Gdynia: Jazz w nazwie, duszy, sercu i emocjach

Pełne spektrum - od urzekającej normalności do trudnych rozmów i żywiołów różnej maści? Improwizacja, jazz i kobiecość w różnych wymiarach? Zastanawiamy się, jak było na Energa Ladies' Jazz Festival 2025.
Katie Melua w GdyniKatie Melua w Gdyni
Źródło zdjęć: © Polska Press Grupa | Jakub Steinborn
Tomasz Chudzyński
  • Katie Melua w Gdyni
  • Katie Melua w Gdyni
  • Katie Melua w Gdyni
  • Katie Melua w Gdyni
  • Katie Melua w Gdyni
[1/5] Katie Melua w Gdyni Źródło zdjęć: Polska Press Grupa | Jakub Steinborn

Było inaczej niż w zeszłym roku. Inaczej, to znaczy, że było znacznie lepiej. Mieliśmy naprawdę świetne artystki - mówi Maciej Farski, współorganizator Energa Ladies' Jazz Festival w Gdyni, gdy pytam o podsumowanie tej jednej z największych imprez lata w Trójmieście. - Oczywiste jest, że uczestnicząc w jakimkolwiek festiwalu nie każdy jego akcent będzie zgodny z naszym gustem. Publiczność sobie po prostu koncerty wybiera. Ale my staramy się by dobór każdego z tych festiwalowych elementów, był z najwyższej półki. Szukamy artystek ciekawych, intrygujących. Nie pomyliliśmy się, a wręcz przeciwnie. Fajnie też, że festiwal ma teraz w nazwie Energa (od nazwy sponsora głównego - red.), bo ten ostatni miał naprawdę wyjątkową energię. Dzięki wykonawczyniom. Bo ten festiwal jest o paniach, które tu występują.

Od finału począwszy

Piorunujące wrażenie było domeną drugiej niedzieli, finałowej, Energa Ladies' Jazz Festival. Widzieliśmy koncerty, które nie były jedynie przekazem muzycznym. Były "ludzkie", "zaangażowane" - bo takie emocje przychodzą do głowy po koncertach Dee Dee Bridgewater i Ayo.

- Nie potrafię porównać tych występów do siebie, bo były to dwa różne światy. Natomiast i jeden i drugi uderzał młotem w okolice serca i umysłu - podkreśla Maciej Farski.

Ale by mógł wybrzmieć niedzielny finał, powinno się wysłuchać koncertów go poprzedzających.

A tu prawdziwa legenda - Patricia Barber - pianistka, wokalistka - postać zasłużona nie tylko dla jazzu, która inspirowała pokaźny, wielowymiarowy zbiór muzycznej sceny. Jednocześnie artystka niezwykle silna. Znająca swoją wartość, niezależna, pewna siebie, która od zawsze "rządziła" swoim muzycznym światem - przebiegiem kariery, brzmieniem, słowami oraz towarzyszącymi jej na scenie muzykami. Tymczasem w Gdyni zaprezentowała swoją najłagodniejszą, z najłagodniejszych, lirycznych wersji. Niemal w wersji smooth. Zupełnie inną, od tej z występu na gdyńskim festiwalu z roku 2006, kiedy dawała pokaz pełnokrwistego, "oldskulowego" jazzu z mnóstwem improwizacji.

- Materiał na ostatniej płycie, który Patricia Barber prezentowała na scenie, tak spokojny nie jest, aczkolwiek to jedno z najspokojniejszych jej dzieł. To nie oznacza, że nie ogląda się jej bez autentycznego zachwytu. Ona zauroczyła publiczność - mówi Maciej Farski.

Dla niej wszystkie festiwale

Chwilę po amerykańskiej legendzie wystąpiła inna właścicielka "legendarnej" renomy. Z Polski. Czy można wyobrazić sobie jakąkolwiek odsłonę festiwalu jazzowego nad Wisłą, zwłaszcza w kobiecej odsłonie, bez Ewy Bem?

- Ewa Bem śpiewa piosenki, które nie są jej. To są nasze piosenki, wszystkich nas. To, że 1000 osób na widowni śpiewa utwór, który w polskim radiu pojawił się ostatnio 20 lat temu, właśnie o tym świadczy. One są w nas. Ewa Bem śpiewała swingując, że "jej serce to jest muzyk", opowiedziała nam co zrobiła księżniczka Anna... Było wiele innych piosenek, które słyszały dwa, trzy pokolenia Polek i Polaków. To są świetne nuty, teksty pisał ktoś ważny i te słowa są po prostu piękne, fantastyczne. I można ten jej katalog utworów puszczać dziś wnukom. Jesteśmy dumni, że mogliśmy ją gościć na scenie w Gdyni, bo Ewa Bem powinna występować na wszelkich "ladies jazz festiwalach" na całym świecie.

Inspiracja i wzór

Maciej Farski jest stanowczy - utworów Urszuli Dudziak nie da się powtórzyć. To jazzowy wokal najwyższej próby. I mało kto potrafi tak śpiewać. W Gdyni Urszula Dudziak zaprezentowała kilka nowych utworów, część zaśpiewała solo, część w towarzystwie Miki Urbaniak czy Grażyny Auguścik. Wymarzony początek, bo to mistrzyni świata otworzyła Energa Ladies' Jazz Festival 2025.

- Szkoda, że nikt nie wydaje na nowo jej płyt, chociażby tych, nagranych z Michałem Urbaniakiem. Niedawno znalazłem jej płytę z końcówki lat 70 XX w. Proszę mi wierzyć, brzmi bardzo nowocześnie. Niewiarygodne jak często teraz ktoś gra jak Urszula Dudziak na tamtej płycie sprzed lat - mówi współorganizator imprezy.

Terri Lyne Carrington, Dianne Reeves, Esperanza Spalding amerykańskie wokalistki jazzowe wskazywały Urszulę Dudziak jako postać, bez której nigdy nie uwierzyłyby w siebie, w swoje muzyczne możliwości. Bez mała - ikona i wzór.

- Urszula Dudziak zapewniła swoim koncertem wspaniałe interludium, do tego, co nastąpiło na Energa Ladies' Jazz Festival później. Słuchaliśmy nowego materiału, który miał być wydany na płycie już w czerwcu. Tak się, niestety nie stało, bo premiera nowego dzieła Urszuli Dudziak została przełożona na jesień.

Jazz w nazwie

Na festiwalowy wtorek przyjechała "jazzwomanka", która urodziła się w Szwecji, ale jej korzenie rodzinne są polskie, co zresztą słychać w jej polszczyźnie, której nie powstydziliby się najznamienitsi poloniści. Vivian Buczek przywiozła program opartym na twórczości Michela Le Granda, ale nie trzymała się tego motywu kurczowo. Zaprezentowała też i swoje utwory oraz innych tuzów jazzu. I wzbudziła prawdziwy zachwyt.

- Przypomnijmy, że w nazwie tego festiwalu jest jazz, a to muzyka improwizowana. Zatem spotyka się kilka osób i każda ma coś od siebie, coś zupełnie nowego od podstawowych akordów wymyślonych lata temu, i to w danej chwili. I to była esencja występu Vivian - mówi Maciej Farski.

A potem była Gaba Kulka, która sama o sobie mówi, że jest przedstawicielką muzyki... pstrokatej. I jednocześnie najczęściej odkrywaną, bo w tak licznych projektach, zupełnie różnych od siebie, bierze udział. Dała fantastyczny koncert w asyście tria, w dokładnie takim samym składzie kiedy w 2010 roku występowała po raz pierwszy na Ladies' Jazz Festivalu. Jak zapowiedziała, wybrała swoje najmniej znane utwory. W tym przepiękną "kołyskankę" popularnie znaną pod tytułem "Z marcepana".

Konkursowe wykonania w ramach Grand Prix również pokazały, że jazzowa energia pulsuje w polskiej muzyce. 19-letnia Hania Derej uzyskała równocześnie nagrody jury oraz publiczności, co zdarza się przecież nie za często. - Hania Derej to jest muzyczne ADHD. Po prostu czad, osobiście jest dla mnie wielkim odkryciem tegorocznego festiwalu - podkreśla Maciej Farski.

Jak urzec pół ludzkości

Tuż przed finałowymi koncertami, a chwilę po występach debiutantek festiwalowych, publiczność w Gdyni zobaczyła drobną, dziewczęcą postać, która na pierwszy "odsłuch" śpiewa tylko jedną piosenkę, czy to "Just like a heaven" czy "Piece to piece" lub "9 millions bicycles"... Bo Katie Melua, pod względem muzycznej komercji największa gwiazda minionej odsłony gdyńskiego festiwalu, słuchaczom się nie narzuca. Niemal każdy jej utwór jest w tym samym tempie, zaśpiewany tą samą barwą, bez udowadniania nikomu, że głosem może rozbijać kryształy w górnym C.

- Katie Melua jest tak... normalna, tak zwyczajna, że przyciąga pół ludzkości - mówi współorganizator gdyńskiego festiwalu. - A wystąpiła w hali sportowej, która nie jest przeznaczona do takich występów, ale dzięki najnowocześniej aparaturze nagłośnieniowej, stała się miejscem dla koncertu Katie Meluy wręcz stworzonym. To był show, który sprawił, że można było zwyczajnie zapomnieć o problemach. Katie Melua zauroczyła 3 tysiące ludzi.

Najważniejszy koncert w tym momencie

Dee Dee Bridgewater, ponad 70-letnia przecież, ma wciąż tyle energii, że nie jeden nastolatek mógłby jej tego "powera" pozazdrościć. I kiedy śpiewa "We exist" z jej nowego projektu, to wszyscy jej po prostu w to uwierzyli.

- To, że na festiwalu, który ma w nazwie Ladies' Jazz występuje całkowicie kobiecy skład muzyczny, to nie jest żadne ciekawostka. Ale to, jakie utwory wybrały na koncert, to, co Dee Dee mówiła ze sceny, o historii, o ludzkości, polityce, potrzebie empatii... było niezwykłe, a w naszych dziwnych czasach wręcz odważne. Całość była po prostu pokazem wybitności, a koncert należał w tym momencie do jednych z najważniejszych na świecie, mimo że zagrany został na raczej radosnym festiwalu - mówi Maciej Farski.

Atmosferę, choć nie była przecież gęsta i napuszona, postanowiła rozładować suczka Dee Dee. Wymknęła się potężnemu facetowi, który miał jej pilnować w czasie występu, i przybiegła do swojej pani, prosto na scenę. Niezapomniany obrazek tego spektaklu.

Ayo i opowieść o życiu

I po takim koncercie zaczął się finał - ostatni koncert Energa Ladies' Jazz Festivalu 2025. I kolejny występ na nim, po kilku latach przerwy, znakomitej Ayo. Ona sama dziwiła się, skąd się wzięła na takiej imprezie ze swoją muzyką, której daleko od kanonów jazzu przecież.

- Jazz płynie głównie z okolic serca, a właściwie ze środka duszy. A Ayo zmusiła publiczność, aczkolwiek bez większego wysiłku, do wysłuchania tego o czym śpiewa - podkreśla Maciej Farski.

Utwory poprzedzone opowieścią, często pełną emocji, z trudnymi pytaniami, niezwykłymi w muzyce pop tematami - tak właśnie od kilku lat wyglądają koncerty Ayo. I każdy kto słuchał jej koncertu z minionej niedzieli mógł zrozumieć nie tylko jej życie. Przykład utworu mocno przejmującego "Royal" z jej ostatniej płyty. A pięciominutowa opowieść, o czym to jest sprawia, że studyjna wersja nie dorasta do pięt temu, co usłyszeliśmy na koncercie. A były jeszcze i inne, mocne tematy z utworów "Closer", "Beautiful", i parę innych.

- Wydawać by się mogło, że ten ciężar będzie przygnębiający. Ale każdy wyszedł z tego koncertu, z tego festiwalu, zadowolony. Bo to było trochę jak oczyszczenie. Żadna płyta tego nie odda - mówi Maciej Farski.

Natomiast refleksja jest inna. Jak, łagodnie i bez mentalnych szkód, wrócić do rzeczywistości, po takiej dawce muzycznych emocji?

- Gdyby ktoś zapytał mnie tak zwyczajnie, kto na tym festiwalu był najlepszy, czy najgorszy, jeszcze bardziej zwyczajnie odpowiedziałbym, że nie wiem. Tak po prostu. Tego wszystkiego się już nie odtworzy. Jeśli ktoś nie był, to jego strata - mówi Maciej Farski.

Wybrane dla Ciebie

Sosnowiec: Agresywny pacjent zdemolował SOR
Sosnowiec: Agresywny pacjent zdemolował SOR
Hokej: Polski napastnik ma nowy klub. Zostaje w Niemczech
Hokej: Polski napastnik ma nowy klub. Zostaje w Niemczech
Świnoujście: Awaria tankowca Oktan. Natychmiast rzucono kotwicę
Świnoujście: Awaria tankowca Oktan. Natychmiast rzucono kotwicę
Szef już nie może być pułkownikiem. Nadciąga zmiana na rynku pracy
Szef już nie może być pułkownikiem. Nadciąga zmiana na rynku pracy
Zielona Góra: Pijani kierowcy wpadali jeden po drugim
Zielona Góra: Pijani kierowcy wpadali jeden po drugim
Koźminek: Szarpał, odpychał i wyzywał policjantki. Został aresztowany
Koźminek: Szarpał, odpychał i wyzywał policjantki. Został aresztowany
Mikołów: Sekundy od tragedii. Dziecko bawiło się na torach
Mikołów: Sekundy od tragedii. Dziecko bawiło się na torach
Sławno: Plantacja konopi zlikwidowana. Zabezpieczono narkotyki i broń
Sławno: Plantacja konopi zlikwidowana. Zabezpieczono narkotyki i broń
Tarnowskie Góry: Autobus uderzył w słup. Kobieta trafiła do szpitala
Tarnowskie Góry: Autobus uderzył w słup. Kobieta trafiła do szpitala
Wrocław: Lekarz aresztowany. Wystawił ponad 1700 fikcyjnych recept
Wrocław: Lekarz aresztowany. Wystawił ponad 1700 fikcyjnych recept
Plażowa siatkówka nad Jeziorem Miedwie: Wkrótce kolejny turniej
Plażowa siatkówka nad Jeziorem Miedwie: Wkrótce kolejny turniej
Poważny wypadek na S5 pod Poznaniem. Trasa jest zablokowana
Poważny wypadek na S5 pod Poznaniem. Trasa jest zablokowana