwika Zamenhofa. Powiedział, że słyszał, że robię czasami „dziwne rzeczy”, a on chciałby, aby narysować mu fontannę do ogrodów Branickich. No to narysowałem tę fontannę. Projekt został uzgodniony z Krajowym Ośrodkiem Badań i Dokumentacji Zabytków (dziś to Narodowy Instytut Dziedzictwa). Miasto dostało pozwolenie na budowę i stanęło...
Ale fontanny ostatecznie powstały?
Tak. To cztery niecki, które znajdują się dziś w ogrodach Branickich. Parę lat po wykonaniu projektów fontann zadzwonił do mnie Sławomir Ferster z urzędu miejskiego, który zajmował się ogrodami Branickich jeszcze za prezydenta Ryszarda Tura, i powiedział, że znalazł taką dokumentację i trzeba ją uzupełnić, zaktualizować. I tak zaczęła się moja przygoda z ogrodami. W trakcie aktualizacji projektu fontann padło pytanie, gdzie zrobić maszynownię do fontann? Uzgodniliśmy, że dobrym miejscem byłoby przyziemie Pawilonu pod Orłem.
Którego to pawilonu przecież wtedy nie było.
Wiadomo było, gdzie stał. Ale jak wyglądał? Zacząłem więc robić koncepcję przyziemia i części trejażowej pawilonu – taką przymiarkę do Pawilonu pod Orłem, jak on mógłby w ogóle wyglądać.
Teoretycznie wzorzec jest na XVIII-wiecznej rycinie autorstwa Michaela Heinricha Rentza.
Pawilon był na rycinie. No i były dwa projekty wykonane przez arch. Jerzego Tryburskiego i arch. Stanisława Bukowskiego, ale one mi zupełnie nie pasowały. No bo jak patrzę sobie na deskę w trejażu, to powinna być listeweczka, a w tej skali, w której oni to narysowali, to były solidne dechy. Nie - myślę sobie - coś w tym wszystkim jest nie tak. Zrobiłem rysunki koncepcyjne jak ten pawilon mógłby wyglądać po to, żeby określić gabaryty przyziemia do maszynowni. Przekazałem to do urzędu i urząd zainteresował się całym projektem pawilonu. A jak zaprojektowałem Pawilon pod Orłem, to zaczęła się cała zabawa z ogrodami. Koncepcję i projekt zieleni robiła dr Dorota Sikora z KOBiDZ, konserwację ogrodzenia czy balustrady wykonała Małgorzata Andron. No ale trzeba było to wszystko spiąć.
Łatwo było wejść panu w projektowanie historyczne? W ten cały barok?
Znowu trzeba by wrócić trochę do historii. Zaraz po studiach zacząłem pracę w Supraślu, przy rekonstrukcji cerkwi w monasterze. Projekt odbudowy wykonywał arch. Jerzy Kuźmienko, później projektantem był arch. Michał Bałasz. Projekt arch. Jerzego Kuźmienki zawierał rozwiązania do wysokości około pięciu metrów i wiele detali, na których bazowaliśmy później przy realizacji, natomiast projekt arch. Bałasza był projektem całości, lecz wymagał uszczegółowienia o różnego rodzaju detale. I to właśnie było moje zadanie na budowie. Wtedy zaczęło się poszukiwanie materiałów, ikonografii. To były czasy, gdy nie było internetu. W związku z tym trzeba było jeździć na przykład do Polskiej Akademii Nauk do Warszawy, by tam wyszukiwać zdjęcia i zobaczyć, jak coś mogło potencjalnie wyglądać. To w zasadzie była nauka projektowania konserwatorskiego, historycznego. W trakcie budowy rysowałem np. projekty sklepień, m.in. sklepienia gwiaździstego. No i budowałem je jednocześnie.
W ogrodach Branickich możemy mówić już o większej grupie kreatorów.
Jeśli chodzi o kreatorów, to są nimi: ksiądz prof. Jan Nieciecki, dr Anna Oleńska, dr Dorota Sikora. Mieliśmy materiały dostarczane przez KOBiDZ oraz przez archeologów. KOBiDZ wykonał koncepcję z analizą materiałów ikonograficznych, dzięki temu mieliśmy wiele materiałów źródłowych i nie było potrzeby wszystkiego samemu szukać.
Przy pracach w ogrodach zawsze pojawia się kwestia wycinek zieleni.
Jedną z ważniejszych rzeczy przy ogrodach są ich kompozycje, które świadczą o ich wartości i są podstawą do wpisania na przykład do rejestru zabytków. Ważne jest to, żeby tę kompozycję, która była kiedyś, utrzymywać właśnie w takim charakterze. Wiemy, jak wyglądały ogrody Branickich w okresie Instytutu Panien Szlacheckich. Wszystko w nich wtedy zarosło. To w zasadzie był dziki park. Dopiero po wojnie Bukowski wszystko wyciął i zrobił ogrody na miarę swoich możliwości czy też możliwości z tego okresu. Natomiast my mieliśmy troszeczkę inne zadanie – nie tyle reaktywowania ogrodów, ale zrobienia czegoś, co byłoby aranżacją historyczną czy aranżacją konserwatorską. Dorota Sikora stworzyła koncepcję na bazie materiałów ikonograficznych, historycznych, wzorników z epoki. Wracając do wycinki drzew – jeżeli elementem najważniejszym ma być kompozycja danego ogrodu, trzeba je usunąć, zrobić kompozycję na nowo. Czasami jest możliwość wkomponowania wartościowego drzewa – jak metasekwoja rosnąca u Branickich, o wycince której nikt nie myśli. Natomiast jeżeli mieliśmy do czynienia ze starymi nasadzeniami, jak w salonie ogrodowym czy na dziedzińcu wstępnym, zostały one usunięte i wykonane na nowo.
U Branickich na razie mamy odtworzony salon ogrodowy. Ale rozumiem, że gotowa jest koncepcja całego ogrodu – z ogrodem dolnym, ogrodem chińskim i boskietami?
Tak. Aczkolwiek jest to - zdajemy sobie sprawę - koncepcja, która ma już ponad 20 lat. Nie mówię, że to stara koncepcja, ale z pewnością wymaga uzupełnień i aktualizacji. Na razie nikt nie zdecydował się na rewaloryzację ogrodu dolnego, odtworzenie wyspy i kanału obok pałacu. W zasadzie był przygotowywany przetarg, ale stanęło na tym, że nie ma badań archeologicznych mostu. Nie wiadomo było co zrobić z mostem, ponieważ - de facto - miał on inną ilość przęseł, niż ma w tej chwili. Bukowski zawęził też most, który powinien być szerokości głównej alei. Doszliśmy jednak do wniosku, że nie jest to aż tak ważne, czy most ma trzy, czy cztery przęsła. W zasadzie nie wpływa to na jego odbiór. Natomiast w tej chwili na Plantach –projektując alejki wychodzące poza ogrodzenie – pokazaliśmy, że w czasach Branickich ten ogród ciągnął się dalej. To była dość ważna oś widokowa ogrodów, dziś przymknięta budynkami Książnicy Podlaskiej i Urzędu Marszałkowskiego.
Zaczął pan mówić o Plantach. To drugie – po ogrodach Branickich – „oczko” w pana głowie? Część tego założenia możemy już podziwiać. To Różanka. Jak tu wyglądały prace projektowe? Na czym pan bazował?
Zachował się oryginalny projekt Plant autorstwa Stanisława Grali. Trzeba też wspomnieć, że w 2007 roku projekt rewitalizacji Plant wykonała arch. krajobrazu Wanda Dudek-Wybodowska, która dała podwaliny do dalszych prac projektowych. Nie negowałem tego, co zrobiła. Uzupełniliśmy tylko projekt, zmieniliśmy troszeczkę układ alejek bazując na projekcie Grali, ale dopasowując je przede wszystkim do istniejącego układu drzew. Po to, żeby zminimalizować wycinki. W projekcie z roku 2007 wycinek było zdecydowanie więcej. To były jeszcze trochę inne czasy, gdzie o drzewach i wycinkach myślało się nieco inaczej. Jak coś przeszkadzało, to się po prostu wycinało, prowadzenie ścieżek mogło być więc bardziej swobodnie. Natomiast my założyliśmy sobie, że minimalizujemy wycinki. Dlatego w pewnych miejscach można zauważyć np. przesunięcie ścieżek. Albo ścieżka rozszerza się, a pośrodku rośnie drzewo. Tak jest w zrealizowanej już część parku, przy stawie „Serce”. Dobrze, że rewitalizacją zajmuje się firma Park M, która ma doświadczenie np. przy podwieszanych krawężnikach. Wiedzą, gdzie je zakończyć, by nie naruszyć układu korzeniowego drzew. Tak samo jest z rampami na Różance, które wykonane są w technologii ramp podwieszanych – mamy tylko punktowe posadowienie ich konstrukcji, by nie przycinać korzeni. Analizując plan Stanisława Grali można zauważyć, że planował on takie sale parkowe, gdzie można byłoby na przykład rozłożyć się z kocem czy z leżakiem. I o stworzeniu takiej przestrzeni myślimy w miejscu, w którym znajdowały się ogrody Sławińskiego. To przestrzeń zaraz obok akademików Uniwersytetu Medycznego, między budynkami a bramą do ogrodów Branickich. Można próbować stworzyć tam takie miejsce. Liczę, że ktoś „załapie” ten pomysł i może studenci Uniwersytetu Medycznego okażą się na tyle kreatywni, że zechcą zagospodarować do tego celu właśnie to miejsce? Powstanie tam trawnik, który być może będzie w ten sposób wykorzystywany.
Ile Stanisława Grali jest w Różance Tomasza Rogali?
Bardzo dokładnie przejrzeliśmy plany Grali. Zauważyliśmy, że narysował on na Różance trejaże, które w latach międzywojennych zostały wykonane tylko częściowo. Są zdjęcia międzywojenne czy z okresu okupacji, gdzie pojawiają się elementy trejażowe. Już wtedy były próby przymykania Różanki. W tej chwili, gdy została przymknięta z dwóch stron, wygląda bajkowo. Chcieliśmy zamknąć zdefiniowaną przestrzeń ogrodu różanego. Po to, żebyśmy czuli, że wchodzimy w coś, co jest niepowtarzalne, coś, co jest bajkowe. Choć znalazłem też zapis mówiący o tym, że Grala chciał w pewnym momencie otworzyć Różankę na dzisiejszą Aleję Zakochanych, żeby nie była wydzielona. Tylko sytuacja wtedy była nieco inna. Nie było drzew. W tej chwili Różanka sama z siebie jest wydzielona zielenią, nie było więc potrzeby robienia ukłonów w kierunku planów Grali.
Mówi pan, że na Plantach szukaliście kompromisu, by zieleń zachowywać. W Alei Zakochanych ostatecznie jednak wycięte zostały wszystkie tuje.
To była trudna decyzja. Była podobna jak ta, dotycząca wycinki drzew na terenie dziedzińca wstępnego czy zieleni w salonie ogrodowym Branickich. Pytanie brzmiało, czy kompozycję ogrodową, kompozycję, która była na Plantach odtwarzać i uczynić czytelną? Planty zostały wpisane do rejestru zabytków z paru powodów, m.in. z powodu kompozycji liniowej. Kompozycja była tą wartością nadrzędną.
Wynikała z funkcji łącznika między Zwierzyńcem a parkiem Starym przy Teatrze Dramatycznym.
Ten układ był zniekształcony, nieczytelny. Mieliśmy tam tuje, które były podtrzymywane przez drzewa rosnące obok różnego rodzaju linkami. W ostatnich latach na szczęście nie mieliśmy zim, które byłyby zimami ze znaczną ilością mokrego śniegu. Gdyby tak było, to część tych tui by się powyginała i położyła. Próbowaliśmy z miastem szukać możliwości przesadzenia ich części. Ja tam miałem ze 3-4 ulubione, które po prostu były piękne. Stojące, z bardzo ładnym pokrojem.
Ja nie zapomnę pierwszego dnia po wycince. To był styczeń. Zapamiętam dwie rzeczy: zwariowane wiewiórki, które nie wiedziały, co się dzieje i niesamowity świergot ptaków. Inną rzeczą jest to, że były to oryginalne, międzywojenne nasadzenia. Tylko znów pytanie – czy Grala przewidywał ich wymianę, czy nie?
Te tuje są przede wszystkim elementem kompozycji kwietników dywanowych ciągnących się wzdłuż całej Alei Zakochanych. I te tuje powinny być uzupełnieniem alei, a nie być przerośniętą dominantą i zacierać układ tej alei. Wartość tego założenia jest taka, że mamy właśnie ten układ liniowy i luźny układ alejek dookoła głównej alei.
Ma pan na swoim koncie jeszcze jeden białostocki park, wykreowany od podstaw. To koncepcja ogrodu przy Pałacyku Gościnnym. Na razie leży na półce…
Problem z Pałacykiem Gościnnym jest taki, że on w tej chwili jest odczytywany jako pałacyk w „elewacji” ulicy.
Jako pałacyk miejski.
A on de facto nigdy taki nie był. Miał mieć swoją bramę, miał mieć swój dziedziniec i miał mieć swoje założenie ogrodowe. Za życia Branickiego pałacyk został ukończony, trwały prace wykończeniowe. W inwentarzu pośmiertnym mamy opisy, że wytyczono czy wycięto „panoramę”, co oznaczało, że przystąpiono do jakichś prac ogrodowych. I z takim tematem musieliśmy się zmierzyć, czyli stworzyć współczesną kreację, współczesną aranżację ogrodu, jaki mógłby stworzyć tu Branicki. Za pałacykiem zaprojektowaliśmy rodzaj salonu ogrodowego oraz – w części, gdzie przed wojną stał hotel Ritz – pewnego rodzaju boskiety z dużą salą ogrodową, gdzie - myśląc o Pałacyku Gościnnym jako o pałacyku prezydenckim - miały odbywać się oficjalne imprezy.
Dlaczego ta koncepcja nie została zrealizowana?
Na przeszkodzie stanął pomnik Armii Krajowej. Jednak powstała też koncepcja ogrodu z pomnikiem, choć oczywiście to była dużo gorsza koncepcja. Przygotowaliśmy też miejsce na pomnik od strony ulicy Piłsudskiego, po drugiej stronie pałacyku. Zaproponowaliśmy tam skwer z pomnikiem. Koncepcja ta nie została zaakceptowana przez środowisko żołnierzy Armii Krajowej. Dość głośno mówili, że ich zdaniem byłoby to przeniesienie pomnika w mniej godne, w mniej widoczne miejsce. Nie do końca rozumiem te protesty, jednak widać było, że są przyzwyczajeni do tego miejsca. Pomnik Armii Krajowej powstał w miejscu, gdzie kiedyś stał czołg. Stanął przy Muzeum Wojska. Jest tu pewna relacja między pomnikiem, a muzeum. Natomiast trzeba sobie zdać sprawę z tego, że Muzeum Wojska wyprowadzi się z ulicy Kilińskiego. Poza tym patrząc na ten pomnik - on cały czas nie ma dobrego otoczenia, nie jest dobrze wyeksponowany. Po drugiej stronie pałacyku mógłby mieć naprawdę lepsze otoczenie. Wadą było to, że trudniejsze byłoby przejście sprzed pomnika do katedry.
Dlaczego? A ulicą Kościelną?
Kościelna jest pod górkę.
No ale może potrzeba czasu? Może tak, jak dojrzeliśmy do tego, że przy okazji przebudowy Rynku Kościuszki marszałek Józef Piłsudski zmienił swoje miejsce w bardziej godne i bardziej eksponowane, może tak samo doczekamy czasów, gdy dostaniemy i inspirowane barokiem otoczenie pałacyku, i pomnik Armii Krajowej w nowym miejscu?
Ja też mam nadzieję, że to się uda. Aczkolwiek protesty były na tyle głośne, że nie sądzę, żeby ktokolwiek w tej chwili próbował pomnik przenosić.
Może tak, jak dziś z półki zdejmowane są projekty Grali, ktoś za kilak dekad zdejmie koncepcję Rogali i będzie na niej bazować przy dalszych pracach projektowych?
Możliwe, że tak będzie. Drzewa, które tam rosną, dają w trakcie upałów sporo cienia, ale jednocześnie też dają go na tyle dużo, że dociera pod nie mało światła i w zasadzie nic pod nimi nie rośnie. Nie ma tam elementów, które by rosły w przyziemiu, przez to wygląda to trochę ponuro. Wiem, że otoczenie Pałacyku Gościnnego należałoby uporządkować.