7-letnia Agnieszka napisała list do radia. I tak znalazła mamę z nieba

Dorota Sokołowska z Białegostoku, chociaż urodziła dwójkę dzieci, tak naprawdę ma trójkę. Na swojej drodze życia spotkała bowiem 7-letnią dziewczynkę, Agnieszkę z Hajnówki, która została jej przyszywaną córką. Od tego zdarzenia minęło wiele lat, a ich historia wciąż trwa, rozwija się i wzrusza.
21-05-2025 BIALYSTOK DOROTA SOKOLOWSKA AGNIESZKA DZIENISZEWSKA FOT. WOJCIECH WOJTKIELEWICZ / KURIER PORANNY GAZETA WSPOLCZESNA / POLSKA PRESS21-05-2025 BIALYSTOK DOROTA SOKOLOWSKA AGNIESZKA DZIENISZEWSKA FOT. WOJCIECH WOJTKIELEWICZ / KURIER PORANNY GAZETA WSPOLCZESNA / POLSKA PRESS
Źródło zdjęć: © Polska Press Grupa | Wojciech Wojtkielewicz
Urszula Śleszyńska
Dorota Sokołowska i Agnieszka Dzieniszewska
Dorota Sokołowska z Białegostoku, chociaż urodziła dwójkę dzieci, tak naprawdę ma trójkę. Na swojej drodze życia spotkała bowiem 7-letnią Agnieszkę, dziewczynkę z Hajnówki, która została jej przyszywaną córką... © Polska Press Grupa | Wojciech Wojtkielewicz

Historia waszego poznania się jest wyjątkowa...

- Agnieszka: – To było bardzo dawno temu. Miałam 7 lat, byłam świeżo po śmierci mojej mamy, siedziałam w kuchni i słuchałam z dziadkiem radia, gdzie leciała jego ulubiona audycja, a po niej była audycja pani redaktor Doroty Sokołowskiej, która to ogłosiła konkurs pod hasłem „Co byś chciał dostać od świętego Mikołaja?”. Jako że byłam świeżo po stracie mamy, napisałam list do radia, że bardzo chciałabym dostać od świętego Mikołaja mamę z nieba. Ku memu zaskoczeniu, po jakimś czasie dostałam przepiękny list, właśnie od tej pani redaktor. Pisała, że mój list poruszył jej serce.

- Dorota: –To było przed świętami i wydawało mi się, że dzieci biorące udział w konkursie będą pisały, że chcą dostać książkę, misia... Przy tym jednym liście zatrzymałam się i pomyślałam sobie: co mam zrobić? Jak odpowiedzieć? Wiedziałam, że muszę odpowiedzieć, bo moje serce, serce mamy i córki - bo też miałam swoją mamę - mówiło mi, że trzeba zareagować. I historia zaczęła się toczyć... Przez bardzo długi czas była to historia tylko Agnieszki i moja, ale myślę, że jest w niej dużo rzeczy, w których każdy może się przejrzeć. Bo to jest historia nie tylko o liście Agusi do radia. To też historia o potrzebach, które mamy, o bliskości, którą możemy stworzyć, o rodzinie, którą się buduje nie tylko z ludźmi najbliższymi, ale też z odległą Agusią z Hajnówki.

Odpisałaś więc...

Dorota: – Odpisałam i  potem przez bardzo długi czas pisałyśmy do siebie listy nie widząc się na żywo. Nie wiedziałam do końca, kim ta mała dziewczynka z Hajnówki, 7-letnia Agusia, ma być dla mnie. Byłam wtedy bardzo młodą osobą, miałam 28 lat. I dopiero teraz, z perspektywy czasu, uśmiecham się, bo wydaje mi się, że my często nie rozumiemy zdarzeń w naszym życiu. Ale nie potrzebujemy ich rozumieć właśnie w tym momencie, w którym się dzieją. Dopiero po czasie okazuje się, czym to było dla nas wszystkich.

Kiedy się pierwszy raz zobaczyłyście?

- Agnieszka: – Dopiero po kilku latach pisania do siebie. Miałam może z 13 lat. Byłam nastolatką i nie mogłam tak po prostu powiedzieć dziadkom, którzy się mną opiekowali, że chcę jechać do Białegostoku, żeby się spotkać z obcą kobietą. Jednak wydaje mi się, że moja mama czuwała nad tym, żebyśmy się z Dorotką spotkały. I znienacka dowiedziałam się, że moja ciocia wygrała w konkursie Radia Białystok rower. Kiedy jechała go odebrać, postanowiłam się z nią zabrać... I tak po raz pierwszy spotkałam się z Dorotką na żywo. Potem zaś inny rower sprawił, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżyłyśmy.  Jeździłam na rowerze z kolegą i wywróciłam się, miałam wstrząśnienie mózgu, wykręconą rękę i miałam trafić do szpitala. W hajnowskim szpitalu nie było oddziału chirurgicznego dla dzieci, więc zostałam skierowana do szpitala w Białymstoku. Kiedy w nim leżałam, Dorotka codziennie mnie odwiedzała. I nawet powiedziała, że odbierze mnie ze szpitala i odwiezie do Hajnówki.

- Dorota: – Ja wtedy miałam już rodzinę – męża i dwoje dzieci. I nie mogłam im tak po prostu powiedzieć: „Przepraszam bardzo, ale adoptujemy dziecko z Hajnówki, które ma swoich dziadków i w dodatku jest nieletnie”. To wszystko było bardzo trudne. Wiesz co jest najpiękniejsze w tej historii? To, że ona trwa. Myśmy nigdy jej konkretnie nie nazywały, nie mówiłyśmy: to jest moja adoptowana córka, to jest moja adoptowana mama. To się po prostu działo. Agusia chodziła do szkoły, pisała do mnie listy, ja zawsze odpowiadałam. Pracowałam w radiu, każda z nas miała własne życie, a nasze drogi zapętlały się i rozpętlały, każdy szedł swoją. Ale na pewno pamiętam bardzo świadomie taki moment, w którym Agusia zaczęła dojrzewać. Czułam to jako mama nastoletniej córki, bo też miałam w domu nastolatkę – moją Natusię. Ale też czułam ze strony Agusi tę jej potrzebę bliskości z drugą kobietą. Wiedziałam jak potrzebne jest to, że komuś można się zwierzyć, z kimś można się pokłócić, z kimś można pójść na zakupy. Pamiętam, że Agnieszka zaczęła buntowniczo przyjeżdżać do mnie, do radia. Nawet stopem! Wtedy zaczęłyśmy już się bardzo zbliżać. Byłam cały czas uczącą się mamą - dojrzewałam przy swoich dzieciach. Ale przy Agnieszce też uczyłam się kontaktu. I też wiele razy nie wiedziałam, co mam myśleć, co mam robić, jak mam się zachowywać, co mam powiedzieć. To było bardzo trudne, ale jednocześnie było mi bardzo miło, jak urywała się z lekcji i przyjeżdżała do mnie do pracy. A to, że jej mama zawsze czuwała nad nami, to jest fakt. Bo wiele było takich sytuacji, kiedy czułam jej obecność. Raz nawet bardzo namacalnie...

Jak to?

Dorota: – Wierzę w przenikanie się świata widzialnego i niewidzialnego. Kiedyś strażnik (w radiu - przyp. red.) zadzwonił, że mam gościa. Siedziałam wtedy w studiu, prowadziłam program. Zdziwiłam się, bo na nikogo nie czekałam, byłam zajęta pracą. Ale powiedział mi, że to Agnieszka. Zazwyczaj schodzimy po gości, ale Agnieszka już wcześniej była kilka razy w radiu, więc powiedziałam, żeby weszła na górę. I to było takie magiczne doświadczenie, nawet mistyczne. Otworzyła drzwi, a w tym samym momencie realizator puścił piosenkę, o której wiedziałam, że to jest ulubiona piosenka jej mamy... To zabrzmiało, jakbym dostała czytelny sygnał z tamtego świata, że to jest ważny moment dla Agusi, żebym była czujna na nią.

Jaka to była piosenka?

- Agnieszka: – Nick Cave i Kylie Minogue „Where The Wild Roses Grow”. Chciałam też powiedzieć, że jak człowiek żyje z dnia na dzień, to nie zauważa takich rzeczy, które się wydarzają - negatywnych czy pozytywnych. My po prostu sobie żyjemy dniem codziennym. A dopiero z perspektywy czasu my obydwie zauważamy, ile fantastycznych rzeczy się przydarzyło w naszym życiu. I myślę, że wielu ludzi tak ma. Weźmy taki Dzień Mamy. To powinna być okazja, żeby się na moment zatrzymać i pomyśleć o najbliższej dla nas osobie, która poświęciła nam swoje ciało, swoje najlepsze lata życia - na wychowywanie nas. Mi tego zabrakło. Ale niespodziewanie pojawiła się Dorotka, która zawsze mnie przytulała, czego mi brakowało. Wspierała mnie dobrym słowem, potrafiła mną wstrząsnąć i powiedzieć coś takiego, czego nikt by się nie odważył powiedzieć - tak jak prawdziwa mama. Także fajnie by było, żebyśmy się czasami w życiu zatrzymali i zastanowili, że jednak te mamy chcą dla nas jak najlepiej. I gdy tej mamy brakuje - jest niebywale ciężko. Ja teraz sama jestem mamą – mam dwóch synów i staram się być najlepszą matką, chociaż różnie to wychodzi. Dorotka była uważna. Wyłapała kogoś w potrzebie. A większość ludzi na co dzień ma taką znieczulicę przez to, że przytłaczają nas obowiązki i brakuje nam „paliwa”. Chciałabym, żeby ten wywiad niósł za sobą misję. Żebyśmy patrzyli na innych z uważnością, tak jak Dorotka wiele lat temu spojrzała na mnie. I dzięki temu, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że mam przypinaną mamę.

- Dorota: –  Jeśli miałabym powiedzieć o relacji, którą stworzyłyśmy, o tym, dzięki czemu ona się stworzyła, to właśnie dzięki uważności na drugiego człowieka. Agnieszka była za mała, więc ja musiałam być pierwsza, musiałam mieć uważność na nią, na jej potrzebę napisania tego listu do radia. Mogłam przecież nic nie zrobić. Mogłam wyrzucić ten list, schować go. Mogłam napisać zdawkową odpowiedź, którą pewnie odczytałaby z dziadkami... Mogły się zdarzyć różne rzeczy, ale jednak moja uważność na ten jej brak mamy spowodował, żeśmy się po prostu zaprzyjaźniły.  

Pięknie do siebie mówicie. I o sobie...

Dorota: – Agnieszka na zawsze jest i będzie dla mnie Agusią. Ona jest u mnie w telefonie zapisana „Agusia” i w sercu jest Agusią. Natomiast ja zawsze jestem Dorotką, a dzieci Agnieszki mówią do mnie „ciociu Dorotku”. Ale rzeczywiście bywałam u nich w przedszkolu i szkole na wszelkich babciowo-dziadkowych historiach.

Bo teraz jesteś zarówno  przyszywaną mamą, jak i przyszywaną babcią.

- Dorota: – Synom Agnieszki też bardzo brakuje jej mamy. Mają prababcię, ale brakuje im babci. Na pewno nie wywiązuję się z tej roli idealnie, bo jestem w pędzie przelatywania przez wszystkie swoje życiowe i radiowe pokoje, ale uczę ich i uczę się od nich. Przekazałam im na przykład to, czego nauczyła mnie moja babcia - mam na myśli modlitwę. Klękałam z nimi do pacierza, uczyliśmy się go. W oczekiwaniu na swoje własne wnuki myślę sobie, że to jest chyba najfajniejsze, że masz czas i przestrzeń do tego, żeby obserwować tego małego człowieka. I taką większą swobodę, że nie musisz go wychowywać, bo on jest wychowywany przez mamę. Więc mogę go wyprzytulać, mogę mu pokazać własną wersję świata.

A jak twoje dzieci zareagowały na Agnieszkę, kiedy pojawiała się w waszym życiu?

- Dorota: – Myślę, że były trochę zazdrosne... Myśmy nie wiedzieli za bardzo, jak to wszystko nazywać, kto jest kim w tej relacji. Pamiętam, że sama się bałam, że jak będę otwierać serce dla kogoś dodatkowego, to moje dzieci odczują, że im ujmuję to serce. Dopiero jak zaczęłam się starzeć, to zrozumiałam, że miłość jest niepodzielna. W moim domu była trójka dzieci, ja i moi bracia. I pytaliśmy mamę, kogo kocha bardziej? I moja mama zawsze mówiła, że kocha nas tak samo. I tak właśnie jest. Miłość jest uczuciem, którego nie da się uszczknąć. Jak kochasz, to kochasz całą sobą. Śmieję się trochę teraz z tego swego lęku. Ale tak, wtedy się bałam. Moje dzieci dorastały. Agnieszka nie mieszkała z nami, była w innym domu, więc to nie było łatwe. Ale pamiętam, że moja córka Natalia traktowała ją trochę jak starszą siostrę. Mateuszowi pewnie było łatwiej, bo był dużo młodszy. Kiedy myślę o moich dzieciach, to myślę o trójce moich dzieci - o Natusi, Matim i Agusi. Czuję się kochana przez nich wszystkich i to jest naprawdę super fajne. Polecam! I polecam też uważność, która chyba staje się motywem przewodnim tej rozmowy. Ale naprawdę jest ważna, bo takie historie jak nasza mogą się zdarzyć w każdym momencie. To nie musi być list. To może być rozmowa, to może być przypadkowe z kimś spotkanie...

A co byście powiedziały mamie Agnieszki, gdybyście mogły jej coś powiedzieć?

Agnieszka: – To dla mnie za trudne pytanie. I myślę, że odpowiedź chciałabym zostawić sobie.

Dorota: – Czasami myślę o tym, co ja bym chciała usłyszeć jako mama, gdybym była na miejscu mamy Agnieszki. I myślę, że chciałabym usłyszeć, że nie ma powodów do obaw, nie ma powodów do zmartwienia. Lubię myśleć, że mama bardzo chciała być blisko Agnieszki i wybrała sobie jakiś rodzaj ziemskiego przedstawiciela, kogoś, kto mógłby realnie być przy rozwoju jej dziecka. I chciałam powiedzieć, że melduję wykonanie zadania! Wszystko jest pod kontrolą i możesz być dumna ze swojej córki.

Wybrane dla Ciebie

Stolica polskiego rapu. Trwa Rap Stacja Festiwal w Sławie
Stolica polskiego rapu. Trwa Rap Stacja Festiwal w Sławie
Nadaj imię bohaterce. Wakacyjna zabawa w licheńskim muzeum
Nadaj imię bohaterce. Wakacyjna zabawa w licheńskim muzeum
Wars ma apetyt na rozwój. Franczyza na torach przyciąga nowych graczy
Wars ma apetyt na rozwój. Franczyza na torach przyciąga nowych graczy
Najgorsze czołgi II wojny światowej. Top 5 przykładów
Najgorsze czołgi II wojny światowej. Top 5 przykładów
Spółka Bumech będzie miała tymczasowego prezesa
Spółka Bumech będzie miała tymczasowego prezesa
Mieszkaniec powiatu ostrołęckiego zginął w wypadku drogowym w Gzowie na DK61.
Mieszkaniec powiatu ostrołęckiego zginął w wypadku drogowym w Gzowie na DK61.
Zabójstwo w Nowem. Burmistrz apeluje o spokój
Zabójstwo w Nowem. Burmistrz apeluje o spokój
Ogień wybuchł w firmie meblarskiej na Pomorzu. Na miejscu pracuje siedem jednostek straży pożarnej
Ogień wybuchł w firmie meblarskiej na Pomorzu. Na miejscu pracuje siedem jednostek straży pożarnej
Ponad 30 tys. zachodniopomorskich firm skorzystało w tym roku z wakacji składkowych w ZUS
Ponad 30 tys. zachodniopomorskich firm skorzystało w tym roku z wakacji składkowych w ZUS
Nowy mieszkaniec wprowadził się do Akcent ZOO w Białymstoku. To samica żbika
Nowy mieszkaniec wprowadził się do Akcent ZOO w Białymstoku. To samica żbika
Wartość transakcji inwestycyjnych na rynku nieruchomości. Prawie miliard w kwartale
Wartość transakcji inwestycyjnych na rynku nieruchomości. Prawie miliard w kwartale
Wyrzuciła swoje 2,5-letnie dziecko z balkonu w Bielsku-Białej. Prokuratura umorzyła śledztwo
Wyrzuciła swoje 2,5-letnie dziecko z balkonu w Bielsku-Białej. Prokuratura umorzyła śledztwo