Recenzja Battlefield 6 – powrót w chwale

Po kilku potknięcia DICE wraca do formy. Battlefield 6 to pełnokrwisty militarny FPS, który będzie bawił nas przez najbliższe lata.
Opinia o grze Battlefield 6Opinia o grze Battlefield 6
Redakcja Gaming Mode

Po kilku latach niepewności i utraconego zaufania fanów, Electronic Arts powraca z nowym rozdziałem swojej legendarnej serii. Po potknięciu, jakim był Battlefield 2042, wielu graczy wątpiło, że marka kiedykolwiek odzyska dawny blask. Jednak Battlefield 6 pokazuje, że determinacja i właściwe decyzje kreatywne potrafią przywrócić wiarę nawet najbardziej rozczarowanej społeczności. To nie tylko gra, ale i symbol odkupienia – efekt współpracy najlepszych ludzi spod szyldu Battlefield Studios: DICE, Criterion, Motive i Ripple Effect.

Kampania – to tylko i aż przyjemny militarny shooter

Po kilku latach przerwy od tradycyjnego trybu fabularnego, Battlefield 6 wraca z kampanią, która choć jest daleka od ideału to stanowi dość istotny krok w procesie odzyskiwania tożsamości serii. Powiedzmy sobie szczerze – poza spin-offem Bad Company seria nigdy nie słynęła z udanych opowieści dla pojedynczego gracza, ale rezygnacja z tego dodatku w Battlefield 2042 sprawiła, że gra jeszcze bardziej zatraciła swoją duszę. Electronic Arts zrozumiało swoje błędy i postanowiło odrobić lekcję. Rezultat? Otrzymaliśmy historię, która próbuje pogodzić widowiskowość z taktyką, filmowość z wolnością działania i emocje z czystym gameplayem. Finalne wrażenie mogą nieco rozczarować, ale to miła przystawka przed głównym daniem.

Tak wyglądały chrzciny syna Daniela Martyniuka (WIDEO)

Recenzja Battlefield 6 - powrót w chwale
Właśnie o taki nastrój prosili fani serii

Akcja Battlefield 6 przenosi nas w niedaleką przyszłość i została osadzona w latach 2027–2028, kiedy to względny porządek międzynarodowy zaczyna się coraz bardziej chwiać. NATO, rozdarte kryzysem politycznym i gospodarczym, traci kontrolę nad globalnym ładem. W tę próżnię wkracza Pax Armata — prywatna armia najemników z własną technologią, finansami i ambicją, by zdefiniować nowy porządek świata. Na jej czele stoi Kincaid, antagonista pozbawiony złudzeń i twarzy (dosłownie — jest częściowo oszpecony), którego motywacje są proste: władza, chaos i odwet na strukturach Zachodu.

Wcielamy się tu w członków elitarnego oddziału Dagger 13: czterech amerykańskich Marines wyszkolonych do działań specjalnych. Naszym zadaniem jest rozbicie struktur Pax Armata i powstrzymanie ich ekspansji zanim doprowadzi ona do globalnej destabilizacji. Narracja prowadzona jest z perspektywy różnych członków zespołu, a każdy z nich ma unikalne umiejętności odpowiadające klasom znanym z trybu wieloosobowego: Szturmowiec, Inżynier, Wsparcie i Zwiadowca. Choć pomysł na integrację kampanii z mechaniką multi wydaje się trafny, problem pojawia się przy samej prezentacji bohaterów: nie sposób się z nimi zżyć, ani przejąć ich losem. To proste makiety pozbawione charakteru.

Trochę rozbawiło mnie, jak twórcy próbowali nadrobić te braki publikacjami w mediach społecznościowych, gdzie dumnie dzieli się krótkimi biografiami i opisami przeszłości postaci. Niestety, ale w samej grze tych wątków niemal nie widać. Dialogi są skrótowe, często czysto funkcjonalne, a emocje bohaterów totalnie wygładzone. W historii trafiają się nawet jakieś zwroty akcji, ale nie wywołują większych emocji. To właśnie największa słabość kampanii — solidny kontekst i niezła dynamika wydarzeń nie idą w parze z kiepsko napisanym scenariuszem.

Recenzja Battlefield 6 - powrót w chwale
Warto dać szansę tej kampanii

Kampania składa się z dziewięciu rozdziałów, których przejście zajęło mi 5 godzin na poziomie normalnym. Strukturalnie przypomina bardziej klasyczne Battlefieldy. To liniowa opowieść, ale z momentami półotwartej swobody. Misje są nawet różnorodne, bo znajdziemy tu proste zadania polegające na infiltracji i sabotażu, obronę pozycji i nawet po frontalne natarcia z użyciem pojazdów i lotnictwa.

Początek gry to błyskawiczna ekspozycja konfliktu — atak Pax Armata na amerykańską bazę w górach, który ma pokazać skalę zagrożenia i siłę nowego wroga. Późniejsze zadania rozgrywają się m.in. w Egipcie, Nowym Jorku, na kanale Gibraltarskim czy w Tadżykistanie, a każda lokalizacja różni się klimatem i tempem. Jedna misja przenosi nas na wzburzone morze, gdzie walczymy na pokładzie pojazdu amfibijnego pod ostrzałem artyleryjnym, by niedługo trafić na ulice miasta, gdzie starcie odbuwa się w prawdziwych ruinach metropolii.

To, co odróżnia kampanię Battlefield 6 od poprzedników, to lepsze wyczucie rytmu. Choć nie wszystkie misje utrzymują tempo, każda wprowadza nowe środki — czy to drony zwiadowcze, noktowizory, ładunki C4, czy możliwość wydawania prostych komend członkom drużyny. System ten jest mocno ograniczony (można zlecić oznaczenie celów, dostarczenie amunicji, wsparcie ogniowe), ale nadaje tu nieco taktycznego ducha. W praktyce jak można się domyślić jest jednak zazwyczaj zbędny — AI towarzyszy działa z taką skutecznością, że trudno znaleźć powód, by faktycznie wydawać im rozkazy.

Recenzja Battlefield 6 - powrót w chwale
Starcie na mapie Empire State w Battlefield 6

Co ciekawe, mimo sporej liniowości sam scenariusz nie narzuca w pełni kolejności działań, ale raczej proponuje ramy, w których możemy wykazać się inicjatywą. Strzelanie jest niezwykle satysfakcjonujące – karabiny mają wyczuwalny odrzut, dźwięk broni jest absolutnie soczysty i realistyczny. Mimo sporego oskryptowania wrażenie robi też system destrukcji otoczenia, który nadaje starciom pewny chaos. Możemy burzyć ściany, by flankować przeciwników, niszczyć osłony, które dawały im przewagę, a nawet obalać całe kondygnacje budynków.

Twórcy zrezygnowali z pełnej „totalnej destrukcji” znanej z Bad Company 2 na rzecz bardziej zrównoważonego modelu, który pozwala na nieco więcej filmowości. Tylko określone części budynków są podatne na zniszczenie, co nie pozwala na zamianę całej mapy w ruinę już po kilku minutach walki. Jednocześnie warto docenić, że różne materiały, takie jak drewno, cegła, metal czy beton reagują inaczej na zadane im obrażenia.

Na uwagę zasługuje także nowy system poruszania się (zapożyczony z trybu wieloosobowego, o którym więcej napiszę w dalszej części): wślizgi, przewroty, skoki przez przeszkody, automatyczne wychylanie zza osłon. Wszystko to sprawia, że kampania mimo wielu wad jest bardzo dynamiczna, płynna i pozostaje angażująca.

Recenzja Battlefield 6 - powrót w chwale
Zespołowy Death Match przebija poziomem dynamiki większość rozgrywek z Call of Duty

Pod względem filmowości Battlefield 6 stara się iść ścieżką wyznaczoną przez bardziej klasyczne części Call of Duty, ale robi to w bardziej surowy, militarny sposób. Zamiast przerywników pełnych patosu i heroizmu, otrzymujemy surowe raporty, komunikaty wojskowe, krótkie sekwencje CGI i realistyczne przerywniki. Widać, że gra celowo rezygnuje z hollywoodzkiego patosu na rzecz bardziej “reportażowej” atmosfery. Nie oznacza to jednak, że kampania jest mało widowiskowa i skromna – wręcz przeciwnie. Sceny z bombardowaniami, walką w powietrzu czy ostrzałem arteryjnym potrafią zachwycić rozmachem i intensywnością.

Będąc zupełnie szczerym – gdyby nie recenzja to raczej w ciemno odpuściłbym ten tryb. Po zaliczeniu całości mogę napisać, że miałbym czego żałować. Choć nie znajdziemy tu zapadających w pamięć scen to sama rozgrywka sprawia sporo frajdy i świetnie przygotowuje do trybu wieloosobowego. Oczywiście zakup gry z myślą o trybie single w tym przypadku mija się ciągle z celem, ale polecam dać mu szansę jeśli – podobnie jak ja – celujecie głównie w multiplayer.

Multiplayer to prawdziwe serce produkcji

Pod tym względem na szczęście większość elementów zagrała jak w zegarku i starcia wieloosobowe wydają się być pełnoprawnym odkupieniem — konkretnym, konsekwentnym i zaskakująco świeżym mimo powrotu do najbardziej sprawdzonych rozwiązań. Twórcy doskonale zrozumieli, że odbudowanie zaufania nie wymaga wynalezienia koła na nowo, lecz przypomnienia, dlaczego to koło w ogóle działało. Zamiast kontynuować eksperymenty z 2042, postawili na strukturę, współpracę i systemową głębię — czyli trzy filary, które przez lata definiowały markę.

Recenzja Battlefield 6 - powrót w chwale
Battlefield nie istniałby bez pojazdów

Na początek – liczba graczy. Rezygnacja z chaotycznych 128-osobowych potyczek na rzecz klasycznego modelu 64 (32 vs 32) okazała się decyzją fundamentalną. Pole bitwy zyskało na czytelności, a dynamika starć wróciła do punktu równowagi, w którym taktyka, komunikacja i współpraca w zespole mają realne znaczenie. W poprzedniej części również widzieliśmy szybki powrót do tego pomysłu, ale projekt rozgrywki na większą skalę niestety miał negatywne odbicie na dynamice starć. Nie pomogły również mierne mapy. W Battlefield 6 każdy element jest lepiej przemyślany i to po prostu czuć od pierwszych chwil na polu walki.

Sercem multiplayera jest powrót do klas postaci. Po nietrafionym systemie „specjalistów” z 2042 gra znów oferuje cztery ikoniczne role: Szturmowca, Inżyniera, WsparcieZwiadowcę. Niestety zrezygnowano z domyślnego przypisania typów broni do klasy, ale widać, że każda z nich pełni unikalną funkcję. Szturmowiec szybciej regeneruje zdrowie i łatwiej utrzymuje celność w ruchu, Inżynier potrafi niszczyć lub naprawiać pojazdy, Wsparcie reanimuje, rozdaje amunicję i wznosi tymczasowe barykady, a Zwiadowca oznacza wrogów i blokuje ich leczenie po trafieniu snajperskim. Te zależności wymuszają grę zespołową — bez niej drużyna ginie w kilka minut. Jeśli oczekujemy jeszcze bardziej tradycyjnego doświadczenia to znajdziemy tryb, w którym również bronie są specjalnie dedykowane.

Dzięki systemowi zestawów klasowych każda rola rozwija się podczas meczu i odblokowuje zdolności aktywne i pasywne. W praktyce oznacza to, że wraz z kolejnymi eliminacjami czy działaniami wspierającymi drużynę wasza postać staje się coraz skuteczniejsza. To subtelna, ale bardzo satysfakcjonująca forma progresji wewnątrz meczu, dająca poczucie rytmu i nagrody za współpracę. Co więcej, zmieniono logikę personalizacji broni: zamiast klasycznych slotów pojawił się system punktowy, w którym każdy dodatek ma własny „koszt” zależny od wpływu na parametry broni. A możliwości personalizacji jest prawdziwy ogrom.

Recenzja Battlefield 6 - powrót w chwale
Bitwy w miejskiej dżungli to kwintesencja Battlefielda

Każda broń ma własny tu własny charakter i rytm – karabiny szturmowe zachowują stabilność w średnim dystansie, karabiny wyborowe dają uczucie mocy i precyzji przy każdym wystrzale, a pistolety maszynowe zachwycają szybkością, choć wymagają opanowania. W Battlefield 6 powraca też rozbudowany system odrzutu, który wymaga kontroli i przyzwyczajenia. Każdy typ broni – od M5A3 po karabin DMR-14 czy snajperski M200 – został opracowany z uwzględnieniem autentycznej trajektorii pocisku oraz wpływu grawitacji. Strzał z dystansu 300 metrów wymaga korekty, a zrozumienie tej fizyki daje ogrom satysfakcji.

Warto też wspomnieć o balansie broni, który jest jednym z najlepiej dopracowanych w serii. Shotguny, które w becie dominowały pole bitwy, zostały wyraźnie ograniczone – nadal zachowały moc, ale straciły precyzję i wymagają więcej celności. Broń snajperska eliminuje natychmiast po trafieniu w głowę, ale karze za chybienie długim przeładowaniem. Karabiny maszynowe zapewniają stabilność w ogniu ciągłym, lecz ograniczają mobilność. Zapoznanie się z bronią wymaga czasu, a odblokowywane elementy mają ogromny wpływ na ich działanie.

Battlefield 6 wprowadza tzw. Kinesthetic Combat System, dzięki któremu poruszanie się po mapie jest płynniejsze i bardziej realistyczne. Żołnierze mogą teraz wykonywać dłuższe ślizgi, przewroty amortyzujące upadki z wysokości, wychylać się automatycznie zza krawędzi czy tarasów. Twórcy zadbali też o balans między ruchem a celnością: im więcej akrobacji, tym mniejsza precyzja, co sprzyja zachowaniu realizmu. Drobny, ale znaczący detal to możliwość przeciągania rannych towarzyszy w bezpieczne miejsce, by ich później uleczyć. Takie pozorne szczegóły miały dla mnie ogromny wpływ na budowanie całej otoczki wojny totalnej.

Recenzja Battlefield 6
Kinesthetic Combat System w Battlefield 6 sprawia, że ruch postaci jest płynniejszy, bardziej dynamiczny i realistyczny

Wszystko to wspiera destrukcja taktyczna, która w Battlefield 6 wraca w najlepszym wydaniu od czasów Bad Company 2. Nie jest to już totalna dewastacja całych map, lecz kontrolowana destrukcja dopasowana do projektu poziomów. Oznacza to, że możecie zniszczyć część budynku, by otworzyć nowe wejście, wyburzyć ścianę zasłaniającą snajpera albo zburzyć strop, by pozbawić wroga osłony. Materiały reagują zgodnie ze swoją naturą — drewno pęka szybciej niż beton, metal daje odgłos echa i odbija pociski. Co ważne, odłamki zniszczonych elementów zadają stopniowe obrażenia, a nie natychmiastową śmierć, dzięki czemu destrukcja staje się elementem taktyki, a nie tylko efektem wizualnym.

Mapy i tryby nie każdego zachwycą, ale ja je uwielbiam

Produkcja startuje z dziewięcioma mapami, które mogą pochwalić się solidnym zróżnicowaniem, dopracowaniem i całkiem logicznym projektem. Pole walki przeniesiono do ciasnych ulic Nowego Jorku w mapie Empire State, przez rozległe pustynie Egiptu i monumentalny Manhattan Bridge, aż po górzystą Mirak Valley i klasyczną, odnowioną Operation Firestorm. Każda arena ma własny rytm i jest zależna od trybu zabawy – w jednych królują starcia piechoty 8v8, w innych pojazdy i lotnictwo tworzą pełnowymiarową orkiestrę wojny. Bardzo spodobało mi się, jak chętnie wykorzystano tu wertykalność lokacji — wysokie konstrukcje, budynki, mosty i skały oferują wiele poziomów walki, a nowe narzędzie, składana drabina, pozwala błyskawicznie zmieniać pozycję i zaskakiwać przeciwników.

Powracają klasyczne tryby, które są kwintesencją serii. Podbój to nadal najważniejszy filar zabawy, który oferuje długie, 20–30-minutowe bitwy o kontrolę punktów, z ciągłym przechodzeniem inicjatywy z rąk do rąk. Niespecjalnie lubiany przeze mnie Szturm z kolei stawia drużyny w rolach atakujących i obrońców, wydłużając starcia do nawet 40 minut, by dać czas na zaplanowane ofensywy. Bardzo fajnie grało mi się w klasyczną Dominację (8v8), bo uwielbiam dynamiczne potyczki piechoty o trzy punkty kontrolne. Nie zabrakło też nowości: Eskalacja – tutaj drużyny rywalizują na siedmiu punktach, które sukcesywnie maleją w liczbie wraz z przebiegiem meczu, aż do finalnej konfrontacji w samym centrum mapy. Im dalej w grę, tym mniejszy obszar i większe napięcie — to dynamiczne „zacieśnianie frontu” sprawia, że końcówki meczów potrafią być niesamowicie emocjonujące.

Recenzja Battlefield 6 - powrót w chwale
Czy uda się wygrać to starcie?

Nie zabrakło również klasycznych formatów: Szturm z podkładaniem ładunków M-COM, Team Deathmatch oraz jego wariantów z różną liczebnością drużyn. Bardzo często na rozgrzewkę wybierałem właśnie nową opcję, w której starcia prowadzi się w 4 drużynach złożonych z 4 graczy – to absolutnie intensywne strzelaniny, w których kulkę można dostać dosłownie z każdej strony. Przy zgranej ekipie sprawiają mnóstwo satysfakcji i są zdecydowanie bardziej taktyczne niż chaos, który znamy z Call of Duty. Narzekać można tak naprawdę na to, że brakuje nieco map na ogromną skalę – totalnych kolosów, gdzie ogromne znaczenie odgrywają czołgi i helikoptery.

Do tego dochodzi Portal — rozbudowane narzędzie społecznościowe pozwalające graczom tworzyć własne serwery, ustawiać reguły rozgrywki i projektować unikalne scenariusze. W odróżnieniu od wersji z 2042, Portal jest teraz pełnoprawnym kreatorem – można w nim nie tylko modyfikować warunki meczu, ale nawet budować nowe mapy w oparciu o istniejące szablony. Pierwsze projekty nie specjalnie zachwycają, a dodatkowo gracze bardzo chętnie wykorzystywali otwartość narzędzia do sztucznego poprawiania statystyk i błyskawicznego ulepszania statystyk, co zmusiło DICE do szybkiej reakcji.

To wszystko sprawia, że multiplayer Battlefield 6 jest dziś najpełniejszym doświadczeniem FPS w skali masowej od czasów Battlefielda 3. Mam wrażenie, że już tytuł wyznacza kierunek, w którym seria może się rozwijać przez kolejne lata. A co najważniejsze: odzyskała to, co w ostatnich latach utraciła — zaufanie i wiarę graczy, że Battlefield znów jest Battlefieldem. Chciałbym tylko zobaczyć tu kilka bardziej rozbudowanych map.

Recenzja Battlefield 6 - powrót w chwale
Oprawa wizualna jest świetna

Technologia i wykonanie – Frostbite znów błyszczy

Na koniec zostawiłem dodatkowe pochwały, tym razem związane z kwestiami technicznymi. Po pierwsze, gra od początku jest pozbawiona większych błędów, co jest niemal niespotykane w tej serii. Po drugie to ciągle pokaz audiowizualnego kunsztu i świetnej optymalizacji. Battlefield 6 ogrywałem na PC wyposażonym w RTX 4080, 32GB RAM i Ryzena 5800 X3D, co pozwoliło mi cieszyć się bardzo wysokimi detalami, świetną szczegółowością obrazu i płynnością, która jedynie sporadycznie spadała poniżej 100FPS w rozdzielczości 4K z DLSS w trybie zbalansowanym. Nie ma tu stutteringu, a każda rozgrywka, nawet w bardzo intensywnych sceneriach i podczas wybuchów – jest po prostu płynna. Kilka meczy rozegrałem nawet na przenośnym handheldzie MSI Claw AI8+, gdzie 40-50FPS było w zasięgu ręki również na rozbudowanych mapach. To bez dwóch zdań jedna z najlepiej zoptymalizowanych produkcji ostatnich lat, co potwierdzają choćby testy konsolowych wersji przygotowane przez Digital Foundry.

Recenzja Battlefield 6 - powrót w chwale
Przez blisko 35 godzin zabawy udało mi się trafić na … jeden poważny błąd

Twórcy tym razem zupełnie odpuścili sobie ray tracing, co wyszło chyba wszystkim na zdrowie – z góry zaplanowana praca oświetlenia, odbić i cieni kosztuje dużo mniej zasobów niż generowanie tego w czasie rzeczywistym, a różnice wizualne zazwyczaj nie są tego warte. Zwłaszcza, że mówimy tu o FPSie, który większość z nas ogrywać będzie w trybie multiplayer, gdzie odpowiedni czas reakcji i niskie opóźnienia są kluczowe.

Oprawa potrafi zachwycić, ale ma też spore znaczenie dla samych starć. Oślepiające światło po opuszczeniu ciemnego pomieszczenia potrafi naturalnie przeszkodzić w celowaniu. Świat jest przepełniony detalami i efektami specjalnymi, ale nigdy nie czułem tu przepychu i taniej epickości. Atmosfera budowana przez oprawę audiowizualną odbywa tu kluczową rolę, zwłaszcza po dodaniu zaawansowanej fizyki, o której wspominałem we wcześniejszych akapitach.

Powrót zaufania, który łatwo można zepsuć

Battlefield 6 to projekt, w którym czuć pokorę i świadomość błędów przeszłości. Twórcy odpuścili sobie zabawę w tworzenie koła na nowo i wymyślanie nowych rewolucji, a zamiast tego postawili na ewolucję, powrót do fundamentów i poprawę tego, co naprawdę budowało tożsamość serii. To wciąż nie jest gra pozbawiona wad. Kampania mogłaby być bardziej angażująca, narracja wyraźnie głębsza, a przede wszystkim trochę brakowało mi naprawdę dużych map.

Przynajmniej na tym etapie widzimy, że gra nie próbuje kopiować Call of Duty, co wyszło jej zdecydowanie na dobre – gracze potrzebowali bardziej przyziemnego militarnego FPSa, co odzwierciedlają fantastyczne wyniki sprzedaży. Nie jest to jeszcze ideał, ale to zdecydowanie najbardziej kompletny i spójny Battlefield od czasów trójki. Przyszłość również zapowiada się dobrze – wystartował już pierwszy sezon oferujący nową zawartość oraz bardzo przyjemny i darmowy tryb battle royale RedSec. Mam nadzieję, że w kolejnych miesiącach będziemy świadkami jedynie rozkwitu tej produkcji.

Opinia o grze Battlefield 6
Kopię Battlefield 6 otrzymaliśmy od EA Polska. Nie miało to wpływu na treść mojej opinii o grze.
Wybrane dla Ciebie
Córka prezydenta. Romans, który zszokował Amerykę
Córka prezydenta. Romans, który zszokował Amerykę
Wrocław: Rodzice podzieleni w kwestii Halloween
Wrocław: Rodzice podzieleni w kwestii Halloween
Toruń: Szykowany luksus kosztem kierowców? Utrudnienia na starówce
Toruń: Szykowany luksus kosztem kierowców? Utrudnienia na starówce
Trzebinia: Śmiertelny wypadek. Samochód dostawczy cofając potrącił pieszego. Wszczęto śledztwo
Trzebinia: Śmiertelny wypadek. Samochód dostawczy cofając potrącił pieszego. Wszczęto śledztwo
Lubuskie: Nowi policjanci właśnie złożyli przysięgę
Lubuskie: Nowi policjanci właśnie złożyli przysięgę
Zapomniana przez historię. Wraz z mężem zmieniła naukę
Zapomniana przez historię. Wraz z mężem zmieniła naukę
Bal wszystkich świętych a Halloween — można się cieszyć a nie bać
Bal wszystkich świętych a Halloween — można się cieszyć a nie bać
Radom: Ruszyła budowa osiedla. Mają powstać 32 domy jednorodzinne
Radom: Ruszyła budowa osiedla. Mają powstać 32 domy jednorodzinne
Jakie ciasto na 1 listopada? Duszek czy tradycyjna szarlotka?
Jakie ciasto na 1 listopada? Duszek czy tradycyjna szarlotka?
Kozienice: Ślubowanie uczniów w Publicznych Szkołach Podstawowych
Kozienice: Ślubowanie uczniów w Publicznych Szkołach Podstawowych
Lublin: Kierowcy w nerwach. Na ul. Strzembosza końca korka nie widać
Lublin: Kierowcy w nerwach. Na ul. Strzembosza końca korka nie widać
Inteligentne altany śmietnikowe i nowoczesne pojemniki na odpady
Inteligentne altany śmietnikowe i nowoczesne pojemniki na odpady