To piękne, choć nieznane miejsce pod Otyniem. Właśnie powstał o nim film! "Widać całą dolinę Odry"
Mateusz Pojnar: Z tymi filmami zaczęło się u ciebie niewinnie.
Paweł Ilnicki: W dzieciństwie się tym nie interesowałem. Gdy mieszkałem w Anglii, zacząłem nagrywać filmy na YouTube. Bardziej dla siebie, na pamiątkę. Z kolegą robiliśmy ognisko i coś tam kręciliśmy na zasadzie jak przetrwać w lesie, zbudować szałas itd. Bardzo szybko ten konkretny filmik osiągnął 150 tys. wyświetleń, ludzie pisali miłe komentarze.
Tutaj nie docierają tłumy turystów. Jedno z najbardziej fotogenicznych miejsc Lizbony
Zauważyłem, że komuś może się podobać to, co robię. Jednocześnie pasjonowała mnie historia regionu, więc założyłem na YT kanał i tam o niej opowiadałem.
Pierwszy film zrobiłem o grodzisku w Bobrownikach. Taki amatorski, kręcony telefonem. Nauczyłem się pisać scenariusz, kręcić poszczególne ujęcia, montować je później z muzyką, wpuszczać lektora.
Potem przyszedł czas na film o zespole zamkowo-klasztornym w Otyniu. Czułem, że się rozwijam.
I wkręciłeś się na dobre.
Szukałem zajęcia bez etatu. Wcześniej pracowałem w fabrykach, na budowach, robiłem dachy. Zawsze miałem poczucie, że robię coś, czego nie lubię. W pracy odliczałem godziny do końca.
Wiedziałem, że wymyślę coś innego, co stanie się też pasją. Moja dziewczyna jest fotografem, założyła firmę i to w pewien sposób skłoniło mnie do działania. Pomyślałem: czemu nie spróbować? Za zaoszczędzone pieniądze kupiłem kamerę, zacząłem robić pierwsze zlecenia komercyjne dla lokalnych firm.
Napisałem do Maćka Boryny, który pracuje w magistracie w Szprotawie, gdzie odpowiada za promocję. Miałem już drona, więc zaproponowałem, że zrobię im film promocyjny. "Jeśli wam się spodoba - powiedziałem - to zapłacicie, a jeśli nie, to zrozumiem". Spodobał im się.
Jesteś samoukiem. Trudno chyba samemu nauczyć się tak trudnego rzemiosła?
Zależy od człowieka, ja mam jakąś łatwość. To nie są oczywiście filmy na poziomie Netflixa. Jeszcze [uśmiech].
W pracy nie zależy mi aż tak na pokazaniu rewelacyjnych technicznie ujęć, przejść. Bardziej interesuje mnie wzbudzanie emocji. Kamera i scenariusz są instrumentami właśnie do grania na emocjach.
Tematem twojego najnowszego filmu jest rezerwat przyrody Bukowa Góra w okolicach Bobrownik w gm. Otyń. Dlaczego wybrałeś akurat to miejsce?
Od dawna chciałem je pokazać. U nas jesteśmy przyzwyczajeni do płaskich terenów, a ja kocham góry. Pamiętam, jak za dzieciaka jeździliśmy do babci do Otynia i na rowerach odwiedzaliśmy Bukową Górę. Dla mnie to był szok, że tak blisko można poczuć się jak w górach.
Czyli dla ciebie to jest trochę powrót do dzieciństwa.
W pewnym sensie tak. Czasem wspominam, jak jeździliśmy tam z kolegami po przygodę.
Jesienią są tu piękne kolory. A mieszkańcy nawet najbliższej okolicy często nie wiedzą, jaką mają perełkę pod nosem. Myślałem: chcę o tym wszystkim powiedzieć, ale nie mam jak.
Warta opowiedzenia jest też historia Bukowej Góry. Jako dziecko o nią pytałem, ale odpowiedzi były takie, że nikt nic nie wie, bo Niemcy zostawili tu swoje tajemnice, a Polacy, którzy tu przyjechali, swoje pozostawili na Kresach. Po wojnie mało kto się tym interesował.
Dlatego robiąc ten film czułem się trochę jak Indiana Jones. Tutaj za każdym kopcem w lesie, każdą górką, jakimś nienaturalnym ukształtowaniem terenu może stać choćby kurhan. Odkrywałem tę historię od nowa.
"Strażnicy pradawnych wzgórz. Opowieść z krainy kurhanów" - to tytuł twojego filmu. O czym opowiada?
To nie tylko mój film - pomogło mi przy nim dużo osób. Bukowa Góra to bodaj najstarszy rezerwat przyrodniczy w Lubuskiem i skupiamy się na trzech rzeczach.
Po pierwsze - na historii. Opowiada o niej archeolog Radosław Kuźbik, który robił tam badania. Bo od pradziejów był tam gród obronny. Mówimy tu o bardzo dawnych czasach: kulturze łużyckiej, epoce brązu czy wczesnym średniowieczu.
Nieopodal było cmentarzysko kurhanowe, jedno z największych w regionie. Na jednym wzgórzu jest 50-60 kurhanów, pomiędzy nimi także płaskie groby. Piękne położenie. Czuć tam metafizykę. Człowiek idzie i się domyśla, dlaczego akurat tu chcieli leżeć.
Zależało nam też na aspekcie przyrodniczym. O nim mówi fotograf Przemysław Pulka, który robi tam zdjęcia ptakom.
Trzeci aspekt to ten turystyczno-sportowy, o którym opowiadają w filmie nowosolanin Artur Lawrenc i jego dwaj koledzy. Artur często bywa na Bukowej Górze, bo tam biega. To on pomógł mi napisać projekt do Działaj Lokalnie, dzięki czemu dostałem fundusze na realizację z Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.
Kim są ci strażnicy pradawnych wzgórz?
Wydaje mi się, że są nimi ci wszyscy, którzy wzięli udział w filmie. Nadal są strażnikami tego miejsca.
Ale zaczęło się od ludzi żyjących tu jeszcze przed naszą erą. Zauważyli, że to fajny teren do życia. Na wąskim cyplu, otoczonym z każdej strony 40-, 50-metrową ścianą, usypali wysoki wał, na którym pewnie była palisada, brama wjazdowa i gród. Niemcy nazywali to Schlossbergiem.
Niedaleko zrobili cmentarzysko, gdzie chowali swoich zmarłych, robiąc całopalne stosy. Prochy chowali w urnach i usypywali kurhany. Tym samym zmarli byli bliżej nieba, czyli bliżej Boga.
Na czym polega urok tego rezerwatu?
Na ukształtowaniu terenu: poprzecinanych wąwozach. Jesteś na jednym wzgórzu, widzisz kolejne, a pomiędzy jest długi wąwóz. Kawałek dalej pojawiają się kolejne. Ten teren jest nieregularny i to jest świetne. Szczególnie dla takich "płaskoziemców" jak Lubuszanie [śmiech].
Na Białej Górze jest punkt widokowy. Widać z niego całą dolinę Odry.
Nie masz wrażenia, że to miejsce jest za mało rozreklamowane?
Zdecydowanie. Do tego słabo oznakowane. Namawiałem kolegę, żeby tam się wybrał z rodziną i dziećmi. Tłumaczyłem, jak ma pojechać. Nie posłuchał i mówił mi, że nie znalazł żadnych wzgórz, tylko porysował auto, bo jeździł po jakichś krzakach.
Wreszcie sam go tam zabrałem i był w szoku, że żył tak blisko Bukowej Góry, ale nic o niej nie wiedział. Tak jak wielu mieszkańców powiatu. Nawet ci, którzy jeżdżą pobliską ścieżką rowerową.
Patrząc okiem kamery, Otyń i powiat nowosolski mają się czym pochwalić?
Trudne pytanie. Np. w górach dużo łatwiej zrobić ładne ujęcia. U nas często zabytki są jeszcze niewyremontowane. Mamy płaski teren, dużo jakichś magazynów, więc gdy nagrywasz, musisz się postarać, żeby zrobić to pod takim kątem, by to poruszyło.
Ale jest wiele pięknych miejsc dla kamery: kościół na górce w Lubięcinie i tamtejsze wiatraki, wspomniany wcześniej klasztor w Otyniu. Zamek w Siedlisku - ale chyba każdy go widział, bo jest cudowny. Też zamek w Borowie Polskim, którego właścicielami byli Rechenbergowie - ci sami, którzy mieli otyński zamek. Tam się czuje lokalność, średniowiecze.
Mimo że jesteś z Nowej Soli i mieszkasz dziś we wsi Stany z drugiej strony Odry, to jednak Otyń jest ci bliski. Do tego stopnia, że na lewej ręce zrobiłeś sobie nawet tatuaż z herbem gminy.
Gdy pracowałem nad filmem o zespole zamkowo-klasztornym, dowiedziałem się, że gdzieś jest zachowany oryginalny dokument herbowy Otynia. Zacząłem szperać, napisałem do wrocławskiego archiwum. Znaleźli ten papier, zeskanowali go i wysłali mejlem.
Pamiętam, że siedziałem wtedy koło dzwonnicy w Stanach. Otworzyłem wiadomość i gdy zobaczyłem herb namalowany dawnym sposobem, to zakochałem się w tym od razu. Tak jak mówiłem, dużo czasu w dzieciństwie spędzałem właśnie w Otyniu - stąd też wziął się tatuaż.
To może teraz będzie nowy, nawiązujący do kurhanów?
Rzeczywiście mam w planach zrobić sobie coś pradziejowego [uśmiech].
Opowiedz o twoich wcześniejszych najważniejszych projektach.
Na pewno godzinny film o turystycznej Pętli Wiewióra i potoku Sucha w Szprotawie. Pokazuje piękno przyrody. Myślałem, że na premierę nikt nie przyjdzie, a dom kultury wypełniło 200-300 osób. Byłem w szoku. W dobie rolek przesuwanych co kilka sekund siedzenie na filmie przyrodniczym przez godzinę to jest duża sztuka.
Ważny był też film o warzelni i powstaniu Nowej Soli, który został pokazany na otwarciu Magazynu Solnego po remoncie.
Istotne też są dla mnie projekty robione wspólnie z gm. Otyń. Również z gm. wiejską Nowa Sól - tu w drodze jest kolejny, czyli album fotograficzny o zabytkach pod Nową Solą.
Zrobiłeś też film o nowosolskiej młodzieży. Był pokazywany podczas miejskiego zakończenia wakacji na Re-Odrze. Czego podczas prac dowiedziałeś się o młodych ludziach z Nowej Soli? Bo często jest tak, że kończą szkołę i stąd wyjeżdżają.
Chcieliśmy pokazać zmianę, jaka zaszła w mieście. Bo pamiętam, jak wyglądało kiedyś. Gdy miałem 16-17 lat, marzyłem tylko o tym, by stąd wyjechać. Widziałem kolegów, którzy wyjechali i zarabiali fajne pieniądze. Wielu myślało o wyjeździe, ale nie myślało o powrocie.
Dziś młodzi mają lepiej, łatwiej. Są większe możliwości. To pokazuje ten film: możecie tu zostać i realizować się, robić to, co lubicie, znaleźć tu zadowalającą pracę i budować swoją przyszłość w Nowej Soli, a nie np. w większym mieście czy za granicą.
I oni są tego świadomi. Mamy supermłodzież, która wie, czego chce. I ma perspektywy tu, na miejscu.
Jakie masz plany, marzenia związane z kolejnymi projektami?
Chciałbym robić jak najwięcej historycznych filmów, które pokażą naszą okolicę, odkryją lokalną historię. Nie wielkich bitew, ale małych potyczek. Myślę też o filmach o przyrodzie w regionie.
Sporo mam pomysłów, ale póki co nie mogę o nich więcej powiedzieć, bo nie chciałbym ich spalić. Tak naprawdę obojętnie, jaką miejscowością powiatu nowosolskiego się zainteresujesz - znajdziesz tam świetną historię do opowiedzenia.
Marzy mi się pokazanie początków budowania polskości na Ziemiach Odzyskanych. Ludzie byli niepewni, myśleli, że zaraz wrócą tu Niemcy, a oni pojadą z powrotem na Kresy. Nieliczni świadkowie tych wydarzeń jeszcze żyją. Mogliby o tym opowiedzieć.
***
Premiera filmu Pawła Ilnickiego odbędzie się w piątek 21 listopada o godz. 18.00 w Gminnym Centrum Kultury w Otyniu. Wstęp jest bezpłatny.