Przedwojenna zbrodnia mrożąca krew w żyłach. Zabił całą rodzinę
9 kwietnia 1932 r. w godzinach nocnych napadnięto na rodzinę rolnika Franciszka Kozicy w Rydzynie pod Lesznem.
Zamordowani rodzice, ciężko ranna córka
Był spokojny sobotni ranek, 9 kwietnia 1933 r. Mieszkańcy Rydzyny jeszcze nie wiedzieli, że w u ich sąsiadów rozegrała się tragedia. Rodzina rolnika Franciszka Kozicy nie pojawiła się na ulicy. Sąsiedzi zaintrygowani brakiem oznak życia weszli do środka.
To co zastali, zmroziło krew w żyłach! W korytarzu leżał we własnej krwi Farnciszek Kozica. W jednym z pokoi na łóżku znaleźli zmasakrowane ciało jego żony. Przy łóżku leżała ich córka, u której dostrzegli słabe oznaki życia.
- Ciężko ranną odstawiono niezwłocznie do szpitala w Lesznie, gdzie lekarze dokonali natychmiastowej operacji strzaskanej uderzeniem toporka czaszki - informował Nowy Kurjer z 12 kwietnia 1932 r. (zachowaliśmy oryginalną pisownię).
Do Rydzyny zjechała komisja sądowo-lekarska z Leszna.
Okazało się, że mordercą był robotnik Stanisław Górny z Tarkowisk w powiecie kościańskim. Policja zmobilizowała rezerwy z województwa poznańskiego i liczne zastępy tajnych wywiadowców śledczych.
Dlaczego doszło do zbrodni?
Policyjne śledztwo doprowadziło do ustalenia wydarzeń. Stanisław Górny w 1931 r. wrócił z Francji, gdzie dorobił się sporych oszczędności. Z czasem zaczął starać się o rękę córki Franciszka Kozicy - Marianny.
- Po dłuższym jednak okresie czasu i bliższemu poznaniu Górnego, jego niezwykle gwałtownego i nierównego charakteru, rodzice Kozicówny zaczęli odkładać datę ślubu, a w końcu zerwali zaręczyny córki - donosił Tajny Detektyw z 24 kwietnia 1932 r.
Ponadto okazało się, że Stanisław Górny miał we Francji żoną i dziecko.
Zemsta z zimną krwią
Stanisław Górny dokładnie zaplanował zemstę. Wziął siekierę i udał się do Koziców. Zamordował po kolei Koziców, a potem ciężko ranił byłą narzeczoną. Media spekulowały, że morderca zbiegł za granicę, dlatego rozpoczęto międzynarodową współpracę policyjną.
Za morderstwo groziła mu kara śmierci. Poszukiwania trwały blisko dwa miesiące. Na początku czerwca pewien robotnik zajmujący się tępieniem ptaków, wszedł na drzewo w lesie gryżyńskim pod Kościanem i dostrzegł na jednym z drzew na szczycie rozpadające się zwłoki mężczyzny. Zawiadomił policję, która potwierdziła, że jest to poszukiwany Stanisław Górny.
- Ojciec mordercy wyrzekł się syna i nie chce zająć się pogrzebem - donosił Głos Krajny z 11 czerwca 1932 r.
Jego ciało przewieziono do zakładu medycyny Uniwersytetu Poznańskiego.