WAŻNE
TERAZ

Polscy siatkarze pokonali Holandię!

Batalia o przetrwanie. Polacy byli wstrząśnięci rozmiarami klęski wrześniowej. Musieli się jednak przystosować do nowej sytuacji

W pierwszych dniach wojny 1939 r. Zamojszczyzna nie była jeszcze areną walk. Jednak dotarła tutaj fala uciekinierów z zachodniej Polski. Tysiące ludzi uciekało na wschód. Drogi były przepełnione. Wśród uciekinierów coraz częściej pojawiali się żołnierze z polskich, rozbitych na lewym brzegu Wisły, jednostek. Za nimi podążały zmotoryzowane oddziały niemieckie.
Batalia wrześniowa 1939, niemiecka i rosyjska inwazja na Polskę Batalia o przetrwanie. Polacy byli wstrząśnięci rozmiarami klęski wrześniowej
Źródło zdjęć: © Wikipedia | Ai6z83xl3g
Bogdan Nowak

Z wielkim impetem zaatakowali Szwabów

"Już 12 września 1939 r. doszły nas słuchy, że Niemcy zajęli Lubaczów" - notował Stanisław Kamiński ps. Kamień, z Majdanu Małego (gm. Krasnobród) "Jak bańka mydlana prysły twierdzenia wielu, że Polacy będą się bronić na linii San -Wisła. Tymczasem od razu następnego dnia okazało się, że nieprzyjaciel niepowstrzymanym marszem posunął się przez Narol ku Bełżcowi. Okrążył zatem nasz powiat od południa".

Jak wspominał Kamiński, 13 września kilku chłopców wybrało się o świcie na wzgórza w okolicy wsi. Stamtąd mieli obserwować ruchy niemieckich wojsk. Okazało się, że... nie było to konieczne. "Rankiem od strony południowej, a więc od Tomaszowa rozległa się silna strzelanina z broni maszynowej" - pisał Kamiński. "Niebawem na gościńcu zaczerniał niekończący się wąż niemieckich czołgów, aut pancernych, motocykli. Tegoż jeszcze dnia Niemcy poczęli obsadzać wioski nie zajęte przez oddziały polskie. Stało się jasne, że okrążyli naszych (...). 15 września na całym, bliskim nam froncie zawrzała walka".

Nacierali Polacy, którzy próbowali wyrwać się z kotła. "Nasi z wielkim impetem zaatakowali Szwabów na wzgórzach Majdanu. Nacierali dwoma skrzydłami (...). 24 godziny trwała zacięta walka wśród grania ciężkich karabinów maszynowych i wybuchów pocisków armatnich różnego kalibru" - notował Kamiński. "Sądziłem, podobnie jak i inni we wsi, że w nocy zapanuje cisza. Tymczasem ogień coraz bardziej gęstniał (...). Z wybuchów granatów ręcznych domyślaliśmy się, że doszło do walki wręcz".

Mieszkańcy okolicznych wsi mogli oglądać pole bitwy. "Noc była jasna, ponadto pole walki oświetlała łuna płonących kilku gospodarstw w Kolonii Gródeckiej" - wspominał "Kamień". "Staliśmy cicho, jak w kościele, zwracając głowę to w prawo, to w lewo, by nie uronić żadnego szczegółu krwawej rozgrywki. Około północy ogromne "hura!" przygłuszyło zgiełk bojowy, jednocześnie zaś tyraliery polskie poderwały się od strony północnej i południowej (...). Zapanowało istne piekło (...). Nagle wszystko ucichło. Polacy zdobyli okopy nieprzyjacielskie. Dotarli nawet do dział (...), które wróg opuścił w popłochu. Później dowiedzieliśmy się, że nie można było wykorzystać zwycięstwa, bo zabrakło amunicji".

Niemcy przeprowadzili kontratak wsparty przez czołgi. Bitwa trwała jeszcze jakiś czas. Została przegrana.

Zamość został zajęty przez Niemców

"Jakże mogło kilkuset żołnierzy polskich myśleć o wygranej przeciwko takiej masie zmotoryzowanych oddziałów niemieckich! A tak bohatersko się spisywali! (...) - pisał z żalem Stanisław Kamiński. I dodał: "Jeśli na naszym małym odcinku rzucono przeciwko garstce Polaków tyle czołgów, ileż ich użyto do zmiażdżenia naszego oporu na innych polach bitew? Jak się później dowiedziałem od strony Jarczowa sunęło około pół tysiąca czołgów".

13 września 1939 r. Niemcy zniszczyli Frampol (spłonęło ponad 60 proc. wszystkich budynków). Miasto zostało zbombardowane przez bombowce 8 Korpusu Lotniczego Luftwaffe.

"Znalazłem się z brygadą w rejonie lasów koło Frampola. Rozpaczliwy widok przedstawiały w nocy: Janów Lubelski i Frampol. Obydwa silnie zbombardowane, spalone doszczętne, moc trupów ludzkich i końskich, porozrzucanych wszędzie" - notował 16 września płk Stefan Rowecki.

Niemcy pojawili się także w Tomaszowie Lub. Ich jednostki weszły do tego miasta 13 września (od strony Bełżca).

"Wkraczającą kolumnę powitał przed Szkockim Dołem Niemiec, b. komendant tut. Policji Kleindel" - wspominał Janusz Peter, tomaszowski lekarz i społecznik. "Być może dzięki temu nie doszło do ostrzelania kulomiotami przedmieścia "na parcelach", jak to gdzie indziej czynił najeźdźca, zanim zajął jakąś miejscowość bez poprzedniego wysłania rekonesansu. Niemcy z miejsca zaczęli rabunek sklepów i magazynów żydowskich, przy niemałej zresztą pomocy szumowin miejscowych. Proceder ten trwał przez kilka dni i przerodził się w końcu w zwykły bandytyzm".

9 września Niemcy zbombardowali Szczebrzeszyn. Jak pisał w swoich dziennikach Zygmunt Klukowski, miejscowy lekarz, jedna z bomb uderzyła w dom Żydów Warmanów na tzw. Zatyłach. Zginęło pięć osób, a siedem zostało rannych. Trzy dni później odbyło się kolejne bombardowanie, a 14 września (po silnym ostrzale) do miasta wkroczyli Niemcy.

"W piątek (15 września), w godzinach rannych, szczegółowo zwiedzał szpital (w Szczebrzeszynie) jakiś oficer niemiecki, były medyk. W ciągu całego dnia było bardzo dużo opatrunków (...)" - notował Klukowski. "W poniedziałek (18 września), o piątej rano, kilka pocisków armatnich wybuchło na terenie szpitala. Na oddziale zakaźnym odłamek granatu utkwił w drzwiach prowadzących do jednej z separatek. Kilkadziesiąt szyb zostało wybitych".

Zamość został zajęty przez Niemców 13 września. Wprawdzie sześć dni później Polacy próbowali miasto odbić (próbował tego dokonać 2 Rezerwowy Pułk Piechoty), ale atak się nie powiódł.

Klęska za klęską

Niemcy złamali wówczas zawarty z Polską pakt o nieagresji. Na nasz kraj uderzyło 60 dywizji, w tym 15 pancernych i zmotoryzowanych, 2,5 tys. czołgów oraz 1,6 tys. samolotów (w tym nurkujące stukasy, które siały grozę). My mieliśmy tylko 36 dywizji oraz znacznie mniej sprzętu, często przestarzałego. Nie było szans na wygraną. Polscy "cywile", karmieni informacjami o potędze naszej armii, początkowo nie rozumieli jednak co się dzieje...

Polskie wojska ponosiły klęskę za klęską. W efekcie już 8 września Warszawa stała się miastem frontowym (pierścień wokół Warszawy został zamknięty 15 września). W tej sytuacji Jarosław Iwaszkiewicz wraz z rodziną ewakuował się na wschód. Taką decyzję podjęły także tysiące innych Polaków.

"Na szosie, na którą wyjeżdżamy, prawdziwe piekło. Dziury od bomb, tłok wszystkiego i wszystkich, żołnierze odbici od pułków lecą na wszystkie strony, wokoło pożary" - notował 8 września Iwaszkiewicz. "Pod Kałuszynem (w woj. mazowieckim) dopada porucznika Boczara dziecinny, malutki żołnierz o silnym litewskim akcencie: "Panie poruczniku, co mnie robić? Nasz dowódca kazał nam pozbierać się w lasku pod Kałuszynem, tam nikogo nie ma". Boczar stwierdza, że rozkaz musi być bezwzględnie wykonany. "To pan porucznik myśli, że my się tam poznajdziem, prawda". Jak można zawieść takie zaufanie? Mój Boże".

14 września The Daily Telegraph, poranny dziennik brytyjski stwierdził, iż mobilizacja w ZSRR oraz zachowanie władz tego kraju zapowiadają zajęcie "pasa ziem" wschodnich RP, "które Hitler z pewnością ofiarował Moskwie".

17 września 1939 r. nasz kraj zaatakowali także Rosjanie. Wojska polskie były w potężnych opałach. Jednak nadal mogły się bić. W dniach 17-20 września przeciwko Niemcom walczyły w naszym regionie połączone armie "Kraków" i "Lublin", a w dniach 22-27 września wojska Frontu Północnego gen. Stefana Dęba-Biernackiego. Te heroiczne zmagania uznano za co do wielkości (po bitwie nad Bzurą) kampanię stoczoną w "wojnie obronnej". Tak jak inne, była... przegrana.

Polska poniosła klęskę. Ostatnie nasze oddziały, jedne po drugich, były rozbijane przez Niemców i Sowietów: 28 września skapitulowała Warszawa, 2 października padła bohaterska załoga Helu, a 5 października poddała się pod Kockiem (jako ostatnia) Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie", dowodzona przez gen. Franciszka Kleeberga.

Polacy byli wstrząśnięci rozmiarami klęski wrześniowej. Musieli się jednak jakoś przystosować do nowej sytuacji.

Pierwsza zima w niewoli

"Niełatwo kupić coś do jedzenia. Wiele sklepów nie ocalało. I jako wnętrza i pod względem zaopatrzenia. Na ulicach spotyka się kobiety, rzadziej mężczyzn, sprzedające gotowe kanapki. Jakże ubożuchne" - pisała 6 października Sabina Sebyłowa w swoich "Notatkach z prawobrzeżnej Warszawy". "Na plasterku chleba szczypta jajka posiekanego z cebulą, wątłe plasterki z koniny, salcesonu (...) marne one, ale spełniają rolę doraźnego pożywienia".

"Niedostatek żywności wysunął się na czoło zagadnień bieżącej chwili. Poziom na którym ustalają się ceny, jest na ogół dwa, trzy, czterokrotnie wyższy od przedwojennego" - notował dzień później kronikarz Ludwig Landau. "Słonina na którą przerzucili się także dawni konsumenci masła podrożała znacznie więcej od mięsa wieprzowego (...). Cena węgla jest dwa lub trzy razy wyższa".

Tak było także na Zamojszczyźnie. "Pierwsza zima w niewoli była bardzo ostra, ludzie nie mieli opału, gromadzili się przeważnie w jednym pokoju, jako tako opalonym (...)" - wspominał Michał Bojarczuk z Zamościa. "Życie z każdym dniem stawało się coraz cięższe, drożyzna, brak środków żywnościowych".

To była kolejna, polska batalia: o przetrwanie. Polacy radzili sobie jak mogli. Niestety, dochodziło także do przykrych incydentów. O tym też można przeczytać w dzienniku Zygmunta Klukowskiego.

"Dziś odbył się (w Szczebrzeszynie) po raz pierwszy za czasów okupacyjnych jarmark wtorkowy. Nie obeszło się bez incydentu" - notował z dezaprobatą Zygmunt Klukowski 10 października 1939 r. "Około godziny trzeciej chłopi zgromadzeni na jarmarku zaczęli rabować sklepy żydowskie. Burmistrz Franczak (miał na imię Jan - przyp. red.) zwrócił się o pomoc do komendanta placu, wskutek czego interweniowali żołnierze niemieccy, dali w powietrze kilka strzałów, tłum rozpędzili i zaczęli rewidować baby i chłopów, szukając zrabowanych przedmiotów. W ciągu kilku minut rozbiegli się i rozjechali wszyscy chłopi z jarmarku. Żandarmi niemieccy gonili ich nawet na bocznych ulicach i rewidowali. Nie wiem, czy coś u kogoś znaleźli".

To chyba była jedyna sytuacja w naszym regionie, kiedy Niemcy stanęli w obronie Żydów, których potem wymordowali.

Wybrane dla Ciebie

Zaczyna się jak katar, a kończy w szpitalu. Wirus RSV jest groźny
Zaczyna się jak katar, a kończy w szpitalu. Wirus RSV jest groźny
Łódź: Parking na Wileńskiej został uratowany. Będzie jednak mniejszy
Łódź: Parking na Wileńskiej został uratowany. Będzie jednak mniejszy
Kurzelów: Dożynki Parafialne. Deszcz nie przestraszył mieszkańców
Kurzelów: Dożynki Parafialne. Deszcz nie przestraszył mieszkańców
Sandomierz: V Mokoszyńskie Święto Plonów. Zobacz, co będzie się działo
Sandomierz: V Mokoszyńskie Święto Plonów. Zobacz, co będzie się działo
Gorlice: Nowinki z Pałacu Długoszów. Wystawa pamiątek po słynnym naftowcu
Gorlice: Nowinki z Pałacu Długoszów. Wystawa pamiątek po słynnym naftowcu
Kobierzyce: Udaremniony przemyt na A4. W wiaderku zamiast fugi, masa kłopotów
Kobierzyce: Udaremniony przemyt na A4. W wiaderku zamiast fugi, masa kłopotów
Gorzów: Ławki na Kwadracie straciły blask. Czas na polakierowanie
Gorzów: Ławki na Kwadracie straciły blask. Czas na polakierowanie
Piła: Zatrzymani za posiadanie narkotyków. Mieli amfetaminę i mefedron
Piła: Zatrzymani za posiadanie narkotyków. Mieli amfetaminę i mefedron
Dąbrowa Górnicza: Mieszkanie bez kredytu i nerwów. Szansa dla tych z "luki czynszowej"
Dąbrowa Górnicza: Mieszkanie bez kredytu i nerwów. Szansa dla tych z "luki czynszowej"
Grudziądz: Nad miastem zobaczymy balony. Zawody i atrakcje dla mieszkańców
Grudziądz: Nad miastem zobaczymy balony. Zawody i atrakcje dla mieszkańców
Gdańsk: Czym najlepiej poruszać się po mieście? Test mobilności
Gdańsk: Czym najlepiej poruszać się po mieście? Test mobilności
Strzelce: Zderzenie osobówek. BMW wjechało w tył opla
Strzelce: Zderzenie osobówek. BMW wjechało w tył opla