Kielce zawsze będą jej domem. Rozmowa z Katarzyną Rygiel, laureatką Świętokrzyskiej Nagrody Literackiej
Od kieleckiego liceum plastycznego, przez warszawską archeologię, aż po literaturę dziecięcą nagrodzoną w rodzinnym mieście. Rozmawiamy z Katarzyną Rygiel, pisarką, której książka "Porozmawiajmy o sztuce, Tygrysie" zdobyła pierwszą nagrodę w Świętokrzyskim Konkursie Literackim. - Gdybym nie była kielczanką i nie skończyła liceum plastycznego, ta książka nigdy by nie powstała! - mówi laureatka.
Kiedy długo nie pisze, staje się nieznośna i złośliwa. Katarzyna Rygiel o miłości do literatury, Kielc i odkrywaniu przeszłości
Pani Katarzyno, zacznijmy od początku - Kielce to pani miasto rodzinne. Jak wspomina pani młodość spędzoną w stolicy Świętokrzyskiego?
Tu się urodziłam i tu mieszkałam przez dwadzieścia lat. W Kielcach skończyłam szkołę podstawową, a potem Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych imienia Józefa Szermentowskiego, które zostawiło w mojej pamięci naprawdę piękny ślad. Bardzo często wracam myślami do tamtego czasu - mam wciąż kontakt z koleżankami z klasy. Wychowałam się na Uroczysku, gdzie do dziś mieszka moja mama, więc każdy powrót do Kielc to dla mnie powrót do rodzinnego domu.
Co najchętniej wspomina Pani z tamtych lat? Czy są jakieś szczególne miejsca w Kielcach, które pozostały w pani sercu?
Bardzo lubiłam Kadzielnię - to miejsce, do którego teraz też wracam z moimi dziećmi, gdy przyjeżdżamy w rodzinne strony. Kochałam też kino Romantica, którego już nie ma. Właściwie większość moich seansów filmowych wiązała się z tym kinem. Teraz wiem, że jest tam ścianka wspinaczkowa, bo mój starszy syn uprawia wspinaczkę sportową. Kiedy zjawiamy się w Kielcach, to jest nasz obowiązkowy punkt - odwiedzić dawną Romanticę i spędzić tam trochę czasu. Lubiłam też spacery po Sienkiewce – wspólne z koleżankami powroty do domu bardzo okrężną drogą, oraz parku, który był wtedy i jest teraz równie piękny i zielony.
Nagrodzona książka opowiada o chłopcu odkrywającym sztukę, a pani ukończyła kieleckie liceum plastyczne. Jaka to była dziedzina sztuki?
Przez pięć lat zajmowałam się tkactwem artystycznym. Trzeba było mieć do tego wytrwałość, cierpliwość i zamiłowanie do detali. To chyba wtedy rozwinęła się moja wrażliwość. I przydaje się ona w pisaniu i w życiu codziennym.
Po liceum wyjechała Pani na studia archeologiczne do Warszawy. To ciekawa droga - od plastyki do archeologii...
W ostatniej klasie liceum plastycznego, ku zaskoczeniu wszystkich, wzięłam udział w olimpiadzie języka polskiego. Zostałam finalistką, co dało mi wstęp na różne kierunki studiów. Mogłam wybierać między kilkoma i zdecydowałam się na archeologię na Uniwersytecie Warszawskim. Pociągała mnie wizja powrotu do przeszłości, do najdawniejszych dziejów, poznawania tego, jak kiedyś żyli ludzie, ich kultury materialnej. Marzyła mi się przygoda...
I te przygody rzeczywiście się zdarzały podczas wykopalisk?
O tak! W czasie studiów miałam sporo przygód. Wyjeżdżałam na wykopaliska co roku na 2-3 miesiące, do różnych zakątków Polski - bo wbrew pozorom w Polsce jest mnóstwo rzeczy do odkrycia. Dużo pracowałam na stanowiskach średniowiecznych - cmentarzyskach szkieletowych z XII, XIII wieku, bardzo ładnie wyposażonych w biżuterię, elementy uzbrojenia. Zdarzały się też starsze cmentarzyska z okresu rzymskiego, z II wieku naszej ery, kiedy wpływy Imperium Rzymskiego sięgały aż do środkowej Europy.
Czy pamięta Pani jakieś szczególne odkrycie z tamtego okresu?
Pamiętam jedno wyjątkowe zdarzenie. Kopaliśmy właśnie na cmentarzysku ciałopalnym z II wieku naszej ery i ku naszemu zaskoczeniu obok urny z prochami odkryliśmy grób koński. Kiedy umierał wojownik, chowano również jego konia, z tym że konia chowano w całości - nie palono, więc odkrywaliśmy całe zachowane szkielety końskie obok grobów ludzkich.
Kiedy zrodziła się myśl o pisaniu? I jak doszło do wydania pierwszej powieści "Pod powiekami" w 2005 roku?
Ona towarzyszyła mi już podczas studiów. Po archeologii ukończyłam jeszcze dwuletnie podyplomowe studia dziennikarskie, podczas których miałam kontakt między innymi z Krzysztofem Kąkolewskim – wyjątkowym twórcą i wykładowcą. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że chciałabym pisać, ale bardzo długo nie wiedziałam, jak zacząć. W końcu pomyślałam, że spróbuję napisać powieść obyczajową, takie czytadło dla szerokiego grona odbiorców. Zaczęłam wysyłać tekst do różnych wydawnictw i szczęśliwie odezwało się Wydawnictwo Autorskie prowadzone przez Elżbietę Majcherczyk i Katarzynę Grocholę.
I to był moment, kiedy okazało się, że pisanie to sposób na życie?
Kiedy książka się ukazała, pomyślałam sobie, że właściwie nie mogę już bez pisania żyć. To zajęcie, które daje mi poczucie szczęścia, ładuje akumulatory. Jedni wyjeżdżają na Wyspy Kanaryjskie, żeby naładować baterie, a ja kiedy długo nie piszę, staję się nieznośna i złośliwa. Kiedy zaczynam pisać, humor mi się natychmiast poprawia i mam poczucie, że nie zmarnowałam dnia.
Największą popularność przyniosły pani książki z cyklu o antropolog Ewie Zakrzewskiej. Czy ta bohaterka ma coś wspólnego z panią?
Ewa Zakrzewska ma raczej coś z mojej przyjaciółki - osoby trochę szalonej, nieprzewidywalnej i niezwykle spontanicznej. Antropolog i archeolog to pokrewne zawody. Podczas pracy na stanowiskach, zwłaszcza szkieletowych, antropolog jest archeologowi potrzebny jako specjalista od kości.
Przejdźmy do nagrodzonej książki „Porozmawiajmy o sztuce, Tygrysie”. To pozycja dla dzieci, która nawiązuje do Pani zamiłowania do sztuki...
Gdybym nie była kielczanką i nie skończyła liceum plastycznego, ta książka nigdy by nie powstała! Moje zamiłowanie do malarstwa zaczęło się, kiedy w liceum zetknęłam się z historią sztuki. Organizowaliśmy sobie zagraniczne wycieczki - potrafiliśmy wyjechać na pięć dni do Paryża z historykiem sztuki, który oprowadzał nas po Luwrze. Mogliśmy obcować z oryginalnymi dziełami, nie reprodukcjami. A pomysł na książkę przyszedł mi do głowy, kiedy patrzyłam na mój regał pełen albumów o malarstwie, które kolekcjonuję od licealnych czasów. Mając już dwóch synów, pomyślałam, że fajnie byłoby napisać dla dzieci książkę o sztuce, żeby im ją przybliżyć. Żyjemy w czasach, kiedy o sztuce się za wiele nie mówi. Wymyśliłam Leona - trochę jak moi synowie - wszędobylskiego, ciekawskiego, żądnego wiedzy ośmiolatka, który ma mamę historyka sztuki i tatę malarza.
Opowie pani o przygodach Leona?
Leon nie błądzi po muzeum - on wpada do obrazów! Jego mama rozsiewa po domu otwarte albumy, bo często od pracy odrywają ją obowiązki domowe. Leon, ciekawy wszystkiego, sam je przegląda i któregoś dnia wpada do jednego z obrazów. W pierwszym poznaje tytułowego tygrysa, który staje się jego przewodnikiem i opowiada mu o tajnikach sztuki, różnych sekretach malarskich, o których my, przeciętni ludzie, zwykle nie wiemy i musimy pogrzebać w książkach, żeby się dowiedzieć.
Świętokrzyska Nagroda Literacka to duże wyróżnienie. Książka była wyróżniana już kilkukrotnie, ale czy ten sukces panią zaskoczył?
Wydawnictwo Literatura zgłosiło książkę w moim imieniu. Czekaliśmy w napięciu, choć chyba nie wierzyliśmy w zwycięstwo. To jednak książka dla dzieci. Wydawało mi się, że w konkursie, gdzie wszystkie książki konkurują ze sobą niezależnie od kategorii wiekowej, te historyczne, głęboko osadzone w realiach świętokrzyskich będą mieć większe szanse. Nie spodziewałam się takiego sukcesu!
16 czerwca będzie Pani gościć w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Kielcach...
Tak, spotkanie odbędzie się o godzinie 17 w bibliotece imienia Gombrowicza. Będziemy rozmawiać o nagrodzonej książce, ale też o innych sprawach związanych z pisaniem. Spotkania z czytelnikami są dla mnie bardzo inspirujące - chętnie odpowiem na pytania i porozmawiam z zainteresowanymi.
Czy możemy dowiedzieć się czegoś więcej o pani rodzinie, o życiu prywatnym?
Mam dwóch nastoletnich już synów i męża. Mieszkamy w Warszawie. W którymś momencie zdecydowaliśmy z mężem, że skupię się na pisaniu, bo praca etatowa nie szła w parze z twórczością literacką. Mąż pracuje w bibliotece na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się tym wszystkim, czym zajmują się bibliotekarze - katalogowaniem, opracowywaniem zbiorów, przygotowaniem ich dla czytelników. Nie jest kielczaninem - pochodzi z Podkarpacia. Poznaliśmy się pierwszego dnia studiów w kolejce po legitymację studencką i tak już zostało.
Jak często wraca pani do Kielc?
Obowiązkowo w święta, ale także podczas weekendów, zwłaszcza tych dłuższych. Spędzaliśmy tu też wakacje - takie objazdowe po Świętokrzyskim, odkrywając lub przypominając sobie z mamą różne piękne miejsca wokół Kielc. Niedługo znowu mnie czeka taka podróż - planujemy spotkanie maturalne ze znajomymi z „plastyka”. Znowu będzie okazja, żeby się nacieszyć miastem i dawno niewidzianymi znajomymi.
Jaka jest pani ulubiona książka?
Uwielbiam czytać - byłam pożeraczką książek od najmłodszych lat. Moja ulubiona to „Wyznaję” Jaume Cabre - bardzo gruba i bardzo piękna książka. Konstrukcja tej powieści jest tak niezwykła, że choć czytałam ją już 2-3 razy, za każdym razem równie mocno się zachwycam. Stawiam też na polskich autorów - uważam, że piszą pięknie. Lubię Twardocha, Tokarczuk, Rudzką, Bator, uwielbiam Myśliwskiego, Jakuba Małeckiego za jego powieści obyczajowe. Z reportażystów kocham Tochmana. Na parapecie czeka na mnie dziesięć książek i ciągle brak mi czasu, by się w nie zanurzyć
Jak ocenia Pani stan polskiego czytelnictwa?
Nagrody na pewno pomagają, bo promują książki z wyższej półki. Co do czytelnictwa - myślę, że nieważne, czy to literatura wysoka, czy czytadła, ważne, żeby były napisane pięknym, wartościowym językiem. Widzę, że bardzo dobrze ma się kryminał i powieść obyczajowa, gorzej cała reszta. Bardzo chciałabym, żeby młodzież czytała rzeczy wartościowe. Z dziećmi nie ma problemu - dorośli dbają o odpowiedni wybór. Gorzej z młodzieżą, zwłaszcza dziewczętami - jest dużo literatury młodzieżowej nie najwyższych lotów, pisanej przez bardzo młode autorki, które zdobywają popularność, ale jakość ich książek pozostawia wiele do życzenia.
Czy zdradzi pani kolejne pisarskie plany?
Jesienią powinna ukazać się powieść dla młodzieży, którą wyda Wydawnictwo Literatura - osadzona w historii, ale właściwie sensacyjna, ze skarbem i śledztwem prowadzonym przez młodych detektywów. Będę też pisać książkę fantasy dla młodzieży - teraz fantasy święci triumfy i młodzież to uwielbia. Książka powinna się ukazać przed końcem grudnia.
To nie Pani pierwsze próby z fantasy?
Mam na koncie trylogię dla dzieci, która zaczyna się od "Strażnika klejnotu" - to książka o Warszawie i jej historii, ale z elementami fantasy, bo pojawiają się w niej postacie z legend warszawskich. Teraz być może będę musiała mocniej wejść w ten świat. Zobaczymy, co z tego wyniknie - nowe doświadczenia są potrzebne pisarskiej głowie!