Arkadiusz Miłoszewski, trener Kinga Szczecin: Ręce drżały, nogi nie niosły. Padliśmy fizycznie
King miał słaby bilans domowych spotkań w rundzie zasadniczej i stąd 7. pozycja przed play-offami do których musiał przebijać się przez dodatkowe baraże. Błysnął w meczu ze Śląskiem Wrocław i rozbudził po raz kolejny nadzieje. Szybko został jednak sprowadzony na ziemię. Po dwóch porażkach w Sopocie - przegrywał, trzeci mecz - już w Szczecinie - wygrał w niecodziennych okolicznościach, ale w czwartym - ponownie na swoim parkiecie poległ.
- Gratulacje dla Trefla. Wszystkie mecze tej serii były fajne dla oka, dużo ciekawej gry i zaangażowania. Ciężko nam dziś było wrócić z dalekiej podróży. Po złym początku Trefl przejął inicjatywę, a w czwartej kwarcie nas złamał - podkreślał Mateusz Kostrzewski, kapitan Kinga. - Taki też był cały sezon - dużo problemów, nie było stabilizacji. W środę wszyscy walczyli, próbowali, ale brakowało spokojnej głowy i wyboru lepszych rozwiązań. Brakowało też skuteczności, ale to wynik wkładania większej energii w walkę o odrobienie strat.
- Cały mecz i szczególnie czwarta kwarta to nasz cały sezon - powtórzył Arkadiusz Miłoszewski, trener Kinga. - Mieliśmy sytuacje, ale pudłowaliśmy ze zmęczenia. Ręce drżały, nogi nie niosły. Coś pękło, była bezradność. Trefl nauczony poniedziałkiem - do końca cisnął. Nawet na sekundę nie wypuścili kontroli. My padliśmy fizycznie.
Nastroje w sopockiej ekipie diametralnie inne.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że zakończyliśmy tę serię. Presja zeszła. Mecz potoczył się tak, jak chcieliśmy. Zatrzymaliśmy rywala na 70 punktach. Wygraliśmy zbiórkę, czyli wykonaliśmy założenia taktyczne. To była piękna seria, ale w meczu mistrza z wicemistrzem mógł być tylko jeden zwycięzca.
W czwartej kwarcie King też złapał wiatr w żagle, zszedł na 13 punktów, ale po czasie - Witliński przerwał serię gospodarzy, a zainicjował gości.
- Niesamowicie się z tego cieszę. Zacząłem bardzo źle, pudłowałem, ale rozmawiałem z trenerem i on we mnie wierzył. Grałem dużo, trafiłem - mówił Witliński.
- Gratulacje dla Kinga za postawę w tej serii. Dobra seria, wyrównane mecze. Twarde starcia, a w trzech meczach decydowały detale. King to jeden z najlepszych zespołów w ofensywie, ale mam satysfakcję, że w dwóch meczach zatrzymaliśmy ich na 70 punktach - podsumował Żan Tabak, trener Trefla. - Wiem, że teraz będzie dużo negatywnych opinii, że King odpadł już teraz, ale to konsekwencja straty Andrzeja Mazurczaka. Takiego gracza nie da się zastąpić. Jovan jest świetny, ale zespół nie był budowany wokół niego, a wokół Mazurczaka.
Tabak wsparł trenera Miłoszewskiego, ale mimo celnego spostrzeżenia - siódme miejsce to rozczarowanie.
- Mam swoje przemyślenia co do tego sezonu, ale na razie zostawię je dla siebie. Te wnioski dotyczą również mojej pracy. Talent był w zespole, ale to nic z ciężką pracą zespołu. Wynik biorę na siebie, bo to ja podejmowałem decyzje. Jeszcze w Pucharze Polski graliśmy dobrze, a później popełniłem błąd w procesie treningowym i skończyło się, jak się skończyło - mówił enigmatycznie Miłoszewski.
Porażka Kinga tylko nasili plotki o odejściu szkoleniowca z klubu.
- Powtórzę: bez wiedzy prezesa Króla nie zrobię nic. Jak będzie chciał budować z kimś innym drużynę - zaakceptuję. Dziś nie wiem, czy zostanę. Rozmawialiśmy dwa miesiące temu, ale później to zostawiliśmy do końca sezonu - zaznaczył szkoleniowiec Kinga.
Według trenera kluczowa była druga kwarta. King odrobił duże straty, by w końcówce z łatwością oddać prowadzenie. Owszem - rywale rzucali z dystansu, ale... - Bez naszej reakcji, naszych fauli. Nie wiem, czemu ich nie popełnialiśmy - mówił.
Nerwów też było sporo. W całej serii najbardziej rozczarował ten, który miał poprowadzić Kinga do sukcesów - Isaiah Whitehead. W trzeciej kwarcie - został zdjęty z boiska i zareagował na to fatalnie: kopnął w krzesełko, poszedł obrażony na koniec ławki.
- Może być sfrustrowany, ale to nie pierwszy raz się tak zachowywał - zauważył Miłoszewski.
Zupełnie inna reakcja była gości. W poniedziałek prowadzili w czwartej kwarcie 16 punktami, a dali sobie wydrzeć zwycięstwo. Ale w środę wyszli na parkiet zmotywowani i jeszcze lepsi. Klasa mistrza? Coś w tym jest.
- W trakcie sezonu przegrywaliśmy trzy razy z Kingiem, więc doceniam pracę mojego zespołu, że teraz to my byliśmy lepsi. Czy dobrze spałem po poniedziałkowym meczu? Generalnie źle sypiam w play-offach, ale to bez względu na wynik. Powinno być inaczej, ale walczę z emocjami, analizuję. Rano spotykam się z asystentem i razem ustalamy kierunek analizy z zespołem. W Hiszpanii nauczyłem się tego, by nie pracować samemu. Co my zmieniliśmy? W taktyce nic, ale zdecydowanie lepsze było nasze zaangażowanie - dodał Żan Tabak.
Zaraz po zakończeniu środowego spotkania - w drużynie Kinga rozpoczął się okres urlopowy. Dodajmy, że kibice podziękowali drużynie za cały sezon, a koszykarze podziękowali za wspieranie na wszystkich arenach i w trudnych chwilach.