Ceny dorsza w smażalniach wyższe nawet o 400 proc. Rybacy są bezradni
Za świeżego dorsza z przyłowu powinniśmy zapłacić rybakowi ok. 35 - 40 zł za kilogram, w restauracji ceny są wyższe
W jednej z gdańskich smażalni za 100 g dorsza filetowanego trzeba zapłacić 15 zł. W smażalniach w Ustce, Darłowie, czy Jarosławcu za smażonego dorsza zapłacimy 15-17 zł za 100 g (według danych "Dziennika Bałtyckiego"). W Sopocie w restauracji rybnej tuż przy plaży wydamy za 100 g dorsza (płat) 18 zł. Osobo oczywiście zapłacimy za frytki lub opiekane ziemniaki i napój.
Ceny u rybaków są niższe. Na przykład na Helu za dorsza patroszonego z głową zapłacimy 35 zł/kg. Filet z dorsza kosztuje 55-60 zł/kg. Dla porównania flądra z głową kosztuje ok. 20 - 23 zł /kg, a bez głowy ok. 25 zł/kg, z kolei turbot - od 40 do 60 zł/kg.
Z punktu widzenia turysty ceny nie są niskie, ale - jak mówią rybacy - w obecnej sytuacji to i tak niewiele. A sytuacja jest taka, że ze względu na katastrofalny stan ryb, na Bałtyku obowiązuje unijny zakaz połowu dorsza. Możliwy jest jedynie przyłów, a więc przypadkowe złowienie dorsza przy okazji innych połowów. Dorsze z przyłowu mogą trafić do sprzedaży, ale trudno tu mówić o handlu na dużą skalę. Z reguły takie ryby będą też droższe.
- Za świeżego dorsza z przyłowu powinniśmy zapłacić obecnie ok. 35 - 40 zł za kilogram w przypadku patroszonej ryby z głową. Wiadomo, że restauracje te ceny podnoszą, bo doliczają sporą marżę. Jeśli zaś ktoś trafi na stosunkowo niską cenę smażonego dorsza, to powinien się dwa razy zastanowić. Może być tak, że jakiś restaurator próbuje sprzedać inną rybę jako dorsza albo sprzedaje mrożonki rybne - mówi Strefie Biznesu Henryk Pozorski, rybak z Helu.
Niektórzy restauratorzy sprzedają tańszy towar drożej, wmawiając klientowi, że to bałtycki dorsz z przyłowu
W smażalniach i restauracjach trafimy na wiele gatunków ryb z Dalekiego Wschodu, Atlantyku, Morza Północnego, również pochodzących z hodowli. Na przykład w jednej z gdańskich smażalni za halibuta zapłacimy 39 zł (250 g), za dorsza czarnego - 25 zł, a za tilapię również 25 zł. Nie wszyscy restauratorzy są uczciwi. Zdarza się, że sprzedają tańszy towar drożej, wmawiając klientowi, że to bałtycki dorsz z przyłowu, złowiony kilka godzin temu.
- Szczególnie w szczycie wakacyjnej gorączki, gdy klient kupi wszystko, nieuczciwi restauratorzy mogą zrobić go w balona. Jeśli klient ma już taką rybę na talerzu, to praktycznie nie jest w stanie jej odróżnić od tej świeżo złowionej. Tymczasem mrożonki mają niższą jakość. Zamrożone ryby są przywożone np. z Holandii, Szwecji lub Chin. Jeśli przetwórca kupuje produkt zamrożony w dużej tafli, to musi ją całą odmrozić. Jeśli nie sprzeda wszystkich ryb, to to, co mu zostanie, zamraża drugi raz, a nawet i kolejny - dodaje Henryk Pozorski, rybak z Helu.
W sprzedaży ryb pochodzących z Bałtyku pozostaje głównie flądra
Zakaz ukierunkowanego połowu bałtyckich dorszy, który wprowadziła Komisja Europejska, ma pomóc w odbudowie stad tych ryb. Obecnie w sprzedaży ryb pochodzących z Bałtyku pozostaje głównie flądra, łowiono także belony, turboty oraz okonie.
- Poza tym, dopuszcza się połowy ryb śledziowatych z przeznaczeniem na cele konsumpcyjne, ale tylko w 25 podregionie ICES, gdzie głębokość morza jest mniejsza niż 50 metrów. W obszarze wód do czterech mil morskich od brzegu dopuszczono połowy łososi i troci. Aktywne pozostaje rybołówstwo łodziowe przybrzeżne zgodnie z przepisami ograniczającymi połowy na Bałtyku w związku z okresem ochronnym rozrodu dorszy - poinformował Strefę Biznesu Morski Instytut Rybacki - PIB.