Valletta - krótki spacer po głównej ulicy najlepszego miasta świata
Przybysze doceniają zalety, a mieszkańcy są dumni. Ci drudzy wiedzą jednak, że życie w kraju mogącym poszczycić się najwspanialszą stolicą pod słońcem bywa trudne. Bywa też, że swoją frustrację i gniew przenoszą na pełne turystów ulice.
#parlament
Przechodząc przez City Gate, wkraczam na główną arterię Valletty - Triq il-Repubblika (Republic Street). Od razu dostrzegam nowoczesny budynek różniący się od otoczenia wszystkim - począwszy od bryły, przez fasadę, po przeszklone ściany parteru. Co ciekawe, ta jego odmienność i "nieprzystawalność" nie zaburza perspektywy, nie rani oczu ani uczuć estetycznych przechodniów. Liczący ledwie dekadę budynek parlamentu Republiki Malty wpisuje się w architektoniczny krajobraz tej części miasta, mimo że większość okolicznych domów powstawała na przestrzeni kilkuset lat - począwszy od XVI stulecia po wiek XIX.
Tutaj nie docierają tłumy turystów. Jedno z najbardziej fotogenicznych miejsc Lizbony
Ta właściwość budynku jest zasługą jego twórcy, włoskiego architekta Renzo Piano. Tego samego, który zaprojektował m.in. paryskie Centre Georges Pompidou, Pinakotekę w Turynie i muzeum sztuki współczesnej w Los Angeles. Geniusz twórcy sprawił, że przechodzień widzi dokładnie to, co Piano chciał osiągnąć. Składający się z dwóch sąsiadujących ze sobą brył obiekt jest nowoczesny, ale w żaden sposób nie gryzie się z otoczeniem, dzięki zastosowaniu podobnej barwy elewacji i wapiennego budulca.
Pierwszy poziom - parter - to zestawienie kilku szklanych ścian. Można odnieść wrażenie, że podtrzymywane na tej kruchej z pozoru konstrukcji wyższe kondygnacje unoszą się nad ulicą. Jak tłumaczył Renzo Piano, celem, który przyświecał mu podczas projektowania budynku parlamentu, było nawiązanie do idei transparentności działań par-lamentu i łączności między władzą a obywatelami. Przez szklane ściany widać wnętrze budynku, w zasadzie jego niewielki fragment, ale bardziej chodzi o symbol. Sala plenarna znajduje się na pierwszej kondygnacji, nad nią rozlokowane są loże prasowe, a jeszcze wyżej galerie dla publiczności.
W wywiadzie dla dziennika "Times of Malta" w 2009 roku Piano deklarował między innymi:
- Nie chcemy tworzyć monumentalnego parlamentu. Chodzi o to, by witać ludzi. O to, by przestrzenie nie były hermetyczne i niedostępne. Chcemy, żeby ludzie w Valletcie poczuli, jak otwarty i przejrzysty jest parlament, zwłaszcza na parterze.
Przywołując jego słowa w roku 2015, kiedy budynek oddano do użytku, na łamach "Times of Malta" Kristina Chetcuti pisała:
"Dlatego właśnie ten felieton jest apelem o zorganizowanie Dnia Otwartego dla publiczności. Jest to konieczne, ponieważ ten budynek nie należy wyłącznie do osób pracujących w parlamencie. To mój budynek. I wasz. Został zbudowany za moje i wasze pieniądze, dlatego mamy prawo wejść do środka i odwiedzić salę posiedzeń - przynajmniej na jeden dzień".
Postulat publicystki został zrealizowany. Były radość, duma i szlachetne intencje... Z czasem jednak okazało się, że tam, gdzie mamy do czynienia z polityką i władzą, transparentność i otwartość mogą stanowić pewien problem dla ludzi polityki i władzy. W 2019 roku siedzibę maltańskiego parlamentu szczelnie otoczono metalowymi barierkami.
#opór
Barierki stoją do dziś i trzeba przyznać, bardzo się państwu maltańskiemu przydają. Tak było choćby pod koniec października, kiedy aktywiści ekologiczni spod szyldu Ġustizzja għal Artna (Sprawiedliwość dla naszej Ziemi) rozstawili przed budynkiem parlamentu namioty i rozpoczęli kilkudniową okupację tego terenu, zbliżało się bowiem przemówienie budżetowe. W ramach protestu zorganizowali manifestację przeciwko dwóm kontrowersyjnym projektom ustaw (bills) oznaczonym numerami 143 i 144.
Przedstawiciele licznych organizacji, w tym ekolodzy, ale też zwykli obywatele oraz - co istotne - deputowani opozycyjnej Partii Narodowej, są zdania, że proponowana reforma burzy zasady rzetelnej i skutecznej ochrony środowiska, a ponadto przyznaje Urzędowi Planowania nowe, szerokie uprawnienia do zatwierdzania inwestycji nieprzewidywanych teraz w planach lokalnych.
Przemawiając na konferencji prasowej w miasteczku namiotowym, cytowany przez "Times of Malta" Andre Callus z grupy Moviment Graffiti zadeklarował, że wprawdzie protest namiotowy się skończy, ale kampania przeciwko zmianie przepisów trwa nadal. Dodał, że zdaniem aktywistów proponowana reforma została napisana w ramach "diabelskiego paktu między rządem a deweloperami".
O co chodzi z "diabelskimi" numerami 143 i 144? Żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie, przejrzałem sporo anglojęzycznych maltańskich portali informacyjnych i stron organizacji pozarządowych, dotarłem do dokumentów rządowych oraz interpretacji prawnych.
Oto, w dużym skrócie, co udało mi się ustalić (przepraszam za przeładowane urzędowymi detalami akapity): rzecz idzie o projekty reform ustawowych, które wyszły z Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Są prezentowane jako dokumenty usprawniające system planowania przestrzennego oraz przyspieszające rozpatrywanie sporów dotyczących pozwoleń budowlanych. Według oficjalnej wykładni, dzięki zmianom zwiększyć ma się skuteczność i elastyczność organów planistycznych przez umożliwienie im podejmowania decyzji z uwzględnieniem "szerszego kontekstu" urbanistycznego, a nie jedynie sztywnej litery planów miejscowych.
Dla przykładu - jeden z artykułów zmieniający treść Ustawy o Planowaniu Rozwoju (Development Planning Act) w projekcie 143 wprowadza poprawkę, zgodnie z którą Planning Authority (Urząd Planowania) może udzielić pozwolenia na zabudowę nawet wtedy, gdy projekt nie jest zgodny z obowiązującym lokalnym planem, o ile uzna, że istnieją "istotne względy planistyczne" przemawiające za wydaniem zgody.
Co więcej, decyzje Urzędu Planowania w ogóle nie muszą opierać się na zatwierdzonym planie lokalnym. Wystarczy, że podstawą do ich podjęcia będą "wytyczne, dokumenty polityczne lub inne istotne czynniki".
Podważa to znaczenie planów zagospodarowania przestrzennego, bo pozwala oprzeć urzędniczą decyzję na mniej formalnych dokumentach polityki planistycznej i oznacza w praktyce, że Urząd może powoływać się na dokumenty, które nie przeszły standardowej procedury planistycznej, czyli działać poza obowiązującymi lokalnymi planami.
Podobnych "ulepszeń" jest w obu projektach sporo...
Protestujący zarzucają rządowym planom ogólnikowość, a równocześnie widzą w nich próbę ograniczenia demokratycznej kontroli nad decyzjami planistycznymi oraz zagrożenie dla skutecznej ochrony środowiska. Ich zdaniem nowe przepisy nadmiernie wzmacniają władzę organów planowania kosztem obywateli i społeczności lokalnych, utrudniając składanie odwołań i ograniczając kontrolę sądową. Krytycy podkreślają, że możliwość odstępstw od polityk planistycznych otwiera furtkę do arbitralnych decyzji sprzyjających deweloperom. Zmiany w trybunale odwoławczym - zwłaszcza skrócenie terminów składania odwołań (z trzech do dwóch miesięcy) oraz ograniczenie podstaw odwołań - uznawane są za zamach na prawo do sprawiedliwego procesu. W ocenie ruchów obywatelskich projekty ustaw 143 i 144 nie modernizują systemu, lecz cementują jego upolitycznienie i prywatyzację interesu publicznego.
Premier Robert Abela (Partia Pracy) odwiedził miasteczko namiotowe i w rozmowach z protestującymi obiecał, że ich postulaty "zostaną rozważone". Kiedy i w jakim trybie - nie wiadomo. Na razie nie ma harmonogramu prac nad projektami. Termin, w którym projekty zostaną poddane debacie na forum parlamentu, nie został wyznaczony.
#sprawiedliwość
Naprzeciwko nowoczesnego gmachu parlamentu stoi neoklasycystyczny, na wskroś maltański w charakterze, niewysoki budynek. Tym, co przyciąga uwagę, nie jest jednak jego urokliwa architektura. Przechodniom rzuca się w oczy rozciągnięty na fasadzie baner z hasłem "#JusticeForJeanPaulSofia".
Hasztag jest zwykle obietnicą dotarcia do jakiejś informacji, do kryjącego się za nim szerszego kontekstu. I rzeczywiście, po wpisaniu w wyszukiwarkę treści z transparentu widzę zestaw linków, z których dowiaduję się, po co i dla kogo zawisł on w centrum miasta.
3 grudnia 2022 roku na terenie budowy kompleksu przemysłowego doszło do tragicznego wypadku. W wyniku zawalenia jednego z budynków zginął 20-letni Jean Paul Sofia, a kilku innych robotników zostało rannych. Wszczęto śledztwo, które po kilku miesiącach przekazano prokuratorowi generalnemu.
Ta tragedia wstrząsnęła mieszkańcami Malty, którzy masowo wsparli rodzinę zabitego chłopaka. Ludzie wyszli na ulice, sprawę szeroko komentowano w mediach, co zmusiło władze do bardziej przykładnego zajęcia się nie tylko tą katastrofą, ale także systemowymi problemami z bezpieczeństwem w sektorze budowlanym.
Jeden z linków, który wyświetlił mi się po wpisaniu hasła z banera, prowadził do nagrania wywiadu, w którym matka Jeana Paula, Isabelle Bonnici, rozmawiała z dziennikarzem "Times of Malta". Dziennikarz zapytał ją między innymi o to, co zapamiętała z tamtego tragicznego dnia.
"Zadzwonił do mnie jego przyjaciel i powiedział, że lepiej będzie, jeśli usłyszę to od niego. Budynek, w którym pracował Jean Paul, zawalił się, a on był w środku. Spytałam, czy Jean jest bezpieczny. Powiedział, że on wciąż jest pod gruzami. (...) Jakiś czas później policjant powiedział mi, że mój syn wciąż żyje, że widział go na własne oczy. Pojechałam do szpitala, ale tam powiedzieli mi, że nie mają nikogo o takim imieniu i nazwisku. Wróciliśmy do Corradino. Szesnaście godzin później znaleziono jego ciało. W tamtej chwili moje życie się zawaliło".
Mimo ogromu tragedii Isabelle znalazła w sobie siłę, by jak najgłośniej i jak najskuteczniej walczyć nie tylko o sprawiedliwość dla swojego zmarłego syna, ale także o naprawę funkcjonującej w oparach absurdu i patologii branży budowlanej. I walczy o to po dziś dzień.
Kontaktuję się z nią, by spytać o to, jak wygląda jej życie dzisiaj. Wiem, że przekuwa osobistą tragedię w działanie dla dobra ogółu.
- Jean Paul był moim jedynym synem. Teraz moje życie to przede wszystkim ból po jego stracie. Tak naprawdę trudno mi funkcjonować, robię więc wszystko, co w mojej mocy, żeby jego śmierć nie poszła na marne. Będę walczyć do ostatniego tchnienia, żeby uzyskać pełną sprawiedliwość i nie dam się uciszyć. Sprawa w sądzie wciąż trwa, więc nie mogę zbyt wiele komentować, natomiast jestem na każdej rozprawie. Bardzo trudno mi stanąć twarzą w twarz z oskarżonymi. Mam nadzieję, że wszyscy trafią do więzienia, bo na nic innego nie zasługują - deklaruje Isabelle z przekonaniem.
Przed sądem stanęli dwaj deweloperzy, architektka oraz dwaj dyrektorzy firmy wykonawczej. Zarzuty obejmują nieumyślne spowodowanie śmierci Jeana Paula i poważnych urazów u rannych oraz nie-właściwe prowadzenie i nadzorowanie prac konstrukcyjnych.
Z ustaleń publicznego śledztwa wynika, że budynek zawalił się z powodu rażących zaniedbań i nieprawidłowości na wszystkich etapach inwestycji - od planowania po nadzór budowy. Śledczy wykazali też, że nikt w pełni nie odpowiadał za inspekcję powstającego obiektu.
Bijąc się o sprawiedliwość dla Jeana Paula, Isabelle zaangażowała się w działania mające na celu naprawę branży budowlanej na Malcie. Domaga się bezpieczniejszych praktyk, bardziej rygorystycznego nadzoru, lepszego prawodawstwa i jego egzekwowania oraz większej odpowiedzialności. Jej praca podniosła świadomość społeczną i wpływa na dyskusję regulacyjną w maltańskim sektorze budowlanym.
Za jej sprawą weszła w życie ustawa nakładająca na wszystkie osoby i firmy zajmujące się pracami budowlanymi, wykopaliskami lub rozbiórkami obowiązek posiadania ważnej licencji wykonawcy. Urząd Budownictwa i Konstrukcji utworzył pierwszy na Malcie krajowy rejestr wykonawców i aktywnie weryfikuje wnioski, dysponując uprawnieniami egzekucyjnymi. W lutym tego roku podpisano umowę w sprawie opracowania i ostatecznego wdrożenia Krajowego Kodeksu Budowlanego obejmującego bezpieczeństwo, zapobieganie pożarom, wykopy, rozbiórki i konstrukcje.
To konkretne zmiany wpływające na bezpieczeństwo, ale wciąż nie koniec zmagań Isabelle z maltańskim wymiarem sprawiedliwości, prawem i bólem po stracie syna.
#dziennikarka
Stolica Malty nie jest duża, a jej centrum to układ kilkudziesięciu prostopadłych ulic, z których Triq il-Repubblika jest najważniejsza. Nie tylko dlatego, że u jej początku usytuowany jest budynek parlamentu. Trzysta metrów dalej ulokowany jest inny ważny obiekt, Pałac Sprawiedliwości. A naprzeciwko niego stoi Pomnik Wielkiego Oblężenia upamiętniający obronę Malty przed Turkami w 1565 roku, dziś uznawaną powszechnie za zwycięstwo odwagi i wolności.
U stóp pomnika ludzie składają kwiaty, stawiają zapalone znicze, a przede wszystkim zdjęcia zamordowanej osiem lat temu dziennikarki. Nazywała się Daphne Caruana Galizia i była bezkompromisowa w tropieniu korupcji na szczytach władzy, nepotyzmu, nielegalnych związków polityki z biznesem. Prowadziła też dochodzenie w sprawie Panama Papers. 16 października 2017 roku zamachowcy podłożyli i zdetonowali bombę pod jej samochodem. Jeszcze tego samego dnia ludzie zaczęli przynosić pod pomnik zdjęcia i znicze. Dlaczego właśnie tam? Po pierwsze dlatego, że wszyscy domagali się wyjaśnienia zbrodni i ukarania winnych, a pomnik dobrze widać z okien sądu. Po drugie dlatego, że w świadomości Maltańczyków - jak to ujęła aktywistka z grupy Occupy Justice - "to nie tylko pomnik przeszłości, ale pomnik naszej współczesnej odwagi".
Śmierć dziennikarki poruszyła maltańskie społeczeństwo i była punktem zwrotnym w budowaniu świadomości społecznej oraz w relacjach z władzą.
W toku śledztwa ustalono, że zleceniodawcą zabójstwa mógł być znany biznesmen Yorgen Fenech. Bombę zdetonowali bracia Alfred i George Degiorgio. Zostali skazani na 40 lat więzienia. W czerwcu tego roku wyrok dożywocia za dostarczenie ładunku wybuchowego usłyszeli Robert Agius i Jamie Vella. Jeśli chodzi o Fenecha, to na początku tego roku został zwolniony z aresztu za poręczeniem majątkowym. Objęto go zakazem opuszczania kraju, godziną policyjną i nakazem zamieszkania wyłącznie pod wskazanym sądowi adresem. Poza zleceniem zabójstwa wciąż ciążą na nim inne zarzuty w kilku innych sprawach.
"Wina za zwolnienie zabójców za kaucją bez widocznego terminu procesu leży po stronie premiera i ministra sprawiedliwości" - uważa syn Daphne, Matthew Caruana Galizia. - "Kolejne porażki sądów sprawiają, że staje się coraz bardziej jasne, po czyjej stronie stoją. Po stronie przestępców, a nie zwykłych ludzi". Opinia publiczna nie kryła oburzenia decyzją sądu.
Zanim jednak wymiar sprawiedliwości w jakimkolwiek stopniu zainteresował się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i najbogatszych przedsiębiorców w kraju, skorumpowani politycy i przedstawiciele powiązanego z nimi półświatka robili wszystko, by uprzykrzyć życie rodzinie zmarłej (na przykład pozwami o zniesławienie) i nie dopuścić do kolejnych protestów ulicznych. Wielokrotnie usuwano kwiaty i znicze spod pomnika, zasłonięto go nawet pod pretekstem niezbędnego remontu. Bezskutecznie. Wielotysięczne demonstracje przetaczały się przez Triq il-Repubblika. Odcinek między pomnikiem a gmachem parlamentu stał się przestrzenią wolności. Determinacja ludzi była na tyle silna, że oporu wobec złej władzy nie dało się złamać. W roku 2019 wyszły na jaw powiązania polityków rządowych z zamachem na dziennikarkę. Oskarżany o opieszałość w wyjaśnieniu zbrodni i ochronę jej sprawców premier Joseph Muscat został zmuszony do ustąpienia. Zanim to zrobił, zdążył jeszcze zaakceptować obstawienie budynku parlamentu metalowymi barierkami, które - jak wspomniałem - służą nowej władzy do dziś.
#deweloperzy
Gromadząc materiały przydatne przy pisaniu tego tekstu nabierałem przekonania, że wśród największych problemów i najistotniejszych czynników psujących relacje społeczne oraz poczucie bezpieczeństwa, są na Malcie kwestie związane z branżą budowlaną, deweloperami i regulacjami funkcjonującymi (lub nie) w tej sferze biznesu. Mogę chyba uznać, że deweloperzy to słowo klucz spinające każdą sprawę, o której tu pisałem, bo nawet obciążony zarzutami w sprawie zabójstwa Daphne Caruany Galizii biznesmen Yorgen Fenech działał między innymi w branży budowlanej. Przez wiele lat pełnił funkcję prezesa zarządu Tumas Group. Licząca ponad pół wieku firma dziś dystansuje się od byłego szefa, jednak przez dekady była podręcznikowym przykładem lokalnego przedsiębiorstwa budowlanego, korzystając zarówno z kontraktów rządowych, jak i prywatnych.
Malta jest najmniejszym krajem Unii Europejskiej, ale godnym miana śródziemnomorskiego raju. Ograniczenie terenu czyni ją łakomym kąskiem dla firm budowlanych - począwszy od tych nastawionych na klientów lokalnych, po duże korporacje z branży hotelarskiej. Popyt na nieruchomości nie słabnie. Równocześnie powierzchnia wyspy jest stała i każdy metr kwadratowy przeznaczony pod zabudowę wydaje się bezcenny. Nic dziwnego, że deweloperzy mają pieniądze i są sponsorami, darczyńcami, dobrodziejami, stojąc za politykami.
Dołóżmy do tego ograniczoną, półmilionową mniej więcej populację wyspy - tu niemal dosłownie każdy każdego zna, każdy ma "jakieś powiązania". A skoro tak, to egzekwowanie prawa może nastręczać pewne trudności. Trudne jest też rozdzielenie reprezentantów elit politycznych od ludzi biznesu i przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. Łatwo natomiast o przypadki klientelizmu i nepotyzmu.
Co jeszcze? Słaba policja (ten problem opisuje m.in. portal śledczy "The Shift"), pranie brudnych pieniędzy, rezydenci mafii, słusznie zaniechany program "złotych paszportów"...
*****
Moim zdaniem splot uwarunkowań geograficznych, społecznych, politycznych i historycznych sprawił, że wielu Maltańczyków nauczyło się funkcjonować według zasady "Nie ufaj państwu, ufaj ludziom, których znasz", która przez lata była nieobca także w naszej części Europy. Są jednak tacy, którzy rozumieją, że w pewnych kwestiach nie wolno państwu rozumianemu jako sektor administracyjno-urzędniczy ustępować, jeśli chce się je naprawić.
To właśnie oni zainspirowali mnie do napisania tego tekstu - ci wszyscy obywatele Republiki Malty, którzy każdego dnia walczą o to by ich kraj był dla nich najlepszym miejscem do życia. To oni działają na rzecz zmian, często ponosząc ofiarę, która z naszej perspektywy wydaje się niepojęta i pewnie zbyt duża. Są wśród nich ideowcy, bojownicy i bojowniczki z wyboru oraz tacy, którzy zmuszeni okolicznościami nie mają alternatywy i robią swoje. Wszyscy zasługują na szacunek, wszystkim życzę powodzenia.
Warto wiedziećMalta to wyspiarskie państwo położone na Morzu Śródziemnym, obejmujące wyspy Maltę, Gozo i Comino.Jest najmniejszym krajem Unii Europejskiej, o powierzchni 316 km kwadratowych - mniejszej m.in. od Gdańska i Krakowa. Populacja Republiki Malty wynosi nieco ponad 550 tys. osób, co czyni ją najgęściej zaludnionym krajem Unii.Językami urzędowymi w kraju są maltański oraz angielski. Maltański jest jedynym językiem semickim w Unii Europejskiej, wywodzi się z języka arabskiego. Zapisywany jest alfabetem łacińskim, do którego wprowadzono kilka znaków specjalnych.Malta uzyskała niepodległość od Wielkiej Brytanii w 1964 roku i przez dekadę była monarchią konstytucyjną. Konstytucję zmieniono w 1974 roku, wprowadzając system republikański.Parlament to Izba Reprezentantów. Liczy 65 deputowanych, a ich kadencja trwa pięć lat. Głową państwa jest prezydent, ale faktyczną władzę sprawuje premier.