Odpowiedzą za zabójstwo 3‑miesięcznego Piotrusia. Jest akt oskarżenia
Początek koszmaru
Sprawa wyszła na jaw po tym, jak 27 lutego 2024 roku 3-miesięczny wówczas Piotr G. trafił do szpitala z podejrzeniem zachłyśnięcia. Początkowo lekarze nie stwierdzili niepokojących objawów, jednak po powrocie do domu stan dziecka uległ dramatycznemu pogorszeniu. Następnego dnia, 28 lutego, ojciec, Marcin G., uderzył chłopca z taką siłą, że spowodował poważne obrażenia czaszki, w tym złamanie kości ciemieniowych. Dziecko trafiło ponownie do szpitala, gdzie stwierdzono u niego uraz mózgu oraz zmiany niedokrwienne i niedotlenieniowe.
Śmierć Piotrusia i ujawnienie prawdy
Mimo starań lekarzy, Piotruś zmarł 20 maja 2024 roku. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci były ciężkie obrażenia ciała, będące wynikiem długotrwałego znęcania się. W toku śledztwa ujawniono również, że starszy brat Piotrusia, 1,5-roczny Filip, również był ofiarą przemocy. Badania wykazały u niego liczne urazy głowy, które doprowadziły do poważnych problemów rozwojowych.
Zarzuty i proces
Rodzice zostali oskarżeni o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad synami, w tym m.in. krzyczenie, bicie, kopanie i rzucanie dziećmi o meble. Dodatkowo, Marcin G. został oskarżony o zabójstwo młodszego syna, a Monika M. o pomocnictwo w tym zabójstwie poprzez zaniechanie reakcji na przemoc męża i ukrywanie jej przed służbami.
– Z opinii dotyczącej starszego chłopca – Filipa wynika, że w przeszłości doznał on licznych urazów głowy w postaci krwiaków nadtwardówkowych, które w dalszej konsekwencji doprowadziły do powstania wodniaków głowy i wodogłowia. Rozwój półtorarocznego dziecka zatrzymał się na poziomie dziecka sześciomiesięcznego. Doznane obrażenia stanowiły ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, a także w postaci ciężkiej choroby długotrwałej. W odniesieniu do Piotra, zmarłego 20.05.2024 r., biegli stwierdzili, że doznane przez niego ciężkie obrażenia ciała doprowadziły do jego śmierci, a zatem doszło do jego zabójstwa – przekazała Liliana Łukasiewicz rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Za popełnienie ww. przestępstw ww. grozi kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 15 albo nawet kara dożywotniego pozbawienia wolności.
Marcin G. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Ostatecznie złożył wyjaśnienia, w których obciążał odpowiedzialnością partnerkę Monikę M.
– Monika M. przesłuchana w charakterze podejrzanej także nie przyznała się do popełnienia zarzuconych jej przestępstw. Potem potwierdziła swoje dawanie klapsów i bicie dzieci butelką po głowie. Wyjaśniła też, że Marcin G. używał przemocy wobec niej i dzieci. Podała, że partner bił dzieci z pięści i z „plaszczaka”, a co do młodszego syna, że przyciskał jego głowę do poduszki, a także często brał go w obie ręce, podnosił i potrząsał obiema rękami trzymając przed sobą i rzucał nim o łóżko „jak worek”, a starszego popychał, przesuwał i kopał. Podała też, że w dniu 28.02.2024 r. Marcin G. uderzył młodszego syna „ręką z pięści”, po tym, jak wyrwał jej go z rąk i zaczął nim potrząsać – dodała Liliana Łukasiewicz.
Marcin G. jest nadal tymczasowo aresztowany. Ww. ma wykształcenie zawodowe, z zawodu jest kucharzem, przed zatrzymaniem nie pracował. Prokurator podkreślił, że ww. czynnie używał przemocy wobec obu małoletnich synów przez cały okres ich życia, reagując na ich codzienne funkcjonowanie napadami złości i dopuszczając się zachowań opisanych w zarzuconych mu czynach, co jest typowe także dla jego uprzedniego funkcjonowania.
Monika M. obecnie odbywa zastępczą karę pozbawienia wolności w innej sprawie. Ww. ma wykształcenie zawodowe. Prokurator ocenił, ze Monika M. miała możliwość opuszczenia konkubenta i powrotu do domu w każdym czasie. Dysponowała telefonem, własnym źródłem dochodów. Samodzielnie opiekowała się dziećmi nawet podczas czasowych nieobecności partnera. Miała możliwość skorzystania ze wsparcia Policji, pomocy społecznej, a także środowiska lokalnego – czego nie uczyniła.