Jak masoni rozpoznają się w tłumie? Tajemny język gestów, który działa od wieków
Z potrzeby bezpieczeństwa – narodziny języka znaków
Wolnomularstwo wywodzi się ze średniowiecznych cechów budowniczych katedr, którzy wędrowali z miasta do miasta, oferując swoje mistrzostwo. Aby potwierdzić swoje umiejętności i lojalność, posługiwali się hasłami i znakami, które znał jedynie wtajemniczony. Z czasem, gdy masoneria przekształciła się w organizację filozoficzną i duchową, symboliczny język nie zanikł – wręcz przeciwnie, rozkwitł jako jeden z filarów bractwa.
Tajne znaki miały praktyczne znaczenie: rozpoznanie „brata” bez konieczności ujawniania się wobec nieprzychylnych struktur – Kościoła, monarchii, bądź opinii publicznej. W czasach, gdy bycie masonem mogło oznaczać wykluczenie społeczne, a nawet prześladowania, znaki stały się formą ochrony, a zarazem rytualnym świadectwem przynależności.
Słowa, które otwierają drzwi – język wtajemniczenia
Masoni posługują się również słowami pasowania – są one przekazywane nowo przyjętemu bratu jako klucz do otwarcia symbolicznych „wrót świątyni mądrości”. Dwa z nich to imiona kolumn stojących przed Świątynią Salomona: Boaz i Jachin. Każde ma swoje znaczenie – Boaz symbolizuje siłę, Jachin – stabilność.
W wyższych stopniach wtajemniczenia pojawiają się inne słowa-klucze, często pochodzące z języka hebrajskiego lub z rytuałów biblijnych. Są jak hasła do innego wymiaru – nie tyle do „tajemnych spisków”, ile do głębszego rozumienia archetypów i symboli duchowego rozwoju.
Mowa symboli – język bez głosu
Gesty i słowa to tylko część symbolicznego kodu masonerii. Równie ważna jest mowa symboli – narzędzi budowlanych (kątownik, cyrkiel, młotek), światła i ciemności, stopni i kolumn. Masoneria nie uczy dogmatów – uczy interpretacji. Dlatego symbol ten sam może znaczyć coś innego w zależności od osoby i stopnia, w którym się znajduje.
Tajemnica nie polega więc na ukrywaniu faktów, lecz na konieczności własnej, wewnętrznej drogi, która pozwoli je zrozumieć. Mówi się, że
Znaki na fartuszku, medalionach i pierścieniach – tajemna mowa stroju
Nie tylko gesty i słowa, ale również ubiór masona niesie zakodowaną treść. Charakterystyczny biały fartuszek, noszony przez wolnomularzy, to nie tylko rytualny strój – to symbol czystości intencji i gotowości do duchowej pracy.
Równie wymowne są medaliony, przypinane do piersi, oraz pierścienie z wygrawerowanym kątownikiem i cyrklem. Te detale, choć często subtelne, są dla wtajemniczonych jasnym komunikatem: oto brat, który złożył przysięgę budowy wewnętrznej świątyni.
W określonych sytuacjach elementy stroju są noszone w sposób umożliwiający rozpoznanie się poza lożą – np. pierścień noszony odwrotnie lub konkretny haft na mankiecie. To forma symbolicznej obecności – milczącej, lecz wymownej.
Publiczne gesty rozpoznawcze – szept symboli wśród tłumu
Wolnomularze – szczególnie w XVIII i XIX wieku – często potrzebowali sposobu na subtelne zasygnalizowanie swojej przynależności w przestrzeniach publicznych: na balach, bankietach, spotkaniach towarzyskich, a nawet w parlamencie. Tak powstały tzw. znaki społeczne (ang. social signs) – mikrogesty, które dla niewtajemniczonych pozostawały niezauważalne, ale dla braci były czytelne jak alfabet.
Jednym z najczęściej wspominanych przez badaczy gestów był sposób ułożenia dłoni – np. zgięty kciuk dotykający paznokcia palca środkowego, podczas gdy ręka swobodnie spoczywa na stole lub kolanie. Innym był gest poprawiania mankietu lub kamizelki dwa razy w krótkim odstępie czasu – na pozór odruchowy, lecz powtarzany według umówionego wzoru.
Zgodnie z klasycznym rytuałem opublikowanym w Duncan's Masonic Ritual and Monitor (1866), bracia znali również specyficzny sposób ukłonu – lekko pochylona głowa z jednym ramieniem nieco cofniętym – używany jako dyskretne przywitanie na balach i zebraniach.
Niektóre z tych znaków były lokalne i tymczasowe, ustalane przez konkretne loże i ważne tylko w danym czasie – co miało na celu uniknięcie ich przechwycenia przez osoby postronne. W Wielkiej Brytanii w XVIII i XIX wieku popularny był również gest ułożenia stopy pod stołem w określony sposób – np. z palcem dużym skierowanym do wnętrza kręgu.
Stephen Knight w swojej kontrowersyjnej, ale szeroko cytowanej książce The Brotherhood (1984) opisuje przypadki, gdy oskarżeni i sędziowie rozpoznawali się w sądzie właśnie dzięki takim mikrogestom – co budziło zrozumiały niepokój opinii publicznej, choć nigdy nie udowodniono systemowego nadużycia.
Współcześnie większość lóż nie praktykuje takich gestów w sposób formalny, ale niektóre z nich wciąż są znane w kręgach masońskich jako element tradycji –
Znaki rozpoznawcze w sytuacjach zagrożenia – język między życiem a śmiercią
Wolnomularze od wieków posługiwali się tzw. znakami rozpoznawczymi w niebezpieczeństwie (ang. signs of distress). Były to charakterystyczne gesty lub słowa, które miały umożliwić szybką identyfikację się wobec innego masona w sytuacjach, gdy jawne wypowiedzenie się jako „brat” mogło grozić represjami.
Jednym z najbardziej znanych gestów tego rodzaju był "znak żałoby" (duegard of a Master Mason), który – zgodnie z rytuałem opublikowanym w Duncan’s Masonic Ritual and Monitor (1866) – polegał na trzymaniu ręki wzdłuż ciała zgiętej w łokciu, z dłońmi skierowanymi do przodu i lekko ku górze. W pewnych wersjach wykonywano też charakterystyczne ułożenie dłoni na gardle – nawiązujące do przysięgi milczenia złożonej podczas inicjacji.
W sytuacjach ekstremalnych, np. podczas procesów sądowych czy w więzieniu, mason mógł wykonać znak wołania o pomoc, zwany też "znakiem Hiramowym" – podnosząc jedno ramię do góry, a drugą ręką wskazując serce, co według rytuałów miało symbolicznie przywołać legendę o śmierci Hirama Abiffa, pierwowzoru idealnego masona.
Ten znak miał być rozpoznawalny przez każdego Mistrza i – jak głosi legenda – zobowiązywał go do udzielenia pomocy lub wsparcia, o ile nie naruszało to prawa ani sumienia. Słynna fraza „Znak Hiramowy nie może być zlekceważony przez żadnego prawdziwego brata” pojawia się zarówno w Duncan’s Ritual, jak i w wielu dokumentach amerykańskich lóż z XIX wieku.
Co ciekawe, podobne gesty mieli wykorzystywać także wysoko postawieni urzędnicy i monarchowie – m.in. książę Walii Edward VII, który według Stephena Knighta w The Brotherhood miał rozpoznawać i odpowiadać na takie znaki nawet podczas oficjalnych audiencji.
Język, którym mówi się sercem
Tajne gesty wolnomularzy nie są narzędziem manipulacji. Są alfabetem, którym mówi się o wewnętrznej przemianie, o braterstwie bez granic, o pracy nad sobą, której nikt nie widzi, ale każdy może odczuć. To język szeptany nie dla ukrycia, lecz dla zrozumienia – zrozumienia, które nie potrzebuje rozgłosu.
W świecie krzyku, gest masona jest szeptem. A szeptem mówi się to, co najważniejsze.
Źródła
- Albert Pike – Morals and Dogma of the Ancient and Accepted Scottish Rite of Freemasonry, 1871
- Malcolm C. Duncan – Duncan's Masonic Ritual and Monitor, 1866
- Stephen Knight – The Brotherhood, 1984
- Arturo de Hoyos (ed.) – Scottish Rite Ritual Monitor and Guide, 2007
- United Grand Lodge of England – Official Guide to Freemasonry
- John Robison – Proofs of a Conspiracy, 1797 (wzmianki o znaku rozpoznawczym w czasie procesów)
- Henry Wilson Coil – Coil’s Masonic Encyclopedia, 1961