Orły zawsze muszą mieć królewską aparycję? Wcale nie. Choć tak o nich myślimy
Tak oszacowałem orlika krzykliwego, którego oglądałem przez dobrą godzinę na ściernisku w Beskidzie Niskim. Nie wiem skąd przydomek krzykliwy, gdyż przez długie kwadranse milczał jak zaklęty. Jak mniemam, był bardzo zabiegany, ale o tym za chwilę. Wpierw krótka wizytówka ptaka.
Szerokie skrzydła, które dodatkowo wydłużają sterczące na krawędziach sterówki. Groźny dziób i władcze spojrzenie: jam ci orlik z królewskiego rodu. I rzeczywiście, po herbowym, okazałym orle przednim ma wszystko prócz wymiarów. Jest mniej więcej o jedną trzecią mniejszy w wadze i rozmiarach ciała.
Utarło się powszechne przekonanie, iż drapieżne ptaki to znamienici łowcy. Orlik krzykliwy jest i owszem, łowcą, lecz w innym wymiarze. Powiedzmy w skali mikro. Główną pozycją menu są ... płazy! To tego stopnia, iż na Warmii dwuletnia susza przyczyniła się do wielkiej śmiertelności młodych z głodu. Chętnie łapie myszy i drobne owady takie jak koniki polne. Nie przepuści wiewiórce, małym zajączkom czy ptakom, lecz skaczącadrobnica to główny łup, który na dodatek zbiera biegając po ziemi na piechotę. W takiej sytuacji go oglądałem. Objadał się do syta przed długim lotem do Afryki.