Błotnia: Magiczne miejsca, niezwykli mieszkańcy. Wieś obchodzi urodziny. 270 lat historii małej ojczyzny na Pomorzu
W tym artykule:
W minioną sobotę, 2 sierpnia, w Błotni odbył się festyn rodzinny, na którym pośród malowniczych krajobrazów i historii zaklętej w lokalnej tradycji, odsłonięto i poświęcono tablicę upamiętniającą 270. rocznicę zaistnienia wsi na kartach historii (już czwartą w powiecie gdańskim w ciągu ostatnich lat - wcześniej w Gołębiewku, Czerniewie, Jodłownie).
Odsłonięcia tablicy powstałej dzięki inicjatywie sołtysa Andrzeja Klonowskiego, rady sołeckiej i mieszkańców w obecności dawnych i dzisiejszych władz gminy dokonali najstarsi mieszkańcy, a poświęcenia proboszcz parafii Mierzeszyn ksiądz Andrzej Sowiński. Jak mówili obecni podczas uroczystości, to wydarzenie stało się symbolicznym mostem między przeszłością a teraźniejszością, upamiętniając wieloletnie dziedzictwo tej małej, ale dumnej społeczności. Odkryjmy więc choć trochę kart tej historii.
Wieś z Pomorza założona w ramach akcji rekultywacyjnej
Błotnia jako jedyna na Wyżynie Gdańskiej wieś, została założona przez Radę Miasta Gdańska w ramach akcji rekultywacyjnej i osadniczej prowadzonej przezeń w 2. połowie XVIII wieku, której centrum znajdowało się w Pruskiej Karczmie.
Powstałe wtedy wybudowania, które podporządkowano jej administracyjnie, stały się z biegiem czasu częścią sąsiednich sołectw. Zasadźcą wsi był mieszczanin gdański Broen. Od jego nazwiska wieś początkowo nosiła nazwę Broenswalde. Później przekształciła się ona do postaci Broensdorf, Brönsdorf i ostatecznie Braunsdorf.
Przez wieki Błotnia pod względem administracyjnym związana była najpierw jako wieś kolonistów z folwarkami (pustkowiami; wybudowaniami) z powiatem tczewskim, potem z gdańskim powiatem wiejskim, a następnie powiatami Gdańska Wyżyna należącym po 1920 roku do Wolnego Miasta Gdańska i Gdańsk - Wieś w granicach III Rzeszy Niemieckiej. Pod względem wyznaniowym katolicy i ewangelicy należeli początkowo do parafii w Skarszewach, a następnie w Mierzeszynie.
Co ciekawe, ta nieduża wieś doczekała się swojego opracowania w cyklu "Poznajemy swoją małą ojczyznę". Autorem publikacji "Z dziejów sołectwa Błotnia w gminie Trąbki Wielkie od czasów najdawniejszych do 1945 roku", która ujrzała światło dzienne dwa lata temu, kiedy to miała miejsce 225. rocznica zaistnienia pierwszej informacji na temat funkcjonującej w niej, już nieistniejącej szkoły, jest regionalista i autor książek o historii regionu Dariusz Dolatowski.
Książka ta świetnie wypełniła lukę w historiografii lokalnej. Znalazło się w niej wiele niepublikowanych wcześniej informacji oraz wspomnień uzyskanych od mieszkańców wsi i z archiwum domowego.
Cmentarzysko z grobami skrzynkowymi
Autorowi udało się dotrzeć do dotąd niepublikowanych planów wsi z 1770 i 1844 roku, a także do niecytowanego dotąd przez polską literaturę historyczną i archeologiczną sprawozdania z odkrycia w lesie błotniańskim starożytnego cmentarzyska i miejsca pochówku, które świadczy o wielowiekowych tradycjach osadniczych Błotni.
- Przypadkowego odkrycia dokonał w 1849 r. dr Georg Carl Berendt z Gdańska - mówi Dariusz Dolatowski. - Cmentarzysko położone było w środku lasu na najwyższym zaokrąglonym wzgórzu, na którym znajdowały się w kręgach płaskie kamienie o różnej średnicy. Odkrywca szacował liczbę kamieni pomiędzy 30 a 60. Znalazł grób skrzynkowy, a w nim kilka urn różnych rozmiarów. Sądząc z podobnych znalezisk, można je datować na okres epoki żelaza kultury pomorskiej - ok. 800-400/300 r. p.n.e. W październiku tego samego roku, mieszkający w pobliżu leśniczy podczas prac ziemnych odnalazł pod warstwą popiołu i węgla, kopiąc głębiej na dwie stopy pod ziemią, dwa znajdujące się obok siebie szkielety męskie, a obok długi, wąski i żelazny mocno zardzewiały nóż. Czaszki były zachowane w dobrym stanie, choć wydawały się dziwne. Nieboszczykom rytualnie połamano zęby, rozbito kości o kamienie i zakopano. Po wizycie leśniczego u Berendta w Gdańsku, ten natychmiast udał się na miejsce i znalazł wiele fragmentów kostnych. Po rekonstrukcji czaszki okazało się, że jej kształt miał być właściwy dla ludów północnoazjatyckich. Głowa była długa i wąska, oczodoły bardziej kwadratowe niż owalne.
Las, w którym dokonano odkryć, był do drugiej połowy XVIII wieku niezamieszkaną częścią obszaru leśnego z rycerskim majątkiem rozciągającego się między granicami Mierzeszyna, Zaskoczyna, Granicznej Wsi, Cząstkowa i Drzewiny.
- Po raz pierwszy na kartach historii wymieniono go w 1324 r., kiedy to Jan de Schmusschow, identyfikowany z Janem z Jankowa, otrzymał od zakonu krzyżackiego na zamku w Gniewie nadanie 23 łanów "in campo Sirschow" z 10 latami wolnizny - mówi regionalista. - Po jego nabyciu w 1593 r. przez Radę Miasta Gdańska i wydzierżawieniu w 1600 r. mieszkańcom wsi Pruszcz nazywany był też zamiennie m.in. Sirschow, Schirsau, Pauststerwald. W jego sąsiedztwie przy drodze do Gdańska funkcjonowało osiedle karczmarskie, w którym mieszkał też strażnik leśny.
DZIENNIK BAŁTYCKI POLECA: Pasjonaci historii pokazali odkrycie na Pomorzu. To unikat z czasów II wojny światowej. Zdjęcia
Polsko-niemieckie małżeństwo Zarzyckich
Wracając do bliższych nam nieco czasów, warto bliżej poznać dzieje, choć są tragiczne, jednej z rodzin ją zamieszkujących - polsko-niemieckiego małżeństwa Franciszka Zarzyckiego - inwalidy z I wojny światowej odznaczonego Krzyżem Żelaznym i Augusty z domu Hannemann, które ciężką pracą zbudowało we wsi gospodarstwo rolne.
- Rodzina zamieszkała w Błotni pod koniec lat 20. XX wieku - mówi Dariusz Dolatowski. - Franciszek był weteranem I wojny światowej, na frontach stracił nogę. Po zakończeniu wojny przybył na teren Wolnego Miasta Gdańska, gdzie poznał Augustę. Kiedy poprosił o rękę ukochanej, jej rodzina była przeciwna. Był inwalidą, co mogło utrudniać utrzymanie rodziny, poza tym był katolikiem Polakiem, a Augusta ewangeliczką Niemką. W końcu postanowiono, że jeśli pierwszy urodzi się syn, to wszystkie przyszłe dzieci będą katolikami, jeśli córka - ewangelikami. W związku z tym, że pierwszy urodził się syn Albert, Franciszek z dziećmi chodził na msze do katolickiego kościoła w Mierzeszynie, a jego żona do miejscowego ewangelickiego.
Małżonkowie doczekali się trzech synów, którzy trafili przymusowo na fronty II wojny światowej. Dwóch z nich poległo na froncie wschodnim, a jeden trafił do niewoli alianckiej. W chwili zdobycia wsi przez Rosjan byli świadkami i ofiarami dokonywanych przez nich zbrodni.
- Po zakończeniu wojny zmuszeni byli do starania się o uzyskanie obywatelstwa polskiego i skonfiskowano im gospodarstwo, które mimo tego musieli uprawiać i płacić podatki - mówi autor książki. - Przeżyli też rabunki w biały dzień i na ich oczach należących do nich sprzętów rolniczych. Koniec końców po latach - w 1954 roku, doczekali się nadania im przez państwo własnego gospodarstwa rolnego. Przekazali je córce Irmgardzie, która pozostała w Błotni, a sami wyjechali do Niemiec do syna i córki.
Z Błotnią związana jest też postać ich zięcia Bronisława Falkiewicza, który był więźniem obozu koncentracyjnego Stutthof, więźniem politycznym PRL-u, współbudowniczym statku "Sołdek" i kowalem wykonującym ozdoby do podgdańskich kościołów.
Najpiękniejsza droga wiejska
O czym jeszcze warto wspomnieć, a mało kto wie? Otóż w Błotni, rok przed rozpoczęciem II wojny światowej, powstała jedna z najpiękniejszych dróg wiejskich.
- W czerwcu 1938 roku mieszkańcy Błotni, po niemal rocznej budowie, otrzymali połączenie drogowe z Pruską Karczmą odległą o cztery i pół kilometra - opowiada Dariusz Dolatowski. - Droga wykonana była z bruku i miała szerokość osiem metrów. Zaliczana była do najpiękniejszych dróg wiejskich na obszarze Wolnego Miasta Gdańska. Budowniczymi byli członkowie służby pomocniczej z powstałego w 1932 roku obozu w Pruskiej Karczmie. Zajmowali się oni także budową innych dróg na Wyżynie - m.in. wykonali połączenie drogowe Pruska Karczma - Glinna Góra, pracami melioracyjnymi na okolicznych polach i łąkach, oraz pracami leśnymi w nadleśnictwie Sobowidz.
Jak opowiada autor książki, budowa drogi nastręczała dużo trudności. Były one spowodowane ukształtowaniem terenu.
- Trzeba było przebić się przez istniejącą tam górę - mówi Dariusz Dolatowski. - Niemal wszystkie prace wykonywane były ręcznie, łopatami i oskardami. Do wywozu ziemi używano wagoników ciągniętych przez konie. Tory dla nich zbudowano na poboczu drogi. Wywieziono 8 tysięcy sześciennych ziemi, dynamitem wysadzono największe granitowe kamienie. Do dzisiaj w błotniańskich lasach zobaczyć można duże głazy, na których widoczne są ślady po próbach ich wysadzenia.
Z kolei 1 października 1938 roku, władze pocztowe Wolnego Miasta Gdańska utworzyły we wsi placówkę pocztową, zwaną pośrednictwem pocztowym. Godziny pracy nie były stałe. Placówka otwierana była tuż przed nadejściem przesyłek i zamykana zaraz po ich rozdzieleniu.
- Co ciekawe, pocztę dostarczali, nie piesi listonosze jak dotąd, ale korzystający z motocykli lub małych samochodów. Placówka obsługiwała 334 osoby z błotniańskiej gminy wiejskiej - dodaje autor książki.
Diabelski Kamień porośnięty tarczownicą
Lokalną ciekawostką jest znajdujący się w miejscowym lesie polodowcowy głaz narzutowy zwany Diabelskim Kamieniem, na którym florę tworzy dość rzadko spotykany porost mechowaty - tarczownica sorediowa.
- Odkrył go i opisał członek Zachodniopruskiego Towarzystwa Botaniczno-Zoologicznego w Gdańsku w czasie wyprawy naukowej w okolice Błotni, która miała miejsce w połowie czerwca 1936 roku - mówi Dariusz Dolatowski. - Podobny głaz porośnięty tarczownicą odkryto na tym terenie jedynie w pobliżu Granicznej Wsi. Z innych ciekawostek, ale już nie przyrodniczych, można dodać, że wieś została odnotowana w sfilmowanych wspomnieniach uciekinierki z Prus Wschodnich, która w drodze do Niemiec zatrzymała się w Błotni. Udało mi się dotrzeć do jej zapisków - dodaje regionalista.