Konstanty Walczak, polski fabrykant z miasta Łodzi
Polacy nie mieli pieniędzy
Piotr Jaworski, wieloletni kierownik działu historycznego Centralnego Muzeum Włókiennictwa postanowił bliżej przyjrzeć się sylwetce Konstantego Walczaka.
- W skali łódzkiej nie był wielkim fabrykantem zatrudniał ponad 100 robotników – mówił Piotr Jaworski. - Co to jest przy wielkich fabrykach? Jednak jeśli weźmie się pod uwagę tylko Polaków, to nie był to mały zakład.
Łódź była przed laty potęgą przemysłową, ale wielkich fortun nie zbijali tu Polacy, a głównie Niemcy i Żydzi. Pierwszym naszym rodakiem, który na większą skalę rozwinął w tym mieście działalność przemysłową był Józef Paszkiewicz, który od 1853 do 1867 roku prowadził w Łodzi farbiarnię. Miał też skład przędzy i browar. Do polskich fabrykantów należał też Aleksander Skrudziński. Tak jak Paszkiewicz prowadził farbiarnię przy ul. Piotrkowskiej 212/216. Pod koniec XIX wieku zatrudniała około 120 robotników. Aleksander Skrudziński umarł w 1897 roku. Farbiarnię przejęli jego spadkobiercy. Gdy trafiła w ich ręce upadła. Farbiarnię na publicznej licytacji przejął Jakub Wojdysławski. Do polskich fabrykantów należał też Antoni Urbanowski, który prowadził jeden z największych w Królestwie Polskim Zakład Kamieniarski. Jan i Kazimierz Arkuszewscy mieli Fabrykę Maszyn, Kazimierz Żukowski Fabrykę Wyrobów Żelaznych, a Wacław Drozdowski Wykończalnię Tkanin Bawełnianych i Wełnianych. Dlaczego Polacy należeli najwyżej do średniej klasy przemysłowców?
- Polacy nie mieli pieniędzy – wyjaśnia Piotr Jaworski. - W „Ziemi Obiecanej” jest scena mówiąca, że nie mamy pieniędzy, a założymy fabrykę. To bajka! Trzeba było mieć jakiś kapitał, by założyć fabrykę. On mógł służyć jako zastaw czy gwarancję, że pieniądze się zwrócą. Wśród Polaków brakowało też fachowców. Nie kończyli wielkich uczelni. Walczak też uczył się zawodu jako terminator w fabryce. Polacy jakoś nie garnęli się do przemysłu. Jedyną sferą, która miała takie możliwości byli ziemianie. W sensie wykształcenia i środków pieniężnych. Jednak niewielu z nich garnęło się do przemysłu. O ile dobrze pamiętam szlachcicem był Aleksander Skrudziński. Był pierwszym Polakiem, który otworzył fabrykę, która jednak splajtowała.
Spod Kalisza do Łodzi
Konstanty Walczak nie należał do wyższych sfer. Urodził się 13 sierpnia 1873 roku w niewielkiej wsi Olesiec położonej w Guberni Kaliskiej. Jego rodzicami byli Antoni Walczak, robotnik dniówkowy i Juliana z domu Marciniak.
- Rodzice Walczaka pracowali na wsi, prawdopodobnie w majątku ziemskim jako robotnicy najemni – tłumaczy Piotr Jaworski. - Nie byli zamożnymi ludźmi, Nie udało się sprawdzić jaką dokładnie szkołę skończył Walczak. Wiadomo tylko, że uczył się w Kaliszu.
Po ukończeniu szkoły przyjechał do Łodzi. Zaczął odbywać praktyki w wykończalni Towarzystwa Akcyjnego Fabryki Sukna Leonhardt, Woelker i Girbardt. Ale już w 1900 roku Konstanty opuścił Łódź. Wyjechał do Dobieszkowa koło Strykowa. Został majstrem w Farbiarni i Wykończalni Reinholda Busse. I pewnie nie przypuszczał, że ta praca odmieni jego życie.
- Z czasem Konstanty Walczak objął naczelne kierownictwo w tej fabryczce- mówi Piotr Jaworski. - Nie była ona dużą fabryką, zatrudniała zaledwie 32 robotników.
Ale Konstanty musiał zrobić dobre wrażenie na swym pryncypale, bo ten zezwolił, by poślubił jego córkę Jadwigę Beatę, po pierwszym mężu Waga, z domu Busse.
- Córka Bussego musiała należeć do niepokornych kobiet, rozwiodła się z pierwszym mężem – dodaje historyk. - Znaleźli więc dla niej młodego, zdolnego chłopaka i wydali ją za mąż.
Jadwiga Beata Busse zanim poślubiła Konstantego Walczaka była żoną Piotra Augusta Wagi, który pochodził z miasta Felin, to dzisiejsze Viljandi znajdujące się na terenie Estonii. Ich ślub odbył się 18 czerwca 1894 roku. Po dziewięciu latach się rozwiedli. Rozwód orzeczono 26 kwietnia 1903 roku. Po pół roku Jadwiga była już żoną Konstantego Walczaka. Ślub wzięli 31 października 1903 roku w kościele ewangelicko – augsburskim Świętej Trójcy, znajdującym się na Placu Wolności w Łodzi. To dzisiaj katolicki kościół pw. Zesłania Ducha Świętego.
- Konstanty Walczak nie zmienił wyznania, choć ślub odbył się w kościele ewangelickim – zaznacza Piotr Jaworski. - Pozostał katolikiem.
Rodzina Busse
Ale zanim Jadwiga została żoną Konstantego para zjawiła się u notariusza. Spisano intercyzę majątkową. Córka Reinholda Bussego wniosła w posagu 10 tysięcy rubli w gotówce. Poza tym zapewniała kompletne umeblowanie i wyposażenie salonu, jadali i sypialni. Wnosiła też w posagu biżuterię wartą 5 tysięcy rubli.
- Natomiast jej mąż nie ujawnił przed notariuszem posiadanego majątku – zauważa historyk. - Zapewne był on ograniczony do pensji wypłacanej mu za prowadzenie firmy w Dobieszkowie.
Tymczasem Konstanty Walczak coraz lepiej czuł się w rodzinie Busse. W grudniu 1908 roku jego żona Jadwiga wspólnie z bratem Karolem Busse odziedziczyła po zmarłych rodzicach kamienicę przy ul. Zachodniej 79. Jeszcze w tym samym roku Walczak odkupił od szwagra udziały. Za połowę należącej do Karola Busse kamienicy zapłacił 25.120 rubli.
- Kamienica przynosiła dość znaczny dochód, bo 6 tysięcy rubli rocznie – wyjaśniał Piotr Jaworski. - Mogła też stanowić zabezpieczenie dla zaciągnięcia pożyczki w Towarzystwie Kredytowym Miasta Łodzi. Razem z posagiem wniesionym przez żonę dawało to podstawę do budowy własnej fabryki.
Budowa fabryki
Tak też się stało. W 1910 roku Jadwiga i Konstanty Walczakowie kupili działkę o powierzchni 5250 metrów kwadratowych leżącą w Osadzie Młyńskie Rokicie przy ul. Wólczańskiej 251/253. Należała do spadkobierców Teodora Adamka. Zapłacili za nią prawie 11,5 tysiąca rubli. Ale w gotówce przekazali 97 rubli i 60 kopiejek. Resztę mieli spłacić w trzech rocznych ratach po 3786 rubli i 66 kopiejek. Do tego dochodziło jeszcze sześć procent rocznych odsetek.
Na zakupionej ziemi Walczakowie postanowili wybudować fabrykę. Jeszcze w 1910 roku złożyli jej projekt w gubernialnym wydziale budowlanym. Według niego fabryka miała się składać z dwupiętrowego budynku apretury, czyli miejsca, gdzie uszlachetniano, wykańczano materiał nadając mu lepszych cech. Kolejne części fabryki Walczaków już parterowe, to między innymi farbiarnia, maszynownia, skład wyrobów gotowych. Nie zabrakło też kotłowni z kominem, stajni, portierni. Jednocześnie Konstanty Walczak postanowił zbudować pałacyk dla swojej rodziny. Między 1911 a 1912 rokiem przy fabryce wzniesiono parterową willę z użytkowym poddaszem.
- Inspirowana była stylem dworkowym – dodaje Piotr Jaworski. - Budynek posiadał oświetlenie elektryczne, wyposażony był w łazienkę z wanną i umywalką oraz „klozetem wodnym”. Na podłogach wyłożono parkiety i posadzki terakotowe, a sufity w pokojach pokryto gipsowymi ozdobami.
By zbudować rodzinna willę Walczakowie wystąpili do Towarzystwa Kredytowego Miasta Łodzi o pożyczkę w wysokości 45 tysięcy rubli. Zastawem stała się kamienica przy ul. Zachodniej. Ostatecznie dostali 29,5 tysiąca pożyczki. Całość miała zostać spłacona w listopadzie 1945 roku.
Farbiarnia Walczaka
le już pod koniec 1911 roku fabryka Konstantego Walczaka rozpoczęła produkcję. Jej oficjalna nazwa brzmiała Wykończalnia i Farbiarnia Konstanty Walczak. Brakowało im jednak odpowiednich środków na wyposażenie fabryki. Znów musieli wziąć pożyczkę. Wystąpili do Towarzystwa Kredytowego Miasta Łodzi o 40 tys. rubli kredytu, ale ostatecznie przyznano im tylko 24,8 tysięcy.
- Dzięki zaciągniętym kredytom zakład został wyposażony we własne ujęcie wody – opowiada Piotr Jaworski. - Dwa kotły, maszynę parową o mocy 150 Koni Mechanicznych, oświetlenie zasilane z generatora stałego prądu firmy Siemens, a także w komplet specjalistycznych maszyn do farbowania i wykończania tkanin wełnianych. Były to folusze, kadzie farbiarskie, wirówki, suszarki czy parowniki frędzli.
W pierwszym roku swej działalności fabryka Konstantego Walczaka zatrudniała 46 robotników, w następnym – 66, a w 1913 już 127. W tej fabryce pracowało się na dwie zmiany. Pierwsza trwała od godziny 4.00 rano do 13.00. Druga zaczynała się o godzinie 13.00, a kończyła o 22.00. Pracowano więc 9 godzin. Robotnicy mieli przerwę na obiad i byli ubezpieczeni od nieszczęśliwych wypadków. Zatrudniony był tez fabryczny lekarz, którym był dr Teofil Osiecki. Przy fabryce znajdowała się też izba chorych w której było jedno łóżko szpitalne.
W czasie I wojny światowej fabryka Walczaka, podobnie jak większość łódzkich zakładów, była nieczynna.
- Prawdopodobnie Walczak uniknął poważniejszych strat związanych z rekwizycjami i demontażem maszyn, gdyż zaraz po zakończeniu wojny fabryka Walczaka wznowiła działalność – zauważa Piotr Jaworski.
Jedyna córka
Konstanty Walczak wykorzystał dobrą koniunkturę i szybko spłacił zaległe raty pożyczki w Towarzystwie Kredytowym Miasta Łodzi. A następnie korzystając z postępującej inflacji spłacił cały kredyt.
- Wydaje się, że fabryka Walczaka do końca lat dwudziestych XX wieku radziła sobie dobrze – twierdzi Piotr Jaworski. - Na jej pracy odbił się dopiero światowy kryzys gospodarczy z lat 1929 – 1935. Fabryka Walczaka miała mniej zleceń, zmniejszyły się obroty i zatrudnienie. Dwa razy, w 1929 i 1933 roku zlicytowano Walczakowi wyposażenie biurowe, a więc maszynę do pisania, kasę ogniotrwałą. Na licytacji znalazł się również jego powóz.
Ale już w drugiej połowie lat trzydziestych dla fabryki Walczaka nadeszły lepsze czasy. Miała więcej zleceń, znów zatrudniała ponad 120 robotników.
Jadwiga i Konstanty Walczakowie mieli jedyną córkę Marię. W kwietniu 1923 roku w łódzkiej katedrze poślubiła inżyniera Aleksandra Koźmińskiego. Tak jak było w przypadku jej rodziców, także ona razem ze swym narzeczonym w przeddzień ślubu udała się do notariusza, by sporządzić intercyzę. Podobnie jak jej mama wniosła w posagu umeblowanie salonu, pokoju stołowego, sypialni, gabinetu i pokoju gościnnego. Zapewniła też blisko dziesięć dywanów, firanki, zastawę stołową na 24 osoby, fortepian, pianino, maszynę do pisania, maszynę do szycia, gramofon i polifon. Do małżeństwa wniosła również broszkę, cztery pierścionki, naszyjnik z brylantami, sznur pereł, dwa złote zegarki, trzy bransoletki i inne drobiazgi. Oszacowano, że wartość tego posagu wynosi 200 milionów marek polskich. Natomiast jej przyszły mąż nie ujawnił swojego majątku osobistego. Tak samo postąpił przed laty ojciec Marii, Konstanty Walczak.
Maria i Aleksander Koźmiński mieli dwoje dzieci – Barbarę Marię i Tadeusza. Niestety małżeństwo się rozpadło. W 1928 roku Maria wystąpiła do Sądu Biskupiego Łódzkiego u stwierdzenie nieważności tego małżeństwa. Jako powód podała, że do ślubu z Aleksandrem zmusił ją ojciec. W maju tego samego roku sąd kościelny stwierdził nieważność małżeństwa Marii i Aleksandra Koźmińskich.
Przyjęli volkslistę
Maria nie była jednak długo sama. Po półtora roku znów składała przysięgę małżeńską w łódzkiej katedrze. Tym razem jej mężem został Maks Karol Porański. Pochodził z Żyrardowa, był ewangelikiem i majstrem farbiarskim. Pewną przeszkodę do zawarcia małżeństwa było ich pokrewieństwo, ale dopiero trzeciego stopnia. Ale by wziąć ślub dyspensy musiał im udzielić biskup Wincenty Tymieniecki, ordynariusz diecezji łódzkiej. Panna młoda wniosła w posagu część kamienicy przy ul. Zachodniej. Rodzice podarowali jej trzy czwarte udziałów w tej nieruchomości. Pozostałą część otrzymała jej córka Barbara Koźmińska. Na posag złożyło się również 5 tysięcy dolarów amerykańskich oraz tzw. wyprawa. Składało się na nią między innymi wyposażenie salonu, gabinetu, sypialni, firanki, żyrandole, dywany, bielizna pościelowa i stołowa. Panna młoda wniosła w posagu także biżuterie, futra, różne stroje. Wszystko było warte około 25 tysięcy złotych, Także tym razem pan młody nie ujawnił swego posagu. Musiał jednak złożyć tzw. poświadczenie uczciwości.
- Nie miał rodziny w Łodzi więc znajomi ręczyli, że jest porządnym człowiekiem i kawalerem – dodaje Piotr Jaworski.
Maria i Maks Karol Porański mieli dwoje dzieci . To urodzone w 1926 roku bliźniaki – Bolesław Karol i Jan Konstanty. Maks Karol Porański razem z bratem Hugonem prowadził Farbiarnię Bracia Porańscy. Znajdowała się przy ul. Leszno 35/37, czyli przy dzisiejszej ul. Żeligowskiego,.
Tymczasem w lipcu 1930 roku zmarła Jadwiga Walczakowa. Jej mąż Konstanty już pod koniec 1930 roku ożenił się ze swoją szwagierką Wally Heleną Busse, żoną Karola, brata jego pierwszej żony Jadwigi. Wally okazała się zamożną kobietą. Na jej posag składało się wyposażenie pięciopokojowego mieszkania. Oszacowano ja na 11,5 tysiąca złotych. Była też właścicielką 190 akcji Towarzystwa Akcyjnego Bawełnianej i Gumowej Manufaktury Ferdynanda Goldnera. Na jej koncie znajdowało się też blisko 6 tysięcy dolarów amerykańskich i 6 tysięcy złotych.
Konstanty Walczak zmarł nagle 4 kwietnia 1938 roku. Przyczyną śmierci były problemy z sercem. Jego pogrzeb odbył się w łódzkiej katedrze. Został pochowany w części katolickiej Cmentarza Starego przy ul. Ogrodowej.
- O tym, że zmarły cieszył się powszechnym szacunkiem może świadczyć kilkanaście nekrologów zamieszczony w łódzkiej prasie po jego śmierci – mówi Piotr Jaworski. - Pochodziły głównie od właścicieli łódzkich tkalni, zapewne zlecających wykończenie swoich wyrobów firmie Walczaka. Trudno się jednak doszukać jego działalności społecznej. Jedynie podczas I wojny światowej, gdy w 1916 roku niemieckie władze okupacyjne zezwoliły na utworzenie polskich sądów w jednym z nich był ławnikiem.
Wielki pożar
Po śmierci Walczaka jego firmę przejęła córka Maria. Prowadziła ją z mężem jako Wykończalnię i Farbiarnię K. Walczak – Spadkobiercy. Ale kilka miesięcy po śmierci Walczaka, w sierpniu 1938 roku w fabryce wybuchł pożar. Zniszczona została m.in. wykończalnia i farbiarnia. Spłonęły materiały i gotowe wyroby. Pracę straciło 160 pracowników. Na nieszczęście pożar wybuchł w dniu wypłaty. Wielu z nich uciekając z płonącej fabryki zostawili w szatni ubrania, a w nich pensje..Na szczęście farbiarnia była ubezpieczona i Porańskim udało się ją odbudować. Mieli jeszcze jeden problem. Co prawda Maria była jedyną córką i główną spadkobierczynią, ale z dużymi roszczeniami wystąpiła wdowa po Walczaku, jej ciotka Wally. Sprawę musiał rozstrzygnąć sąd. Wdowa otrzymała m.in. 71 tysięcy złotych, a należne jej po mężu prawo do dożywocia skapitalizowano na 100 tysięcy zł. Kwotę tę miała spłacić dziesięciu półrocznych ratach, licząc od 1 stycznia 1939 roku. Porańscy nie musieli jednak długo płacić dożywocia. Wally Walczak zmarła w styczniu 1940 roku.
Gdy wybuchła II wojna światowa Maria i Max Porańscy przyjęli volkslistę. Zmienili nazwisko na Fruhauf. Ich farbiarnie traktowano więc jak niemiecką firmę. Nie poniosła wielu strat podczas okupacji. Po wojnie została znacjonalizowana. Najpierw działała jako Łódzkie Zakłady Przemysłu Włókienniczego Fabryka nr 25. W 1947 roku farbiarnia weszła w skład Państwowych Zakładów Przemysłu Włókienniczego nr 37, które potem stały się Zakładami Przemysłu Włókienniczego im. Andrzeja Struga.
Maria Porańska nie wyjechała z Polski po zakończeniu wojny. Zamieszkała w Pabianicach. Zmarła w 1952 roku. Została pochowana w Łodzi, obok swego ojca Konstantego,