"Fabrykantka aniołków": historia seryjnej morderczyni niemowląt z Hamburga
Za zamkniętymi drzwiami zwykłego mieszkania w Hamburgu rozgrywał się dramat, który na zawsze naznaczył niemiecką historię kryminalną. Elisabeth Wiese przez lata bezkarnie odbierała życie najmłodszym, korzystając z obojętności i naiwności otoczenia. Jej czyny do dziś szokują skalą i bezwzględnością.
Od położnej do morderczyni
Elisabeth Wiese (z domu Berkefeld) przyszła na świat 1 lipca 1853 roku w Bilshausen w Dolnej Saksonii. W młodości zdobyła zawód położnej, co w XIX-wiecznych Niemczech dawało jej względną niezależność i szacunek w lokalnej społeczności. Była matką nieślubnej córki, Pauli, co już wtedy stygmatyzowało ją w oczach sąsiadów. W 1888 roku poślubiła Heinricha Wiese, blacharza z Hamburga, lecz ich małżeństwo szybko stało się źródłem konfliktów i przemocy.
Problemy finansowe i osobiste doprowadziły Elisabeth do przestępstw. Początkowo dokonywała nielegalnych aborcji, co było wówczas surowo karane. Po skazaniu za ten proceder straciła prawo wykonywania zawodu położnej.
Z czasem popadła w jeszcze większe tarapaty – próbowała kilkukrotnie zamordować męża, najpierw podając mu truciznę, a potem atakując go brzytwą podczas snu. Obie próby nie powiodły się, a Elisabeth trafiła do więzienia za rozmaite drobne przestępstwa.
Narodziny "fabryki aniołków"
Po wyjściu na wolność Wiese znalazła nowy sposób na życie – zaczęła ogłaszać się jako opiekunka dla dzieci kobiet, które nie mogły lub nie chciały ich wychowywać. W ogłoszeniach zapewniała, że za jednorazową opłatą znajdzie dla niemowląt bogate rodziny adopcyjne w innych miastach lub za granicą. W rzeczywistości dzieci trafiały do jej mieszkania w hamburskiej dzielnicy St. Pauli, gdzie czekał je tragiczny los.
Elisabeth Wiese, zamiast szukać rodzin zastępczych, mordowała powierzane jej dzieci. Najczęściej podawała im morfinę, by uśmierzyć płacz i doprowadzić do śmierci, a następnie paliła ciała w piecu kuchennym lub wrzucała do rzeki Elby.
Zdarzało się, że zwłoki były odnajdywane przez mieszkańców, ale przez długi czas nikt nie łączył tych przypadków z działalnością Wiese.
Kolejne oblicze zbrodni
Jednym z najbardziej przerażających aspektów działalności Elisabeth Wiese była jej relacja z własną córką. Paula, już jako nastolatka, została zmuszona przez matkę do prostytucji. Uciekła do Londynu, gdzie zaszła w ciążę z jednym z klientów. W 1902 roku wróciła do Hamburga, by urodzić dziecko.
Elisabeth, nie widząc w tym żadnej wartości, utopiła noworodka w piwnicy, a ciało spaliła w piecu. Tak samo jak w przypadku innych powierzonych jej dzieci.
Śledztwo i proces
Przez lata Elisabeth Wiese działała niemal bezkarnie. Dopiero w 1903 roku zaczęły narastać podejrzenia, gdy jedna z matek, która oddała syna pod jej opiekę, po poprawie swojej sytuacji materialnej zażądała zwrotu dziecka.
Wiese nie była w stanie przedstawić chłopca, lawirowała w zeznaniach, a w końcu matka zgłosiła sprawę na policję. Dochodzenie ujawniło, że wiele dzieci powierzonych opiece Wiese zniknęło bez śladu.
Podczas przeszukania mieszkania śledczy znaleźli duże ilości morfiny i innych trucizn, a także ślady po spalaniu ciał w piecu. W trakcie przesłuchań Elisabeth plątała się w zeznaniach, próbowała przekupić sąsiadki i współwięźniarki, by potwierdziły jej wersję o adopcjach do zamożnych rodzin. Jednak dowody były niepodważalne.
Koniec fabrykantki aniołków
Proces Elisabeth Wiese rozpoczął się w październiku 1904 roku przed sądem w Hamburgu. Oskarżono ją o morderstwo dzieci, przestępstwa finansowe, zmuszanie do prostytucji i oszustwa. 10 października 1904 roku zapadł wyrok: kara śmierci przez zgilotynowanie. Wyrok wykonano 2 lutego 1905 roku.
W czasie procesu Wiese do końca utrzymywała, że dzieci zostały oddane do adopcji, a jej ofiary "znalazły szczęście w bogatych rodzinach". Jednak liczba dzieci, które mogły zginąć z jej rąk, mogła być znacznie większa niż pięć udowodnionych przypadków (niektóre źródła sugerują, że ofiar mogło być nawet kilkadziesiąt).