Białystok: Wystawa zdjęć "Wszelakie zlecenia przyjmuję" w ten piątek
Określenie "wiejscy fotografowie" jest pewnym uproszczeniem - jak przyznaje Grzegorz Dąbrowski ze Stowarzyszenia Edukacji Kulturalnej Widok, które realizuje wystawę.
Pokażemy zdjęcia anonimowych autorów i pięciu, których nazwiska znamy: Jerzego Kostko z Kleszczel, Jana Żukowskiego z Kuźnicy, Jana Siwickiego z Jaczna, Konstantego Kuźmina z Gródka i Józefa Januszkiewicza z Wojszek - wymienia Grzegorz Dąbrowski. - Niektórzy z nich działali więc w miasteczkach, ale niewiele różniły się one od otaczających je wiosek. Fotografowali wiejskie życie. Czasami też wyprawiali się w teren rowerem czy motorem.
Fotografowanie zazwyczaj nie było ich głównym zajęciem. Pracowali w szkole, na roli, budo-wach, zajmowali się pszczelarstwem, byli fryzjerami, handlowali mięsem czy cembrowinami. Robieniem zdjęć przeważnie dorabiali. Dlatego przyjmowali wszelakie zlecenia, a klisze średniego formatu dzielili z oszczędności na dwie czy cztery części, żeby zmieściło się więcej "główek".
Śluby, pogrzeby, ale też inne, ważne wydarzenia dnia codziennego uwiecznione na zdjęciach wiejskich fotografów
Najczęściej proszono ich o upamiętnienie "wiekopomnej chwili" - ślubu, narodzin dziecka, pogrzebu, zatknięcia wiechy na skończony dom, wyjazdu kawalerki do wojska. Robili też zdjęcia do dokumentów.
Ale poza tym czysto zarobkowym nurtem pełnili też w swoich małych społecznościach inne funkcje, np. kronikarzy dokumentujących życie codzienne - nieraz z reporterskim zacięciem, jak Żukowski czy Kuźmin. Bywali "PR-owcami" w dzisiejszym rozumieniu, jak Kostko czy Siwicki, którzy dbali, by portrety odpowiadały aspiracjom fotografowanych i dodawały im prestiżu. Mieli na wyposażeniu swoich atelier torebki do wypożyczenia dla pań, rowery dla panów, buty i ubrania na każdą okazję, a także przewoźne widoczki - tła zasłaniające bieda-chałupy. Musieli też mieć żyłkę majsterkowicza. Tanie aparaty często się psuły. Trzeba było umieć je naprawić. Kuźmin i Kostko konstruowali nawet własne. Przeważnie wcześniej terminowali w tzw. "wielkim, miastowym", choćby białostockim świecie. Wnosili więc "na swoje wioski" powiew nowoczesności. Niektórzy uchodzili za dziwaków, jak Kostko - rozpoznawalny z daleka po czapce pilotce, prenumerujący fotograficzne czasopisma z Warszawy, codziennie rysujący wykresy pogody i malujący astrologiczne efemerydy.
Byli więc wielofunkcyjni, ale zwykle nie uważali się za artystów. To upływający czas, który ładnie spatynował ich zdjęcia, pozwala spojrzeć na nie z poziomu meta, jak na obrazy - zauważa Jolanta Szczygieł-Rogowska, dyrektorka Galerii im. Sleńdzińskich, która jest partnerem wystawy. - Czasami pamiątkowe fotografie zmieniały plastyczne ingerencje ich posiadaczy. Układali z nich albumy w dużych ozdobnych ramach i wieszali na najbardziej widocznej ścianie, ozdabiali zdjęcia kruszonymi szkiełkami, czasami nawet tworzyli do nich coś à la metalowe ryzy/koszulki, jak do ikon.
Prezentowane zdjęcia pochodzą głównie z I połowy XX wieku. Przy uważnym oglądzie można na nich zauważyć podlaską wielokulturowość - szczególnie prawosławne krzyże, świątynie i obrzędy.
Fotografowie byli częścią tego świata, byli zanurzeni w lokalnym żywiole. Dlatego na ich zdjęciach nie ma egzotyzacji prowincji - są szczere - mówi Magdalena Godlewska-Siwerska ze Stowarzyszenia Widok, koordynatorka projektu. - Nasza wystawa pokazuje, czym parali się wiejscy fotografowie, jakie zlecenia przyjmowali, ale także opowiada o tym, jak zmieniała się podlaska wieś i rola fotografa. O tym też będziemy rozmawiać na spotkaniu kończącym wystawę. Na 15 października zapraszamy na panel dyskusyjny, w którym wezmą udział świetne specjalistki: Joanna Kuciel-Frydryszak, autorka słynnych "Chłopek", Agnieszka Pajączkowska, autorka znakomitych książek teoretyczno-fotograficznych, i Agata Koprowicz, naukowczyni zajmująca się chłopską fotografią.
Wystawa "Wszelakie zlecenia przyjmuję" potrwa od 22 sierpnia do 19 października. Realizuje ją Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej Widok z partnerstwie z Galerią im. Sleńdzińskich w Białymstoku. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Ideą wystawy, oprócz pokazania fenomenu i kunsztu wiejskich fotografów jest chęć uczulenia wszystkich, że to jest nasza pamięć, że żyjemy w regionie, którzy ma wyrwę kulturową, a tę wyrwę można zasypać fotografiami - podsumowuje Grzegorz Dąbrowski. - Chcemy uczulić wszystkich, żeby starych fotografii, odbitek, negatywów czy albumów nie niszczyć. Jest cała sieć archiwistów społecznych, którzy bardzo chętnie, nawet z rodzinami z których pochodzą te zbiory, może to opracowywać, zachowywać, bo to jest nasza historia.