Bank Kultury, czyli pusty skarbiec i miliony w rozprutych ścianach
Potężne, stalowe drzwi z zamkiem i ryglami których nie obszedłby nawet Kwinto z "Vabank" robią wrażenie, ale niczego już nie chronią. Otwarte na oścież zapraszają do pustej, za to długiej, wąskiej i ciemnej jak kiszka sali. Kiedyś pewnie wypełnionej pieniędzmi i skrytkami klientów, teraz odbija się tu tylko echo. Nie znaczy to jednak, że pieniędzy w tym budynku nie ma. Ależ są i to całkiem sporo, chociaż w skarbcu ich nie widać. Miliony złotych z kieszeni podatników pompowane są w to miejsce od siedmiu lat. To transakcja jednokierunkowa, podatnicy wpłacają czy chcą czy nie ale nie mogą wypłacić. No, ale dzięki temu m.in. sala transakcji, czyli parter banku jest teraz miejscem budowy i kiedyś zamiast kasjerki będzie tu siedziała pani bibliotekarka, której zamiast kasy oddamy pożyczoną książkę.
Zamiast pieniędzy będą tu pożyczać książki
Po kasach, do których trzeba było stracić pół dnia w kolejce, żeby wpłacić pieniądze lub wziąć kredyt nie ma już śladu. Teraz przelewy na Bank Kultury płyną za pośrednictwem miasta z którego widmowy budynek bankowy wysysa kolejne miliony. Nie ma też na razie żadnych sygnałów, że rośnie tu biblioteka. Taki stan przejściowy: już rozebrane, ale jeszcze nie wybudowane. A przecież mija 7 lat od kiedy ówczesny burmistrz Witold Namyślak wepchnął miasto w ten "złoty interes".
Pomysł na ten wątpliwy dla miasta biznes pojawił się już w 2016 roku. Wtedy burmistrz Witold Namyślak wyszedł z inicjatywą zakupu budynku w centrum miasta od PKO BP. Mówił o okazji, argumentował, że miasto za nieduże pieniądze zyska duży budynek w dobrej lokalizacji. Po co? Wtedy jeszcze nie było to jasne, za to można się domyślić dlaczego bank chce go sprzedać. Obiekt był drogi w utrzymaniu, za duży na aktualne potrzeby placówki i do tego wymagał generalnego remontu. Osiadał, pękały ściany. Nie można było zagospodarować piętra, bo istniała obawa, że zawali się z powodu słabych stropów. Ocena techniczna już w 2012 roku wskazywała, że budynek się sypie. Tymczasem w 2018 roku miasto "rzuciło się" na ten kąsek i było na niego jedynym chętnym. W przetargu nikt się o budynek nie bił a jednak ówczesny burmistrz uparł się, żeby miasto go kupiło: "a może na potrzeby harcerzy?", "a może przeniesiemy tam MDK?", "a to zrobimy nową bibliotekę!"-rzucał pomysłami Witold Namyślak, w stylu "kupimy i coś wymyślimy". Zupełnie jakby celem było nie tyle konkretne zagospodarowanie budynku, co sam jego zakup. Zastanawiający był ten owczy pęd do nabycia za wszelką cenę, nawet nie kota w worku, ale worka bez kota. Cena? Najpierw padała kwota 2 mln zł by ostatecznie miasto zapłaciło ponad 3 mln i do tego sfinansowało zakup budynku z emisji obligacji komunalnych, bo miejska kasa świeciła pustkami. Radni burmistrza to "klepnęli" chociaż kredyt wpędził miasto w jeszcze większe długi. A to był dopiero początek wydatków.
Kukułcze jajo
Bank pozbył się problemu i przeniósł do mniejszej i wygodniejszej lokalizacji w świeżo wybudowanej kamienicy przy Placu Pokoju. Właściciel kamienicy zyskał idealnego najemcę: wypłacalnego, spokojnego i kończącego aktywność o 18. Natomiast miasto kupiło sobie milionowy wydatek i zaplanowało tam "Bank Kultury" czyli przeniesienie biblioteki miejskiej. Kto zyskał a kto stracił? Łatwo ocenić.
Żeby nie było: nie mam nic do pomysłu z nowoczesną biblioteką, taką "wypasioną", z przestrzenią do czytania, grania w planszówki, gry RPG czy odsłuchiwania audiobooków. Lubię takie miejsca, ale nie łudzę się, że takich jak ja jest rzesza. Dlatego nie jestem przekonany, że trzeba na to wydać kilkadziesiąt milionów zł, jeśli ma się całkiem ciekawy, zabytkowy budynek, w którym od lat mieści się biblioteka. Nie przekonuje mnie też wizja oblegających "Bank Kultury" Czytelników, którzy nagle ruszą do biblioteki tylko dlatego, że zmieniła siedzibę. A jak już taka przestrzeń powstanie, to jeszcze będzie trzeba ją utrzymać, bo to dla miasta wydatek nie dochód. Tanio nie będzie, a trzeba pamiętać, że obiekt okazał się za drogi w utrzymaniu nawet dla banku, chociaż pożycza on pieniądze a nie książki.
Zanim jednak wjadą do Banku Kultury regały z książkami, trzeba dokończyć remont, który ciągnie się od 7 lat. Już po zakupie budynek stał pusty, generował koszty, bo miasto szukało finansowania. Pomocną dłoń podał wówczas rząd poprzedniej kadencji, który przelał blisko 9 mln zł na przebudowę z Polskiego Ładu. Kiedy prace ruszyły, zmarł właściciel wykonawcy a jego firma popadła w tarapaty finansowe. Prace utknęły i do dziś stoją w miejscu. W międzyczasie kasą sypnął Urząd Marszałkowski, ale do ukończenia I etapu miastu brakuje pieniędzy. Mówi się, że całość inwestycji spuchnie do 20 mln zł. Już teraz samorządowcy przybąkują, że taniej byłoby budynek wyburzyć i postawić w tym miejscu nowy. Tyle, że na takie ruchy już za późno. Pozostało płakać i wrzucać kasę w skarbonkę bez dna, która przyjmie każdą sumę. No, a wiadomo że kultura kosztuje i to coraz więcej. To pewne jak w banku. Kultury.