Bitwa pod Żurawnem. Tak Sobieski obronił nas przed Turkami
Gdy w 1676 roku wielka armia sułtana i chana ruszyła przez Pokucie, na drodze nieprzyjaciela stanęła zaledwie garstka wojska pod dowództwem Sobieskiego. Jednak determinacja, podstęp i chłodna kalkulacja sprawiły, że pod Żurawnem nie doszło do klęski. Tureckie roszczenia zostały złagodzone traktatem wynegocjowanym w cieniu wałów i armat.
Katastrofalna sytuacja przed bitwą
We wrześniu 1676 roku sytuacja Rzeczypospolitej przypominała bardziej agonię niż triumf. Po czterech latach wojny z Turcją, której konsekwencją była hańbiąca cesja ziem i narzucenie haraczu w Buczaczu (1672), Polska balansowała na krawędzi politycznej i gospodarczej ruiny.
Kiedy Ibrahim Szejtan, pasza Damaszku i naczelny wódz sił sułtańskich, podjął nową kampanię na czele blisko 40 tysięcy żołnierzy wspieranych przez Tatarów Selima Gireja, król Jan III Sobieski mógł mu przeciwstawić jedynie około 20 tysięcy własnych ludzi.
Wojska polskie, cofając się pod naporem przeciwnika, rozłożyły tabor w warownym obozie w Żurawnie. Miejsce było osłonięte z dwóch stron rzeką Dniestr i dopływami, a z pozostałych stron wałami budowanymi przez żołnierzy, dowódców, a niekiedy i chłopów zatrudnionych do prac saperskich.
Gorączkowe przygotowania do obrony
W ostatnich dniach września nad obozem polskim pojawiły się zagony tatarskie, a 28 września dotarły główne siły tureckie. Naradzający się w pośpiechu Sobieski nakazał budowę fortyfikacji, którą prowadził francuski inżynier François Crossini. Prace trwały niemal bez przerwy.
Na kilka nocy przed pierwszymi walkami cały obóz, łącznie z hetmanami i oficerami, wziął się do łopat. Wszyscy chcieli ukończyć szańce przed nadejściem tureckich baterii. 29 września armia turecko-tatarska ruszyła do frontalnego natarcia, próbując wywabić Polaków z obozu i osaczyć ich na otwartej przestrzeni.
Sobieski nie dał się jednak zwieść i trzymał większość sił za wałami. Wyprowadzał jedynie częściowe kontruderzenia wsparte artylerią. Tatarzy zajęli pobliskie uroczyska i wzgórza, z których siać panikę ogniem i nocnymi wypadami. Całość polskiej obrony opierała się na zręcznym wykorzystaniu warunków terenowych i umocnień błyskawicznie zorganizowanych przez króla i inżynierów.
Przejście od szturmu do oblężenia
Po kilku dniach nieudanych prób wywabienia Sobieskiego z obozu Szejtan zrozumiał, że szybkie zwycięstwo stało się niemożliwe. Turcy rozpoczęli regularne oblężenie, sypać własne szańce i podsuną pod obóz baterie artylerii. Z tych pozycji ostrzeliwali polskie stanowiska. Na szczęście dla obrońców wojsko dysponowało jedynie niewielką liczbą dział dalekosiężnych.
Jak głosi legenda, dzięki pomysłowości dowódcy artylerii Marcina Kątskiego użyto zabytkowego działa oblężniczego. W tureckim obozie rozeszła się plotka o nadejściu polskich posiłków i nowej potęgi ogniowej. Przez dwa tygodnie codziennego ostrzału Polacy ponosili straty, ale morale nie upadało.
Jednocześnie Szejtan, nie mogąc przełamać obrony i obawiając się nadejścia pospolitego ruszenia z Lwowa, postanowił rozpocząć negocjacje. Przedłużające się oblężenie nie przynosiło oczekiwanych rezultatów, a turecka armia również ponosiła straty.
Negocjacje i korzystny rozejm
Wobec kryzysu dowodzenia, problemów z zaopatrzeniem i niepokojących wieści z tyłów Ibrahim Szejtan zgodził się na zawieszenie broni 14 października. 17 października 1676 roku podpisał rozejm zwany traktatem żurawińskim. Jego warunki były znacząco lepsze od narzuconych w Buczaczu.
Turcja zrzekała się roszczeń do corocznego haraczu w wysokości 22 000 złotych. Oddawała Rzeczypospolitej część utraconych ziem Podola i Ukrainy, między innymi Białą Cerkiew i Pawołocz. Bar, Kalnik, Międzybóż i Niemirów na Podolu, choć formalnie tureckie, miały pozostać w realnej administracji polskiej do 1678 roku.
Kamieniec Podolski nadal pozostał w rękach sułtana, ale już bez kontrybucji finansowych. Była to zatem dyplomatyczna i wojskowa kompromitacja koncepcji "poddaństwa lenniczego", która stanowiła wcześniej główny punkt tureckiej polityki wobec Polski.
Znaczenie dla dalszych losów wojny
Bitwa pod Żurawnem oraz rokowania, które do niej doprowadziło, nie miały rozmachu wielkich polskich zwycięstw z lat wcześniejszych. Nie doszło do klęski żadnej ze stron. Sobieski odparł ataki, Turcy nie zdołali przerwać obrony, a obie armie były wyczerpane.
Dopiero rozejm, będący wyrazem wyczerpania obu stron i chwilowej przewagi politycznej, zakończył ten etap wojen polsko-tureckich. Otwierał jednak pole do przemyślanej gry dyplomatycznej i rewindykacji przez Polskę części utraconych ziem. Z militarnego punktu widzenia ta bitwa była przykładem skutecznej obrony dobrze przygotowanej pozycji w warunkach przewagi przeciwnika.
Pokazała też efektywne współdziałanie piechoty, jazdy i artylerii oraz zapobiegliwe dowództwo króla i hetmanów. Sam rozejm był jednym z ostatnich jasnych punktów tej wojny. Jego ustalenia wykazały, że Polska potrafiła stanąć na swoim nawet w obliczu kryzysu państwa i społeczeństwa.
Choć nie odzyskano wszystkich terenów, haracz został zniesiony, a zakończenie wojny otworzyło szansę na odbudowę kraju. Polska mogła przygotować się do zmagań z kolejnymi zagrożeniami zarówno ze wschodu, jak i z północy.