W Tarnowie pieniądze leżą na ulicy! Wystarczy się schylić
Ta tarnowska bieda zdaje mi się, nie jest wcale tak powszechna. Oto czas jakiś temu na ulicy w Tarnowie ktoś znalazł damską torebkę.
Zguba, jak zguba, lecz w środku była całkiem pokaźna sumka pieniędzy. Znalazczyni zaniosła ją na policję, uznając, że to najlepsza droga, by majątek trafił z powrotem w ręce właścicielki. Ale choć minęło od tamtej pory już kilka miesięcy, nikt utraty większej sumy pieniędzy nie zgłosił.
Ba, nawet oficjalny komunikat o znalezisku na nic się zdał. Torebka z gotówką wkrótce wyląduje więc w magazynie Biura Rzeczy Znalezionych. Serio nikt nie zauważył zguby? No chyba, że to była tylko kasa na przysłowiowe waciki.
Ostatnie znalezisko to wcale nie wyjątek. Jakiś czas temu również w centrum Tarnowa ktoś zgubił gotówkę w obcej walucie i… sztabkę złota. Znalezione zawiniątko również trafiło na komisariat.
Przez półtora roku nikt po zgubę się nie zgłaszał. Jedyne co przychodzi mi do głowy, że to może wypadło z kieszeni prezesowi NBP, który nagromadził już takie zapasy złota, że może po jedną sztabkę nie opłaca się fatygować do Tarnowa. Żeby nie było, to przypominam, że Adam Glapiński był kiedyś parlamentarzystą Ziemi Tarnowskiej, więc taki trochę swój człowiek.
W każdym razie spacerując po Tarnowie, nie zadzierajcie za wysoko nosa, tylko skanujcie chodnik i ulice. Bo znalazcom 10 procent znaleźnego należy się jak psu buda. A gdyby nikt się nie zgłosił po odbiór przez dwa lata, z czystym sumieniem można cieszyć się całością w majestacie prawa.