Powrót ORP Błyskawicy do Polski. Tak kończyła się epopeja
ORP Błyskawica zawinął do Gdyni 4 lipca 1947 roku po 94 miesiącach służby na obcych wodach, kończąc jeden z najsłynniejszych rozdziałów polskiej marynarki wojennej. Większość marynarzy, którzy walczyli u boku aliantów, wolała pozostać na emigracji niż wracać do komunistycznej Polski. Z 177 członków załogi tylko 32 zdecydowało się na dalszą służbę w nowej rzeczywistości politycznej.
Starania dyplomatyczne o zwrot polskich okrętów
Władze w Warszawie rozpoczęły wysiłki o odzyskanie polskich jednostek morskich już w czerwcu 1946 roku, zaledwie miesiąc po ogłoszeniu decyzji o demobilizacji Polskich Sił Zbrojnych. Admiralicja Brytyjska zwróciła się wówczas do admirała Jerzego Świrskiego o zgodę na przekazanie okrętów stanowiących polską własność pod opiekę Royal Navy. Rozpoczął się długi proces negocjacji między nową Polską a brytyjskimi sojusznikami.
W lutym 1947 roku powołano Polską Misję Morską, której zadaniem było uzgodnienie warunków powrotu polskich jednostek do kraju. Ustalono, że ORP Błyskawica, znajdująca się w najlepszym stanie technicznym ze wszystkich polskich okrętów stacjonujących w brytyjskich portach, powróci jako pierwsza. Decyzja ta miała wymiar nie tylko praktyczny, ale i symboliczny – Błyskawica przez lata wojny stała się legendą polskiej marynarki.
Największym problemem okazało się skompletowanie załogi gotowej do powrotu. Po miesiącach zabiegów udało się nakłonić do wyjazdu zaledwie 177 marynarzy pochodzących z różnych polskich okrętów. Znaczna część doświadczonych oficerów i podoficerów wolała pozostać na Zachodzie, obawiając się represji ze strony nowych władz. Ich obawy, jak się później okazało, były jak najbardziej uzasadnione.
Na dowódcę wyznaczono komandora podporucznika Bolesława Romanowskiego, słynnego podwodnika, który wcześniej dowodził ORP Jastrząb oraz ORP Dzik. Romanowski należał do nielicznych wysokich rangą oficerów, którzy zdecydowali się wrócić do Polski, deklarując gotowość do służby w nowej rzeczywistości politycznej.
Uroczysty powrót do Gdyni
1 lipca 1947 roku w brytyjskim porcie ponownie podniesiono na ORP Błyskawica polską banderę. Po trzech dniach podróży, 4 lipca o godzinie 9:00, legendarny niszczyciel zawinął do Gdyni po 94 miesiącach nieobecności na rodzimych wodach. Okręt uroczyście powitał dowódca Marynarki Wojennej kontradmirał Włodzimierz Steyer wraz z oficjałami i mieszkańcami miasta.
W gdyńskim porcie zebrali się przedstawiciele władz i mieszkańcy pragnący zobaczyć powracającą legendę. Ktoś rozwinął transparent z napisem "Polska Ludowa wita ORP Błyskawica", symbolizujący nową epokę w dziejach okrętu. Kiedy jednostka dobijała do nabrzeża, jedna z kobiet zaczęła rzucać marynarzom bukiety kwiatów w geście spontanicznego powitania. Polska Kronika Filmowa zarejestrowała te sielankowe obrazki, które miały świadczyć o radości powrotu.
Za fasadą uroczystych powitań kryła się jednak brutalna rzeczywistość. Już pierwszego dnia pobytu w ojczyźnie większość załogi podjęła dramatyczną decyzję. Z 177 przybyłych marynarzy jedynie 32 zgodziło się na dalszą służbę, pozostałych 145 na własną prośbę zdemobilizowano. Oznaczało to, że okręt stracił niemal całą doświadczoną załogę, która przez lata wojny walczyła u boku aliantów.
Po uzupełnieniu załogi do 116 osób z nowo zwerbowanych marynarzy, ORP Błyskawica rozpoczął służbę jako jednostka szkolna Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej. Była to znacząca zmiana w stosunku do wojennej roli bojowego niszczyciela, który uczestniczył w najważniejszych operacjach aliantów.
Represje wobec weteranów wojennych
Komunistyczne władze szybko pokazały swoje prawdziwe oblicze wobec marynarzy, którzy walczyli u boku zachodnich aliantów. Marszałek Michał Rola-Żymierski określił ich mianem "reakcyjnej kasty", automatycznie przypisując im łatkę politycznie niepewnych lub wręcz wrogich. Proces "dokręcania śruby" rozpoczął się pod koniec lat 40. i z każdym miesiącem przybierał na sile.
Lata 50. w siłach morskich to okres intensywnego tropienia spisków i organizowania pokazowych procesów. W najgłośniejszym z nich siedmiu wysoko postawionych oficerów zostało fałszywie oskarżonych o próbę obalenia ustroju, w wyniku czego zapadły trzy wyroki śmierci i kary długoletniego więzienia. Atmosfera podejrzliwości i strachu dotknęła również bezpośrednio ORP Błyskawicę.
W 1951 roku za kraty trafił ówczesny dowódca okrętu komandor podporucznik Zbigniew Węglarz. Został skazany na 8 lat więzienia za rzekomy sabotaż i uszkodzenie okrętu podczas manewru odcumowania – uderzenie rufą o drewniany odbijacz spowodowało wgniecenie poszycia burty na zaledwie 15 centymetrów. Wyrok ten pokazywał absurdalność zarzutów stawianych doświadczonym oficerom.
Represje dotknęły także komandora Bolesława Romanowskiego, pierwszego powojennego dowódcę Błyskawicy. Komuniści zmusili go do opuszczenia marynarki, a następnie aresztowali na 8 miesięcy. Po wyjściu z więzienia został zmuszony do opuszczenia Gdyni i pracę znalazł w Państwowej Centrali Drzewnej w Poznaniu jako starszy referent. Mundur mógł ponownie włożyć dopiero po latach.
Niszczenie pamięci i tradycji
Władze komunistyczne systematycznie niszczyły nie tylko ludzi, ale także pamiątki stanowiące łącznik z II Rzecząpospolitą i tradycjami polskiej marynarki. Z mesy ORP Błyskawica usunięto kilkadziesiąt rysunków przedstawiających historię okrętu podczas wojny. Jeden z nich upamiętniał zatopienie pierwszego niemieckiego U-boota, inny dokumentował wizytę brytyjskiego oficera łącznikowego.
Część zabranych rysunków odnalazła się później w magazynach Muzeum Wojska Polskiego i po 1989 roku została przeniesiona do Muzeum Marynarki Wojennej, lecz znaczna część zaginęła bezpowrotnie. Z kotłowni niszczyciela zniknął również ryngraf z Matką Boską, który przez dziesiątki lat przechowywał jeden z mechaników, zwracając go dopiero w latach 90.. Te pozornie drobne gesty miały ogromne znaczenie symboliczne dla załogi.
Systematyczne wymazywanie śladów wojennej historii okrętu stanowiło część szerszej polityki komunistycznych władz, zmierzającej do zerwania z tradycjami II Rzeczypospolitej. ORP Błyskawica, jako symbol polskiej walki u boku zachodnich aliantów, stanowił szczególnie niewygodne dziedzictwo dla nowego ustroju.