Dzień, który zmienił miasto. Mały znany fragment historii Zielonej Góry, który cieszy i bulwersuje
Na ile można Twoją nową książkę oceniać jako historyczną?
Pół na pół. Są tu postaci znane z historii Zielonej Góry i województwa, i są wymyślone przeze mnie. Żadnej z postaci historycznych nie znałem. Zdjęć niektórych tych osób szukałem w archiwach. Np. przewodniczącego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej Jana Musiała nie znalazłem nigdzie. W „Gazecie Zielonogórskiej” było maciupeńkie zdjęcie pierwszego sekretarza partii Feliksa Lorka w momencie, kiedy składał wieniec. Twarzy nie widziałem. Moi znajomi, których prosiłem o pomoc, nie byli w stanie mi pomóc.
Z doktorem Albinem Bandurskim, który pojawia się w książce nie miałeś nic do czynienia?
Pamiętam tego lekarza, jak jeździł na rowerze ul. Łużycką. Mieszkałem w pobliżu. Pamiętam go w furażerce, z torbą przewieszoną przez ramię.
Starałem się nie opisywać twarzy i wyglądu bohaterów. Wszyscy byli podobni, nosili białe koszule i ciemne krawaty na gumce, garnitury i czesali się do góry, taka była wtedy moda. Miałem inny problem z szefem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. To była najważniejsza osoba, ważniejsza niż pierwszy sekretarz. W dokumentach, które spotkałem był Antoni Punda, lub Puńda, i tak, i tak. Domyślam, że może maszynistka nie wybiła „ń”. Nie używano pieczątek imiennych. Ale za namową uczonych z naszego uniwersytetu przyjąłem, że był to pułkownik Antoni Punda.
Jest u mnie bardzo pozytywną postacią były prezydent Zielonej Góry Józef Ziarnkowski, który był przeciwnikiem tego, co ówczesne władze mu nakazywały. Nie chciał wysiedlać ludzi z mieszkań i przeznaczać je dla urzędników, którzy mieli obejmować wysokie funkcje, byli sprowadzani z różnych miast w Polsce, Poznania, Bydgoszczy, Łodzi, Kielc. Szybko zapłacił za to utratą stanowiska. Prawdopodobnie miał na to wpływ wspomniany Punda, który go, delikatnie mówiąc, nie lubił.
W książce wskazujesz na ważną datę dla Zielonej Góry. Którą?
26 czerwca 1950 roku zaczęła obowiązywać ustawa o zmianach podziału administracyjnego państwa, którą powołano trzy województwa (koszalińskie, opolskie i zielonogórskie). Już 8 lipca w teatrze w Zielonej Góry odbyło się pierwsze w dziejach miasta posiedzenie Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Zielona Góra awansowała do miast wojewódzkich. Z 27-tysiącznego ośrodka stała się dzisiaj 140 – tysięcznym miastem. Ma uczelnię, dobrze działający szpital, kadrę urzędników i artystów, są plastycy, pisarze, dziennikarze, aktorzy i muzycy. Miasto ma wszystko, czego by nie miało, gdyby nie było wojewódzkie. Ta sesja odbyła się 8 lipca w teatrze. Co mnie zaskoczyło? Stało się to 75 lat temu. W Zielonej Górze obchodzi się rozmaite święta, a władze nie dostrzegły, lub uznały za nieistotną tę datę. Myślę, że to jakieś niedopatrzenie. Dzień 8 lipca powinno być świętem miasta wojewódzkiego.
O czym jest książka?
W 1950 roku Zielona Góra była tak wyszabrowana, że nie było co szabrować. Zamki i pałace w okolicy prawdopodobnie też były wyszabrowane, a wielu z tych, co przyjeżdżali, miało nadzieję, że majątek poniemiecki znajdą i się wzbogacą. Dlatego szabrowali grobowce i groby na cmentarzach. To była plaga tamtych czasów, szczególnie, że grobowce po ziemianach niemieckich były okazałe. Było w nich po kilka trumien. Rozbijano je. Czego szukano? Najpewniej złota. A to złoto było w szczękach w postaci złotych zębów. O tym piszę.
Do których miejsc w Zielonej Górze warto udać się z Twoją nową książką, żeby poczytać je tam gdzie toczy się akcja, poczuć klimat, porównać zmiany?
Trzeba przyjść do centrum i zobaczyć Pomnik Bohaterów. Tutaj był wtedy cmentarz żołnierzy radzieckich. Trzeba przejść aleją Niepodległości, która wtedy była ulicą Generalisimusa Stalina z przepięknymi willami i ogródkami, których dzisiaj już nie ma. Pójść ul. Bankową do parku Tysiąclecia, który był cmentarzem Zielonego Krzyża i przejść przez ten park na drugą stronę ulicy, gdzie jest szpital. Tam wtedy mieścił się Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego z Komendą Wojewódzką Milicji Obywatelskiej i innymi służbami, które wtedy były odpowiedzialne za porządek w państwie. Można pójść jeszcze na ulicę Strzelecką, gdzie jest strzelnica Gwardia i hotel, w którym zamieszkiwał jeden z moich fikcyjnych bohaterów, i w pobliżu którego poznał swoją przyszłą żonę.
Która to Twoja książka?
Może pięćdziesiąta. Liczę po okładkach. Część ukazała się w kolejnym wydaniu, a każde było inne, powiedzmy, że lepsze.
Będzie kontynuacja „Operacji 0”?
Nie wiem. Bohaterowie powieści dość szybko z Zielonej Góry wyjadą. Musiał zostanie przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Narodowej w Zielonej Górze, a następnie zostanie przeniesiony do Koszalina na identyczne stanowisko. Punda zostanie dosyć szybko przeniesiony do Katowic. Feliks Lorek, pierwszy sekretarz KW PZPR, będzie na miejscu tylko do przewrotu gomułkowskiego.
O których czasach Zielonej Góry najlepiej Ci się pisało?
O tych, o których nie miałem pojęcia, czyli o Zielonej Górze sprzed II wojny światowej. Naczytałem się dużo, pochodziłem ulicami miasta i łatwo było mi wymyślać historyjki z tamtych czasów. Obiekty w centrum niespecjalnie się zmieniły. Są nowe szyldy, ale spod farby wyłażą stare napisy. Można było pofantazjować, więc fantazjowałem. Nie wiem, czy tak było, ale mogło być. Do książki „Szwindel w Grünbergu” wymyśliłem sobie np. jadłospisy. To mnie bawiło. Wiem, że historyk i regionalista Grzegorz Biszczanik opisał zielonogórską kuchnię przedwojenną, ja sobie wymyśliłem inną. Prawdopodobnie była taka we Wrocławiu, Szczecinie i Wrocławiu, czyli mięcho w postaci kiełbachy było numerem jeden. Uczyłem się historii niemieckości z tamtych czasów.
Będą kolejne książki?
„Operacja 0” ukaże się jeszcze w tym roku jako e-book i audiobook. Przygotowuje je wydawnictwo Saga Egmont. Kolejne książki (złożyłem propozycje w wydawnictwach) są na etapie podpisywania umowy.
Czytaj też:
- "Kocha, nie oczekując wzajemności". Obowiązkowa lektura dla posiadacza psa lub kota, nie tylko w Zielonej Górze
- Zielona Góra ."Szwindel w Grünbergu" - powieść Alfreda Siateckiego, Jaką tajemnicę nam odkrywa?
- W tej lubuskiej miejscowości nawet dawny kościół się uśmiecha. Nie tylko rynek w ostatnich latach bardzo się zmienił. Już teraz to perełka