Dolny Śląsk: Rolnicy organizują samozbiory. Co dostaniemy tą jesienią?
W tym artykule:
Rolnicy coraz częściej organizują samozbiory na Dolnym Śląsku. Powodów jest kilka: jest taniej dla konsumenta, a zbiory się nie marnują. Dodatkowo takie samozbiory często są sporym wydarzeniem, na które zjeżdżają się całe rodziny.
Samozbiory - tańsze owoce i warzywa najwyższej jakości
Prawda jest okrutna, za kilogram własnoręcznie zebranych jabłek u sadownika zapłacimy około 3 zł, tymczasem idąc do marketów ta cena może być znacznie wyższa, a także jakość produktu pozostawia wiele do życzenia.
- Od lat mówi się o tym by skrócić ten łańcuch, jak to się mówi z pola na stół. Wiemy, że pośrednicy zarabiają więcej niż sam producent, nie ponosząc większych kosztów czy nakładów pracy. Jak najbardziej jestem za taką praktyką - mówi Ryszard Borys, prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej
Jabłkobranie to impreza dla całych rodzin
Samozbiory nie tylko są popularne ze względu na tanie owoce czy warzywa, ale także doświadczenie, które jest niezapomnianym przeżyciem, zwłaszcza dla dzieci. U Celemerów, sadowników z Trzebnicy, znajdziemy 10 rodzajów jabłek w dobrych cenach. Oprócz możliwości zbierania jabłek organizowane są tam wydarzenia dodatkowe. Na przykład w najbliższy weekend odbędzie się tam kameralny koncert.
- Ludzie przychodzą do sadownika, kupują owoce za dobre pieniądze, a sami mają produkty wysokiej jakości, prosto z drzewa, które nie przeszły przez żadne inne ręce. Jest wielu ludzi, którzy traktują to jako atrakcję - mówi Szymon Celemer z sadu w Trzebnicy.
Chcesz mieć dobre warzywa? Kupuj prosto od rolnika
Rozmawialiśmy także z rolnikami z Doliny Baryczy, którzy 10 lat temu zapoczątkowali trend samozbiorów na ogórkach. Kiszonki od Sznajderów są popularną i cenioną marką, która obecnie wciąż zaprasza Dolnoślązaków na samozbiory, dodatkowo promując przy tym edukację na warsztatach.
- Uważam, że to jest świetna rzecz. Bardzo ważna społecznie, ekonomicznie i istotna dla rolników oraz dla mieszkańców miasta. Rolnik sobie zawsze poradzi, na tym cierpią konsumenci. Papryka kosztuje 10 zł, a rolnik dostaje za to złotówkę. Ziemniaki rolnik dostaje za 1,50 a kupując je w markecie płacimy 4 - 5 zł. Nie mówi się głośno o tym, że pośrednik zarabia 10 razy tyle, co producent i to jest złodziejstwo - mówi Emilia Sznajder z gospodarstwa rolnego M. Sznajder.
Zobacz także: 11 ton śliwek na zmarnowanie? Po apelu w internecie ludzie ruszyli z pomocą. Kulisy akcji pod Wrocławiem
Jak zauważyła Emilia Sznajder, to konsumenci przede wszystkim powinni mieć świadomość tego, co kupują. Na szczęście coraz więcej ludzi chce wiedzieć skąd pochodzi ich jedzenie oraz chcą wspierać małe, rodzinne gospodarstwa.
- Dlaczego nie można na produkcie podpisać rolnika, który zginał swoje plecy, żeby to zebrać? Dlaczego konsument ma nie wiedzieć, kto to wyprodukował? Zamiast tego wie tylko, że kupił od zagranicznej sieci handlowej. A to jest powszechna praktyka tzw. marek prywatnych. Uważam, że powinniśmy kupować lokalnie, za płotem, u sąsiadów i wiedzieć skąd. Dlatego otwieranie gospodarstw, zapraszanie ludzi do siebie, to jest dla nas ogromna szansa - tłumaczy Sznajder.