Anwil Włocławek po awansie do półfinału Orlen Basket Ligi. Selcuk Ernak: - Nikt nas nie lubi, nikt nas nie docenia
To była dość zaskakująca opinia po awansie Anwilu do półfinału w środę. - Nikt nas nie docenia, nikt nas nie lubi, gdy wygraliśmy sezon zasadniczy, to nikt nam nie pogratulował. Gdy wygraliśmy dwa pierwsze mecze serii ćwierćfinałowej, to wszyscy mówili tylko, że rywal był zmęczony, a my mieliśmy szerszy skład. Jaki jest nasz potencjał? Zobaczymy. Na pewno nie wykorzystaliśmy całego swojego potencjału w tej serii, przede wszystkim pod względem indywidualnych możliwości graczy, ale także rozwiązań taktycznych - przyznaje Selcuk Ernak.
Ostatecznie Anwil zakończył serię w Toruniu, wykorzystując w czwartym meczu większą głębię rotacji, ale też w kluczowym momencie meczu ograniczając do minimum największe atuty ofensywne Twardych Pierników.
- Mam szacunek dla toruńskiej drużyny, jej mentalności, zgrania, sposobu, w jaki jest prowadzona. Oni bardzo szybko potrafią znaleźć rozwiązanie na każdy sposób obrony. To idealny przykład dla wielu innych drużyn, jak budować składy i mentalność. Mecz numer 4 był początkowo pojedynkiem dwóch bokserów, którzy chcieli sobie zadać jak największe obrażenia. Ostatecznie to defensywa po przerwie zdecydowała o tym, że udało nam się zakończyć serię w czterech meczach - podkreślił Ernak.
To akurat prawda, ale też włocławianie mieli ułatwione zadanie z rywalem z wąską kadrą, który rozgrywał szósty mecz o dużą stawkę w ciągu jedenastu dni. Można rozważać, czy to defensywa Anwilu zatrzymała Twarde Pierniki w ostatniej kwarcie w środę, czy po prostu gospodarzom najzwyczajniej w świecie zabrakło już pary w nogach i rękach. O tym przekonamy się w serii półfinałowej, w której Anwil czeka jeszcze poważniejszej wyzwanie, choćby przeciwko Legii, która nie tak dawno dość pewnie wygrała w Hali Mistrzów.
W meczu numer cztery po raz pierwszy pojawił się w play off PJ Pipes i... wypadł znacznie lepiej od Luke'e Nelsona. Z nim na parkiecie Anwil był lepszy od Arrivy Polskiego Cukru o 21 punktów, lepszy wskaźnik miał jedynie Luke Petrasek (22). Gdy wróci do gry Kamil Łączyński to właśnie z tego duetu Sekcuk Ernak wybierze kogoś do gry.
Na razie szkoleniowiec ucieka przed porównaniami obu graczy. - Bo to zupełnie inny typ koszykarzy. Tak samo jest na każdej naszej pozycji, mamy po dwóch graczy, ale zawsze o innej charakterystyce. W tym wypadku jeden jest obrońcą, drugi rzucającym obrońcą, oni wykonują inne zadania na parkiecie. Dlatego nie potrafię ich porównać tak bezpośrednio. Podstawowa rzecz to muszę wiedzieć, kto jest gotowy do gry, z kim będziemy rywalizować i wtedy wybiorę dla nas najlepszą opcję - wyjaśnia Ernak.
W każdym razie Pipes zaznaczył swoją obecność w kadrze Anwilu. - Byłem ostatnio poza składem, ale to nie znaczy, ze nie jestem przygotowany. Taki to jest zawód, że musisz być gotowy na szansę, gdy ona się pojawi. Jeśli trener da mi szansę, to będę gotowy ze wszystkich sił wesprzeć drużynę. Czekam na swój czas. Może nadejdzie z Legią w półfinale - mówi Amerykanin.
Ernak: - PJ to jeden z większych profesjonalistów, jakich widziałem. Nie narzeka, tylko ciężko pracuje i zawsze jest gotowy do gry. Wiem, że bardzo chce być na parkiecie, ale nie produkuje żadnej negatywnej energii w szatni, gdy musi na to dłużej czekać. Bardzo doceniam jego podejście do obowiązków.
Pierwsze dwa mecze półfinałowe Anwil rozegra w Hali Mistrzów 27 i 29 maja z Legią Warszawa lub Górnikiem Wałbrzych.