Dzień nicnierobienia na jachcie. Czy się nudziłam? Wcale a wcale! Wycieczka po Morzu Czerwonym
W tym artykule:
Wybrałam się na rejs jachtem w Egipcie
Na rejs jachtem po Morzu Czerwonym wybrałam się w ramach press touru, zorganizowanego przez JoinUp! Polska. Wraz z przedstawicielami kilku innych redakcji mieliśmy okazję spędzić niecały tydzień w Szarm el-Szejk w Egipcie. Zostaliśmy zakwaterowani w luksusowym hotelu Rixos Radamis, gdzie mogliśmy cieszyć się wszelkimi przywilejami płynącymi z pobytu all inclusive. Jedną z atrakcji press touru był właśnie rejs jachtem. Wybrałam się na niego bez (ani pozytywnych, ani negatywnych) oczekiwań, po prostu ciesząc się wyjazdem, mimo tego pewne rzeczy mnie zaskoczyły!
Na początek: odpoczynek i podziwianie widoków
Prosto z hotelu w pobliżu Szarm el-Szejk dojechaliśmy do portu, a tam wsiedliśmy na niewielki statek o trzech kondygnacjach. Już na początku musieliśmy obowiązkowo ściągnąć buty i zostawić je w szafce. Dalej mogliśmy się rozgościć. Nasza grupa zajęła najwyższe z pięter, ciesząc się dostępnymi leżakami oraz korzystając z hamaków. Statek płynął jednostajnie i - przynajmniej z perspektywy pasażera - dość wolno. W związku z tym był czas na podziwianie widoków, nikt też nie mierzył się z chorobą morską.
Korzystaliśmy z darmowych zimnych napoi i wykorzystaliśmy czas na zdjęcia, czytanie i rozmowy oraz opalanie. W cenę rejsu wliczony był posiłek. Po południu pasażerowie ustawili się do jedzenia w bemarach. Do wyboru były między innymi zupa, makaron w sosie pomidorowym, surówki, kawałki kurczaka czy też frytki. Choć jedzenie było smaczne, ze względu na to, że na statku spędza się cały dzień, polecam jednak zabrać ze sobą kanapki i inne przekąski.
Piękna rafa, lazurowa woda i... dzikie tłumy
Rejs trwał cały dzień. Na pokład weszliśmy około godziny 9, a zeszliśmy z niego po 18. W tym czasie mieliśmy cztery przystanki, w tym trzy przy rafach koralowych, gdzie można było zejść z pokładu, by skorzystać ze snorkelingu lub nurkowania (wliczonych w cenę). Mili panowie z obsługi statku pomagali w dobraniu masek, zejściu do wody, a tym, którzy nie czuli się zbyt pewnie, służyli pomocą również na głębinach. Chętnym na nurkowanie z butlą robili miniszkolenie i schodzili z nimi pod wodę, gdzie wykonywali także zdjęcia.
Czwartym przystankiem był postój przy wysepce znanej jako Biała Wyspa. Była to niewielka wysepka, którą można było objąć wzrokiem i przejść spacerowym tempem w około 10 minut. Aby się do niej dostać, kilkaset metrów przed wysepką schodziliśmy na pontony, a kolejno szliśmy w wodzie, dlatego też ze statku w tym momencie lepiej nie brać rzeczy innych, niż niezbędne. Odradzam zabieranie telefonu, chyba że w wodoszczelnym etui. Niepotrzebne są klapki, a z kremu z SPF lepiej jeszcze skorzystać na statku.
Minus? Zarówno wokół raf koralowych, jak i przy samej wysepce panowały prawdziwe tłumy. Ludzi było tak wielu, że będąc w wodzie i próbując podziwiać rafę, wielokrotnie przeszkadzaliśmy sobie nawzajem. Mimo tego uważam, że warto zdecydować się na takie doświadczenie. Polecam je zarówno singlom, parom, grupie przyjaciół, jak i rodzinom z dziećmi.