Koła taborowych wozów. O romskich taborach, wróżbach i pamięci o tym, co przeminęło
Wtedy Romki coś mamrotały, szeptały, może przekleństwa lub czary. Ich bano się najbardziej. Niektórzy włóczyli się jednak za "Cygankami". Prosili o wróżby i otrzymywali je. Jedna z wiejskich kobiet dowiedziała się, że dostanie "wielgi majątek i chłopa". Była zadowolona, bo tego właśnie oczekiwała. Były przepowiednie i o zdradach małżeńskich, chorobach, urodzeniu bękarta. Wtedy włościanom robiło się nieswojo.
Dziwadełko
Cyganie nie zabawili w reymontowskich Lipcach długo. A wraz z nimi znikł jeden z gospodarskich koni oraz chłopska furmanka. Chłopi zaraz wyruszyli na poszukiwania. "Wrzask buchnął [we wsi] ogromny ku wschodzącemu właśnie słońcu, kołki zaczęły rwać z płotów, trząchać pięściami, kręcić się w kółko (...)" - pisał Reymont, który zapewne na własne oczy oglądał niejeden cygański tabor. "Dobrze już było pod wieczór, kiej powrócili rozpowiadając, że ani śladu nikaj". Koń z wozem przepadły.
Prowadzą agroturystykę na Pomorzu. "Wykonujemy wszystkie prace"
Z tego malowniczego opisu dowiadujemy się, dlaczego romskie tabory nie były mile widziane. Jednak mieszkańców polskich wsi i miasteczek fascynowały - mimo wszystko - wróżbiarskie umiejętności, sztuczki oraz cygańska kultura i piękna muzyka.
Pisał o tym Jerzy Ficowski (1924-2006), poeta, pisarz oraz wybitny znawca romskiego folkloru. Zwłaszcza Romki, które zresztą czasami były wyjątkowo urodziwe, wyczyniały prawdziwe cuda!
"Stara chłopka zwierzała się swoim sąsiadom, kumoszkom ze wsi, że we śnie odwiedził ją diabeł i groził potępieniem i śmiercią. To samo było na jawie: kury pozdychały, mąż zachorował, nic się nie darzyło" - notował Ficowski. "I wtedy przyszła Cyganka i z kurzego jajka wyciągnęła prawdziwego, choć maleńkiego diabła! Gdyby się zdążył wylęgnąć, spełniłyby się z pewnością najgorsze sny, a choroba skończyłaby się śmiercią".
Ficowski wysłuchał tej opowieści ze zdumieniem. Początkowo myślał, że opowiadająca ją kobieta jest obłąkana. W cygańskiego diabła nie uwierzył, do czasu... gdy go zobaczył na własne oczy. "Widziałem go tylko przez krótką chwilę. Cyganka przy ognisku trzymała go na dłoni i głaskała palcem" - notował Jerzy Ficowski. "Zdążyłem zauważyć, że był czarny, rogaty, jakby podobny do dużego chrząszcza, chyba wąsaty. Młodziutka Cyganka spojrzała na mnie spłoszonym wzrokiem i wrzuciła owo dziwadełko w ogień".
Zdumiony Ficowski zapytał, co to było. Czy to coś żywego? "E, takie tam, bawiłam się" - odparła tylko młoda kobieta o czarnych oczach.
W końcu jedna z zaprzyjaźnionych Cyganek pokazała Ficowskiemu takiego stworka. Nazywał się bengoro, czyli po prostu diabełek. Była to figurka ulepiona z wosku, zmieszanego z węglem drzewnym (z ogniska) oraz czarnych włosów. Romskie kobiety wykonywały też tzw. trupki - małe, dziwaczne laleczki z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Robiono je z białej świecy lub kości owiniętej włosami. Od pokoleń owe osobliwe figurki pracowały w służbie cygańskich wróżek. Jak pomagały?
Diabeł z jajka
"Zwykle zaczyna się od kart, które odsłaniają w toku wróżby niebezpieczeństwo zawisłe nad domem" - notował Ficowski. "Słowa przepowiedni budzą niepokój, nadzieja na odwrócenie złego losu skłania do posłuszeństwa wobec rad Cyganki. Ale na razie są to tylko sugestie. Przychodzi odpowiednia chwila, aby umocnić wiarygodność wróżby. Cyganka prosi gospodynię o świeże jajko z własnego kurnika, po czym owija je w chustkę, najlepiej czarną". Wróżbiarka umieszczała w nim niepostrzeżenie wykonaną przez siebie figurkę. "Teraz prosi chłopkę o rozbicie jajka uderzeniem w zawiniątko" - pisał dalej Jerzy Ficowski. "Po rozwinięciu chustki przerażonym oczom kobiety ukazuje się diabełek, który wraz z białkiem i żółtkiem wyskoczył z jajka".
Jeśli ktoś się na taką sztuczkę nabrał, można mu było wmówić niemal wszystko. Co dalej? Aby pokrzyżować piekielne zamiary, trzeba było Cygance ofiarować pieniądze lub żywność. Czasami też diabełka czy trupka, który mógł symbolizować np. śmierć jednego z domowników, należało o północy odnieść na cmentarz. Wtedy koniecznie zakopywało się go z domowymi kosztownościami, które potem w niewyjaśnionych okolicznościach znikały.
Większość wróżb miała jednak mniej makabryczny i wyszukany charakter.
Strzeż się Kazimierza
W 2004 r. jedna z zamojskich Cyganek namówiła mnie na wróżbę z kart. Potem zaprosiła do swojego mieszkania i wyciągnęła sfatygowaną talię. Wówczas jej mąż i dzieci dyskretnie wyniosły się do innego pokoju.
- Na razie ci się nie polepszy - mówiła długowłosa, ubrana w powłóczyste szaty kobieta. - Jest w twojej pracy człowiek, co krwi jeszcze napsuje. Ale już nie długo, nie martw się. A kto to jest Kazimierz? - pytała, patrząc na kartę z królem kier. - Nie wiesz? Ty wiesz, karty go widzą, on nieżyczliwy... Ty na niego uważaj.
Pytała mnie jeszcze o Stanisława i Jana. Potem przepowiedziała, iż czeka mnie daleka podróż (to się sprawdziło) oraz że będę miał dwoje dzieci. Podczas wróżenia patrzyła mi w oczy, badając moje reakcje. Tajemniczo uśmiechnęła się, gdy nerwowo zareagowałem na wzmiankę o knującym za moimi plecami, tajemniczym, ale nieznajomym Kazimierzu.
- Karty nie kłamią, czasem tylko są złośliwe - powiedziała wróżbiarka na koniec. - Przyjdź pan jeszcze, znów powróżę..
Za wróżbę zapłaciłem 20 zł; teraz stawki zapewne wzrosły. Diabełka czy trupka nie dane mi było jednak zobaczyć.
Nagle pojawili się Romowie
"Cygani zjawili się z [w naszym kraju] z Węgier i Półwyspu Bałkańskiego za Wołochami w XV w. Liczniejsi na wschodzie, między Rusią, z którą się nawet jednostki zżywały, gdy główna masa odpornie się zachowywała; o wierze obojętnej, z językiem własnym, żywotem koczowniczym" - pisał Aleksander Brückner w swojej "Encyklopedii Staropolskiej". Dzieło wydano w 1937 r.
Jak zauważył uczony, romscy mężczyźni zajmowali się głównie kowalstwem i kotlarstwem. Niektórzy z nich byli też znakomitymi muzykami (grali np. na cymbałach i bandurach).
"Kobiety wróżyły z rąk, a słynęły jako czarownice: mleko odjąć krowom, urodzaj na pola przywabić; doświadczone we wszystkich miłosnych sprawach stręczycielki i same strojnisie w pstrych płaszczach, zresztą zazwyczaj zaniedbane" - notował dalej Brückner. I dodawał: "[Cyganie] włóczyli się z miejsca na miejsce, osławieni złodzieje (szczególnie kobiety) podlegali swoim starszym, mieli nawet króla w Polsce (...), wykradali dzieci (wiara w to pokutowała w naszym kraju bardzo długo), żebrali".
Romowie, potocznie Cyganie, prawdopodobnie wywodzą się z Indii. Pierwsze świadectwa o ich obecności w Polsce pochodzą z początku XV w. Przez wieki wrośli jednak w krajobraz naszego kraju. Nie rozumiano ich. "Mimo zachęty do rolnictwa nie trudnią się nim, ale włóczą się po jarmarkach, targiem koni się zajmują" - czytamy w jednej z XIX-wiecznych kronik; ich autor taką postawą był zdziwiony. "Obyczaje ich wspólne wszystkim Cyganom".
Los Romów podczas drugiej wojny światowej był tragiczny. Niemcy dokonali ich masowej eksterminacji. Dziesiątki tysięcy Romów wymordowano w obozach koncentracyjnych oraz m.in. w obozie zagłady w Bełżcu. Ten ponury czas nazywany jest przez Romów Porrajmos (w dialekcie Kełderaszy - "zniszczenie"). W Polsce przetrwali tylko prawdziwi szczęściarze.
Jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku romskie rodziny były utrzymywane głównie przez kobiety, które zajmowały się m.in. handlem i wróżbiarstwem. Potem tę rolę przejęli mężczyźni. Wielu z nich po staremu miało smykałkę do ślusarstwa i kotlarska. Tymczasem PRL-owskie władze przekonywały "cygańskich koczowników" o bezcelowości ich tułaczki. Dzieci i analfabetów objęto przymusowym nauczaniem. W końcu nakazano, aby Romowie osiedlili się we wsiach i PGR-ach, w miastach w blokach i barakach, a w 1964 r. wprowadzono zakaz podróżowania cygańskimi taborami. Za nieposłuszeństwo karano wysokimi mandatami. Tak cygańska wędrówka w naszym kraju dobiegła końca.
Jednak pamięć o nich nie zaginęła. - Pamiętam, że jak byłam mała, stałam w przydomowym ogródku. Nagle pojawili się Romowie ze swoimi taborami. Od strony Grabowca. Widziałam wiele wozów. Oni przybywali na Jarmark św. Kiliana - wspominała w rozmowie Jolanta Skorwon, mieszkanka Zamościa pochodząca ze wsi Sady (gm. Skierbieszów). - A przecież kiedyś zawsze dzieci straszyli Cyganami, że jak będziemy niegrzeczni, to nas zabiorą. I mówili: "Idźcie, idźcie, to was pokradną". Baliśmy się, ale nas oni nas fascynowali. Dzieci przyglądały im się zza płotów.