Dzieci jako reklama szkół. Specjaliści ostrzegają przed konsekwencjami
W tym artykule:
Dzieci na pokaz - promowanie czy nadużycie?
Wielu rodziców z dumą ogląda w mediach społecznościowych zdjęcia swoich pociech z przedszkolnych uroczystości czy szkolnych projektów. Niewielu jednak zastanawia się, kto naprawdę decyduje o tym, czyje wizerunki i w jakim celu są udostępniane. Aleksandra Rodzewicz, ekspertka Instytutu Badań Edukacyjnych, ostrzega przed coraz powszechniejszym zjawiskiem określanym jako (edu)sharenting.
"Bileciki do kontroli". Oto jak naprawdę wygląda praca "kanarów"
- Twarzą polskiej edukacji nie jest nauczyciel czy nauczycielka, choć to oni swoimi kompetencjami czy swoją wiedzą powinni przyciągać rodziców do szkoły. Jest nią dziecko. Jego wizerunek jest walutą, którą szkoły i przedszkola posługują się w celach promocyjnych - mówi Rodzewicz.
Jej zdaniem, placówki traktują dzieci jak narzędzie promocji, nie zastanawiając się, jakie skutki może to przynieść w przyszłości. Ekspertka podkreśla, że nie ma żadnych przepisów, które obligowałyby szkoły do takiej promocji. Wskazuje, że choć niektórzy dyrektorzy działają w dobrej wierze, inni rywalizują ze sobą, by przypodobać się lokalnym władzom.
Skala edusharentingu zjawiska jest ogromna
W kwietniu 2025 roku Aleksandra Rodzewicz przeprowadziła badanie ankietowe wśród ponad 5 tys. placówek - 1263 przedszkoli, 3111 szkół podstawowych i 684 szkół średnich. Wyniki są jednoznaczne: 91 proc. przedszkoli, 97 proc. szkół podstawowych i 99 proc. szkół ponadpodstawowych prowadzi strony internetowe lub profile w mediach społecznościowych. Aż połowa przedszkoli i ponad 80 proc. szkół publikuje tam zdjęcia dzieci.
- Są też tacy, którzy chcieliby się z publikacji wycofać, ale nie zgadzają się na to rodzice, dla których opcja udostępniania zdjęć np. na zamkniętych grupach lub w chmurze nie jest satysfakcjonująca. Z tego powodu jestem daleka od krytykowania osób, które zarządzają placówkami. Uważam, że każda z nich - bez względu na to, czy jest dyrektorem szkoły czy przedszkola - powinna podjąć ten temat w swoim środowisku, zacząć edukować i wspólnie z rodzicami i nauczycielami szukać rozwiązań, które będą dobre dla dzieci - wyjaśnia ekspertka.
Zagrożenia są realne, a dzieci nieświadome
Rodzewicz przypomina, że wizerunek dziecka jest jego własnością i podlega ochronie prawnej. Problem polega na tym, że dzieci nie są w stanie świadomie ocenić skutków publikacji swojego zdjęcia w internecie.
- Każdy człowiek, ten mały i duży, ma prawo pisać swoją historię sam. Ma prawo decydować, czy i jaki ślad cyfrowy chce po sobie zostawić. Niektórzy rodzice pytają swoje dzieci, czy zgadzają się na to, aby ich zdjęcie znalazło się w mediach społecznościowych. Ale czy 6-, 10- czy nawet 14-latek ma wiedzę, która pozwoli mu na podejmowanie w pełni świadomych decyzji? Konsekwencje publikacji nie są do końca przewidywalne i mogą być bardzo odroczone w czasie. I o ile wycofanie złożonej w szkole zgody na publikację, podpisanej przez rodzica na początku roku szkolnego, jest możliwe w każdym momencie, o tyle usunięcie treści z internetu - praktycznie niemożliwe - mówi.
Ekspertka ostrzega także przed wykorzystywaniem zdjęć przez przestępców, którzy - używając narzędzi AI - mogą tworzyć z nich nielegalne treści, w tym materiały przedstawiające seksualne wykorzystanie dzieci (CSAM).
- Z badań opublikowanych przez MEN w zeszłym roku wynika, że polska nauczycielka ma średnio 47 lat, a polski nauczyciel - 48. Kiedy byli nastolatkami, żeby wylać z siebie frustrację, domalowywali kobiecie na okładce magazynu wąsy lub rogi. A kiedy kogoś lubili, wieszali w pokoju plakat z tą osobą. Zdjęcia oglądali w albumach. Wszystko działo się w domowym zaciszu. To są ludzie, którzy wyrośli w przekonaniu, że jeśli pokazują komuś swoje zdjęcie, to znaczy, że to jest zaufana osoba. A jeśli publikują zdjęcie na szkolnym fanpage'u, to zobaczą je tylko rodzice i dziadkowie. Nie przychodzi im do głowy, że z tych zasobów mogą korzystać drapieżcy seksualni - przestrzega Rodzewicz.
Zakaz jako konieczność?
Rodzewicz apeluje o systemowe rozwiązanie i wpisanie zakazu publikacji wizerunku dzieci do prawa oświatowego. Jej zdaniem, nauczyciele i nauczycielki nie powinni być obciążani odpowiedzialnością za promocję placówek.
- Większość zdjęć czy innych materiałów jest przygotowywana nie przez profesjonalistów, a przez nauczycielki, które używają do tego swoich prywatnych telefonów. Odciążmy je od tego. Pozwólmy im na edukowanie naszych dzieci i na ich zaopiekowanie - w rozmowach ze mną często przyznają, że nie mają na to wystarczająco dużo czasu - mówi ekspertka.